Al Iaquinta nie zgodził się na walkę z Thiago Alvesem na UFC 205
Al Iaquinta wyjaśnia, dlaczego nie zgodził się na pojedynek z Thiago Alvesem na nowojorskiej gali UFC 205.
Pojedynek w kategorii lekkiej pomiędzy perspektywicznym Alem Iaquintą i debiutującym w nowej dla siebie kategorii byłym pretendentem w 170 funtach Thiago Alvesem został zdjęty z rozpiski nowojorskiej gali UFC 205, która odbędzie się 12 listopada w Madison Square Garden.
Żaden z zawodników nie nabawił się kontuzji, a jak w rozmowie z FOXSports.com wyjaśnił Amerykanin, powodem skreślenia walki są sprawy kontraktowe. Chodzi oczywiście o pieniądze.
Dostałem kontrakt (na walkę z Alvesem) i przez kilka dni mu się przyglądałem. Po prostu nie mogłem tego podpisać. Nie mogę tego zrobić.
– powiedział Iaquinta.
Czułem, że to nie było uczciwe. Rozmawiałem z moim menadżerem i powiedziałem mu, że naprawdę chcę walczyć w Nowym Jorku. Niczego bardziej nie pragnę, niż walczyć w Nowym Jorku, ale nie mogę przyjąć obniżki za tę walkę.
Wszyscy moi sponsorzy obcięli swoje wypłaty. Przez 18 miesięcy traciłem pieniądze, które mógłbym zarobić od sponsorów. Powiedziałem menadżerowi, że chcę więcej. Chciałem porozmawiać z UFC, żeby zobaczyć, czy możemy ponegocjować, bo kontrakt podpisywałem jeszcze przed umową z Reebokiem.
Iaquinta ostatni raz widziany był w oktagonie prawie półtora roku temu, niejednogłośnie pokonując Jorge Masvidala. Było to jego czwarte z rzędu zwycięstwo w UFC. Aktualnie sklasyfikowany na 4. miejscu w rankingu kategorii lekkiej nowojorczyk może pochwalić się rekordem 7-2 pod banderą amerykańskiego giganta.
Przyznał, że za walkę z Alvesem zarobiłby gwarantowane $26 tysięcy i drugie tyle za zwycięstwo oraz $5 tysięcy od Reeboka. Za poprzednią walkę – pierwszą w swoim nowym 4-walkowym kontrakcie – zainkasował natomiast łącznie $46 tysięcy (23 + 23).
Dodatkowo, Iaquinta został wykluczony przez UFC z możliwości otrzymywania bonusów przez trzy walki – a to za niepojawienie się na zjeździe zawodników.
Pięć tygodni przed walką z Masvidalem miałem się bić z Bobbym Greenem, a UFC chciało, żebym poleciał na spotkanie zawodników w Las Vegas, co oznaczałoby tydzień różnicy – a to było na pięć tygodni przed walką. Daję prywatne lekcje, w ten sposób zarabiając trochę na boku – i musiałbym przestać to robić na ten okres. Musiałbym lecieć do Vegas, trenować z dala od teamu, z dala od moich trenerów i jeszcze nic za to nie dostać. To byłby dla mnie wydatek, a dodatkowo byłem chory.
Po walce z Masvidalem Iaquinta nabawił się poważnej kontuzji kolana. Jak twierdzi, była to konsekwencja urazu, jakiego doznał jeszcze w czasach swoich występów w TUF. Po ciężkich bojach z UFC udało mu się przekonać pracodawcę, aby pokrył koszty zabiegu.
Teraz 29-letni zawodnik patrzy na swoją karierę długofalowo i nie wie, kiedy powróci do oktagonu.
Nic nie zostaje. Walczę za darmo.
– powiedział o gwarantowanych pieniądzach za walkę z Pitbullem.
A gdybym jeszcze znów doznał kontuzji, to nie zostałoby mi już nic, bo wszystko wydałem na poprzednią, żeby utrzymać się w obiegu. Gdyby cokolwiek się przydarzyło, nic by nie zostało. To mnie przeraziło. Nawet jeśli wygram, musiałbym walczyć ponownie za kilka miesięcy. Czy będę w stanie wejść po schodach z moimi dziećmi, gdy będę starszy? Będę w stanie się z nimi bawić? Prawdopodobnie nie. Czy to warte tych pieniędzy? Nie.
Przed tymi kontuzjami może i mogłem walczyć za 10 dolarów, ale teraz patrzę na wszystko z innej perspektywy. Sądziłem, że już po mojej karierze. Dawałem treningi personalne, zdobyłem licencję na obrót nieruchomościami i żyję wygodnie. Nie muszę teraz walczyć. Gdybym wziął tę walkę, musiałbym porzucić wszystko inne, co robiłem i nie zarobiłbym tych pieniędzy. Musi być jakaś stabilność.
Komentarze: 1