Kalendarz MMA: cztery lata temu w Rio de Janeiro…
Cztery lata temu w Rio de Janeiro na gali UFC 153 legendarny Anderson Silva odniósł swoje ostatnie zwycięstwo w oktagonie.
Anderson Silva był wówczas na samym szczycie. Niepokonany w UFC, z rekordową liczbą dziesięciu obron pasa mistrzowskiego, demolujący jednego rywala za drugim, uchodzący za nietykalnego.
13 października 2012 roku poszedł organizacji na rękę, biorąc kolejną walkę w kategorii półciężkiej, aby uratować wyjątkowo pechową dla Dany White’a i spółki galę UFC 153. Pierwotnie wydarzenie w Rio de Janeiro mieli firmować swoimi nazwiskami Vitor Belfort, Jose Aldo czy Quinton Jackson, ale z różnych powodów żaden z nich ostatecznie tego wieczoru nie wszedł do oktagonu.
Pająkowi wyszykowano przygotowującego się już do emerytury, ale chcącego zakończyć karierę z przytupem finalistę pierwszego sezonu TUF Stephana Bonnara.
Pomimo ledwie miesiąca przygotowań Amerykanin, który wcześniej nie walczył od jedenastu miesięcy, podczas ważenia wyglądał doskonale.
Nie trenowałem wcześniej.
– powie kilkanaście miesięcy później o okolicznościach zestawienia z Silvą Bonnar w rozmowie z MMAFighting.com.
Byłem słaby, chudy, miałem kurację z komórek macierzystych na kolano, miałem za sobą długą przerwę. Myślę sobie, cholera, jestem naprawdę podatny na kontuzje. Pomyślałem, że skoro i tak treningi zacznę pewnie za miesiąc, więc nie muszę się martwić o kontrole antydopingowe. Zrobię sobie dobry cykl. Cel – nabrać masy, być dużym i silnym. Będę dużo jadł, podnosił ciężary, urosnę i będę silny. Nie muszę się przecież martwić kondycję, o ścinanie wagi, o testy. Więc wziąłem to. Nie sądziłem, że jeszcze będę walczył.
Gdy dostałem telefon z propozycją walki z Andersonem, byłem już kilka tygodni po tym cyklu. Pomyślałem, że teraz muszę zająć się kondycją, zrobić dietę, przygotować się do walki. Tego gówna już nie ma w moim organizmie, a jeśli pokonam Andersona Silvę, będę panem świata.
Nic z tego jednak nie wyszło. Brazylijczyk zabawił się z Amerykaninem jak z uczniakiem, kończąc go ostatecznie na dwadzieścia sekund przed końcem pierwszej rundy.
Na tym się jednak nie skończyło, bo Bonnar wpadł na kontroli antydopingowej po walce – wykryto w jego organizmie drostanolon. Został zawieszony na rok i rozstał się z UFC, tocząc potem jeszcze jedną – fatalną – walkę w Bellatorze, w której przegrał z Tito Ortizem.
Nie jestem najlepszy. Nie jestem najlepszy.
– powiedział w oktagonie tamtej nocy Anderson Silva zaraz po zwycięstwie.
Po prostu wierzę, że mogę robić rzeczy, które ludzie uważają za niemożliwe.
Zwycięstwo z Bonnarem było ostatnim, jakie odniósł w oktagonie.
Dziś, cztery lata później Brazylijczyk znajduje się w zupełnie innym miejscu, mając za sobą bagaż fatalnych doświadczeń.
W swojej kolejnej walce po ubiciu Bonnara stracił pas mistrzowski, będąc upokorzonym przez Chrisa Weidmana, by w rewanżu złamać nogę.
Anderson Silva zaraz po pierwszej walce – przegranej przez nokaut – z Chrisem Weidmanem.
Wrócił po ponad rocznej przerwie, wypunktowując Nicka Diaza, ale oblał testy antydopingowe, co w ocenie wielu krytyków Brazylijczyka postawiło pod znakiem zapytania jego wcześniejsze dokonania. Próbował tłumaczyć się niebieskimi fiolkami z lekarstwem na potencję, które dostał z Tajlandii, ale został zawieszony na rok.
Anderson Silva przed Stanową Komisją Sportową w Newadzie tłumaczy się z wpadki dopingowej niebieskim płynem na potencję z Tajlandi.
Ale znów wrócił – tylko po to, by na własne życzenie przegrać z Michaelem Bispingiem.
Pająk rozczarowany decyzją sędziowską po walce z Hrabią.
Ostatnio natomiast wziął walkę z Danielem Cormierem na trzy dni przed jubileuszową galą UFC 200. Przegrał, ale świętował, bo mało kto spodziewał się, że dotrwa do końca.
Póki co nie wiadomo nic o kolejnej walce 41-letniego już Brazylijczyka. Tu i ówdzie pojawiały się doniesienia o szykowanym pojedynku z Georgesem Saint-Pierrem, ale konkretów brak.
Komentarze: 1