Mariusz Pudzianowski: „Gdybym przegrał, to zwijać torby i do ziemianki na pół roku”
Mariusz Pudzianowski opowiada o zwycięskim starciu z Popkiem na gali KSW 37 i zdradza swoje plany na przyszłość.
Nie było złej krwi przed walką – i nie ma złej krwi po niej.
Dla mnie on już ma jaja, żeby wejść po takiej przerwie do klatki.
– powiedział Mariusz Pudzianowski o Popku podczas spotkania z dziennikarzami po tym, jak na gali KSW 37 w Krakowie ubił go w 80 sekund.
W trzy miesiące tyle, ile mógł, to zrobił, tryb życia prowadził, jaki prowadził i wiedział, że moje ręce troszeczkę ważą i że krzywda może się stać – i nawet zęby mogą wylecieć przy takiej wadze. Tak czy tak brawa mu się należą za samo wejście, a jak dalej pokieruje swoją drogą, proszę jego pytać.
Jego scena, moja arena. Ze mnie jest muzyk jak z koziej dupy trąba, a on… radził sobie. Jakoś przez tą minutę sobie radził i jeden cios gdzieś tam delikatnie poczułem.
Pudzianowski nie ukrywał jeszcze przed starciem, że wiele stawia na szali, wychodząc do walki z Popkiem. Nie ukrywał, że porażka może doprowadzić do zakończenia jego sportowej kariery.
Coś tam na moich plecach było, więc gdybym przegrał, to zwijać torbę i do ziemianki na pół roku. Ale jedziemy dalej. Jak to mówią, psy szczekają, karawana jedzie dalej.
– stwierdził Pudzian, który zapowiedział też, że przez rok nigdzie się nie wybiera.
Do końca 2017 roku na pewno będę ciężko trenował. Niektórzy powiedzą, że mam talent, nie mam talentu. Gdy nie mam talentu, to jestem dobrym rzemieślnikiem i powiem to nieskromnie – jestem dobrym rzemieślnikiem, ciężko pracuję. Może mistrzem świata nie będę, ale jeszcze troszeczkę zajdę.
Jestem spełnionym sportowcem. To, co chciałem, to osiągnąłem. Parę razy mistrzem świata byłem. Chciałem przewalczyć dwie rundy + trzy minuty dogrywki, a wiem, że to był ciężki kawałek chleba. Zrobiłem to i cóż, zobaczymy, co dalej będzie.
39-letni zawodnik zdradził na koniec, kiedy ponownie zobaczymy go w klatce.
Następnym razem przypuszczalnie już mniej więcej wiem – będę w maju.