Nate Diaz: „McGregor to droga na skróty”
Nate Diaz wyjaśnia, że bez względu na Conora McGregora doszedłby do wielkich pieniędzy w UFC, choć…
Telekonferencja z udziałem Conora McGregora i Nate’a Diaza przed rewanżowym starciem obu na gali UFC 202 mocno różniła się od potyczek słownych obu przed UFC 196, gdy spotkali się po raz pierwszy. Zwłaszcza Irlandczyk zaniechał jakichkolwiek większych ataków werbalnych. Przebąkiwał jedynie o tym, że Diaz jemu właśnie powinien zawdzięczać, że znajduje się w tym miejscu, w którym się znajduje.
Ten gość opowiada o tych wszystkich innych zawodnikach, jakby byli pojebami – i ma rację, wszyscy oni są pojebami.
– odpowiedział stocktończyk na słowa McGregora.
Ale ja nie jestem jednym z tych gości, którzy siedzieli tu i podpisywali jeden pierdolony kontrakt za drugim. Od sześciu lat napieprzam na mój kontrakt. Przechodziłem przez piekło, więc wiedziałem, że wyjdzie na moje. Gdy nadszedł czas, żeby zabrać, co moje, dostałbym to bez względu (na McGregora) – i miałem plan, aby to osiągnąć. To nie dzięki Conorowi osiągnąłem to wszystko, ale mogę przyznać, że była to droga na skróty.
Według różnych szacunków stocktończyk za pierwszą walkę zarobił około 2-3 miliony dolarów, choć niektórzy twierdzą, że jego łączna gaża mogła sięgnąć nawet 5 milionów.
Przed rewanżem po raz kolejny negocjował kontrakt, domagając się większej wypłaty.
Gdybym był głupi, nie doszedłbym tu, gdzie teraz jestem.
– stwierdził Diaz.
Zrobiłem, co musiałem zrobić. Dostałem tę walkę z Johnsonem, sprzątnąłem go i zrobiłem swoje. Wróciłem, wziąłem tę walkę na dziesięć dni przed galą i znów zadziałało. Chciałem tej walki, mówiłem, że jej chcę, dostałem ją, więc ją wziąłem.
Jestem tutaj, gdzie jestem, bo sam tutaj dotarłem – i nie jest to ani świetne, ani okropne – po prostu jest, kurwa, jak jest. Tak więc widzę tę całą sytuację. Nie podążałem za liderem, żeby zarobić tu jakieś pieniądze. Dostałbym te pieniądze i tak, i doszedłbym tutaj, gdzie jestem. Ale przyznam, że to była droga na skróty.