UFC

Melvin Guillard – od młodego zabójcy do walk na gołe pieści i awantur barowych

Kiedyś uznawany był za jednego z najgroźniejszych lekkich na świecie, dziś poniewiera się po galach z walkami na gołe pięści.

Karierę rozpoczął od jedenastu zwycięstw z rzędu, w tym dziewięciu przed czasem. Szczytowy okres jego kariery przypadł na lata 2010-2011, gdy pod banderą UFC wygrał pięć pojedynków z rzędu, mocno zbliżając się do starcia o złoto.

Wówczas jednak, w październiku 2011 roku podczas gali UFC 136, na drodze Melvina Guillarda – bo o nim mowa – stanął Joe Lauzon, dusząc go w ledwie 47 sekund i w ten sposób zapoczątkowując schyłkowy etap kariery.

Od tamtej pory Młody Zabójca – znany ze zmieniania klubów jak rękawiczki oraz notorycznego niewypełniania limitów wagowych; innymi słowy: lenistwa i hulaszczego trybu życia – stoczył jedenaście walk, zwyciężając tylko trzy z nich. Jakby tego było mało, po raz drugi wpadł na na kontroli antydopingowej – i ponownie, jak wieść gminna niesie, na kokainie.

Oficjalnie ostatnią walkę wygrał prawie trzy lata temu, w lipcu 2014 roku, jeszcze pod banderą WSoF. Nie wliczając zmienionego na no-contest z uwagi na wspomnianą wpadkę dopingowa zwycięstwa z Davidem Rickelsem, Guillard przegrał cztery ostatnie pojedynki w swojej karierze.

Często postrzegany jako zawodnik z ogromnym potencjałem, który ma wszelkie atrybuty fizyczne, by zawojować kategorię lekką, 33-letni dziś Amerykanin nigdy nie sprostał pokładanym w nim nadziejom. Zabrakło mentalności – determinacji i etosu pracy.

Pod koniec zeszłego roku desperacko poszukujący pieniędzy Amerykanin, korzystając z jedynego talentu – a w zasadzie jego resztek – jaki dał mu Bóg, związał się z przeżywającą rozkwit popularności na Wyspach Brytyjskich organizacją UBBAD, która organizuje Bare Knuckle Boxing (BKB), czyli walki bokserskie na gołe – przynajmniej z nazwy, bo w rzeczywistości są owinięte taśmami – pięści. Tym samym poszedł śladami innego weterana UFC, który nie ma już umiejętności na największą ligę, ale nadal posiada rozpoznawalne nazwisko – Joego Riggsa. W lutym tego roku Diesel zdobył nawet w swoim debiucie pas kategorii półciężkiej BKB.

Także i Guillard w swojej pierwszej potyczce miał powalczyć o złoto, mierząc się z mającym na Wyspach swoją oddaną rzeszę fanów mistrzem dwóch kategorii – półśredniej i średniej – Irlandczyk Jimmym McSweeney’em, który pozostaje na zasadach BKB niepokonany, mając na koncie czternaście zwycięstw.

Obaj – Guillard i McSweeney – nie szczędzili sobie razów w mediach społecznościowych, ale ostatecznie Amerykanin zrezygnował z zaplanowanej na 28 stycznia potyczki. Otrzymał bowiem jeszcze jedną szansę od Bellatora, przegrywając przez jednogłośna decyzję z Chidim Njokuanim. W starciu ze Sweeney’em zastąpił go inny miłośnik światowych ringów i klatek Cody McKenzie – nie mogąc jednak korzystać ze swoich umiejętności parterowych, Amerykanin przegrał z Irlandczykiem przez techniczny nokaut.

Guillard z kolei zadebiutował w brytyjskiej organizacji w ostatnią sobotę, podczas gali w Coventry. Wyszedłszy do walki w osobliwych czerwonych jeansach, w drugiej rundzie znokautował byłego sparingpartnera Conora McGregora, Dana Breeze.

To jednak nie wszystko, bo na tej samej gali wystąpił też wspomniany Jimmy McSweeney, wypunktowując twardego 44-letniego Shoniego Cartera – kolejnego weterana UFC i WEC, który w 2005 roku stoczył nawet jedną walkę dla KSW, pokonując Marcina Zontka.

McSweeney i Guillard mieli okazję spotkać się po raz pierwszy twarzą w twarz – i było bardzo ostro, choć do rękoczynów nie doszło. Na nagraniu opublikowanym przez innego byłego zawodnika UFC, Wesa Simsa, widać jednak, że Guillard podczas draki w restauracji chował nawet za plecami nóż. Późnej wymiana uprzejmości przeniosła się na ulicę.

Zrobię ci dziurę w pierdolonej czaszce! – krzyczał Guillard odciągany przez kolegę. – Ty cipo, pokażę ci, czym jest Ameryka!

Po gali z kolei Młody Zabójca zapowiedział, że co prawda nadal jest przede wszystkim zawodnikiem Bellatora, alce chce zostać mistrzem BKB i powalczyć ze Sweeney’em o tytuł w czerwcu. Sobie tylko znanym sposobem obliczył także, że walka z Breeze była jego 108. w karierze.

Na koniec – jakby na przekór zapowiedziom ze stycznia tego roku, gdy w rozmowie z MMAFighting.com przekonywał, że rodzina jest dla niego najważniejsza – ponownie udowodnił, że starego psa nowych sztuczek nauczyć trudno. Jął narzekać, że trudno mu znaleźć na Wyspach Brytyjskich dwie nowe laski – bo żonę i dziewczynę zostawił w Stanach Zjednoczonych.

*****

Australijski awanturnik ubity przez kuzyna Cody’ego Garbrandta podczas sparingu – video

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button