Eddie Alvarez: „Jeśli wygram decyzją z Dustinem, będę rozczarowany”
Były mistrz kategorii lekkiej Eddie Alvarez wspomina porażkę z Conorem McGregorem i zapowiada, że zapłaci za nią Dustin Poirier.
Przed nowojorską galą UFC 205, na której miał przystąpić do pierwszej obrony pasa mistrzowskiego kategorii lekkiej, mierząc się z Conorem McGregorem, Eddie Alvarez tryskał pewnością siebie. Przekonywał, że raz na zawsze wyciszy szum wokół Irlandczyka, dając mu też śmiały odpór podczas konferencji prasowych.
Amerykanin nie będzie jednak miło wspominał tamtego listopadowego wieczoru w Madison Square Garden. Został bowiem zdeklasowany przez McGregora i ostatecznie ubity w drugiej rundzie, na przestrzeni całej walki nie mając absolutnie nic do powiedzenia.
Dziś, pół roku później nie żałuje niczego. Przekonuje, że uczucia, jakie towarzyszyły mu wówczas przed walką były szczere – naprawdę wierzył, że nie tylko pokona, ale upokorzy Irlandczyka.
Wydaje mi się, że za dużo czasu spędziłem, próbując znaleźć w tym (porażce) jakiś sens.
– powiedział Alvarez w rozmowie z BJPenn.com.
Jeśli coś z tego wyciągnąłem to to, aby nie tracić tak dużo czasu na szukanie sensu w rzeczach. Czasami po prostu wdeptujesz w gówno i musisz sobie radzić.
Jeśli chodzi o moje przygotowania do tamtej walki, to traktuję ten sport bardzo poważnie, więc bardzo rzadko mówię, że mogłem zrobić lepiej to czy tamto. Jestem człowiekiem, który podchodzi do tego bardzo poważnie i poświęcił temu całe swoje życie. Nie żałuję więc niczego w stylu: „O, powinienem był trenować więcej tego czy tamtego”. Nie byłem tak skoncentrowany, jak powinienem być. Dostałem strzała i skończyło się porażką. To proste. Nie zamierzam tego komplikować dla siebie czy dla kogokolwiek innego.
Przegrałem. Przegrałem walkę. Przegrałem już walki w przeszłości. Nidy jednak nie przegrałem dwóch z rzędu. I nigdy nie przegram! Gdy popełniam błąd, złoszczę się i jestem tak rozczarowany, że daję mocny występ następny razem. W tym miejscu jestem obecnie. Jestem sfrustrowany sposobem, w jaki walczyłem ostatnio, więc kolejny rywal musi za to zapłacić.
Alvarez powróci do akcji 13 maja w Dallas podczas gali UFC 211, gdzie zmierzy się z Dustinem Poirierem. Pierwotnie proponowano mu Nate’a Diaza i były mistrz nie ukrywał, że bardzo chciał tej walki, ale stocktończyk nie był nią zainteresowany.
Walka z Poirierem jest największą, jaką mogę obecnie dostać.
– wyjaśnił.
Dywizja lekka jest teraz tak zamknięta, że naprawdę nie ma z kim walczyć. Dustin wraca po cennym zwycięstwie z Jimem Millerem. Wyszło no to, że był największym dostępnym nazwiskiem. Nie wydaje mi się, żeby był tam ktokolwiek inny z tak dużym nazwiskiem, kto był wówczas dostępny. Styl Dustina zawsze oznacza ekscytujące walki. Wielu ludzi lubi go oglądać, więc… Zawsze szukam największej możliwej walki, która przyciągnie największe zainteresowanie. Ta była dostępna.
Alvarez wygrał pod banderą UFC trzy walki, w swoim ostatnim zwycięstwie efektownie kończąc Rafaela dos Anjosa. Wcześniejsze dwie wiktorie odniósł po bardzo wyrównanych starciach niejednogłośnymi decyzjami. W starciu z Poirerem zapowiada jednak powrót do tego, co pokazał w konfrontacji z RDA.
Moim celem nie jest tylko wyjście tam i wygranie. Jeśli po prostu wygram, będę rozczarowany. Jeśli wyjdę tam i wygram decyzją, będę rozczarowany.
– zapowiedział Alvarez.
Muszę zrobić to w stylu, w jakim trenowałem. Sparowałem i rywalizowałem na konkretnym poziomie intensywności, abym wyszedł tam i nie tylko zdominował, ale też skończył swojego rywala. Wydaje mi się, że gdy przyszedłem do UFC, byłem tak zafiksowany na samym zwyciężaniu, że tylko to robiłem. Wygrywałem. Nie walczyłem jednak po swojemu. Nie podejmowałem odpowiedniego ryzyka, które powinienem był podejmować. Naprawdę mnie to wstrzymywało. Przeciwko Dustinowi na pewno nie będę zadowolony, jeśli po prostu wygram. Muszę to zrobić w sposób, który zrobi szum w dywizji. I dokładnie takie mam plany.
*****
Jose Aldo: „Holloway nie walczył z najlepszymi gośćmi w dywizji”