UFC

Typowanie UFC Fight Night 89 – MacDonald vs. Thompson

Analizy i typowanie najciekawszych walk gali UFC Fight Night 89, na której do oktagonu w poszukiwaniu czwartego zwycięstwa z rzędu powróci Polak Krzysztof Jotko

Transmisja z gali rozpocznie się w nocy z soboty na niedzielę o godzinie 00:45.

Przypominamy, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:

IkonaOpis
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra.
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie.
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa.
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać.
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony.

170 lbs: Rory MacDonald (18-3) vs. Stephen Thompson (12-1)

Kursy UNIBET: Rory MacDonald vs. Stephen Thompson 1.95 – 1.90

Bartłomiej Stachura: Pojedynek zapowiada się wybornie, a wskazanie faworyta jest piekielnie trudnym zadaniem. Poza poddaniem w wykonaniu Thompsona, którego nie przewiduję, żaden inny rezultat mnie nie zdziwi. Jest tu masa zmiennych, które faworyzują jednego bądź drugiego zawodnika.

Nie ulega wątpliwości, że Stephen Thompson jest lepszym uderzaczem – jego arsenał ofensywny jest znacznie bogatszy, potrafi walczyć z obu pozycji, cechuje go doskonała praca na nogach, potrafi inicjować ataki i kontrować szarże rywala. Teoretycznie zatem jeśli MacDonald z jakiegoś powodu zmuszony będzie wymieniać z nim ciosy, jego szanse mocno stopnieją, z czym zgadza się chyba każdy. Sęk jednak w tym, że wcale nie musi to być prawdą, jeśli przyjrzymy się innym elementom! Otóż, czy rzeczywiście nawet jeśli pojedynek będzie miał charakter kickbokserski, w trzeciej, czwartej czy piątej rundzie przewaga należeć będzie do Wonderboy’a? Szczerze w to wątpię. Po pierwsze – jego kondycja nie jest sprawdzona, a wyprowadzanie ciągłych kopnięć męczy, nawet jeśli spędziłeś na tym pół życia. Po drugie – MacDonald to nie Johny Hendricks, nie będzie szarżował bez głowy. Innymi słowy – spodziewam się, że w dystansie będzie niezwykle wyrachowany, co oznacza, że nie odniesie większych szkód, gdyż nie będzie narażał się na ataki. Po trzecie – Kanadyjczyk jest znacznie bardziej doświadczony, miał już okazję spróbować mistrzowskich rund.

Nie chcę przez to zaklinać rzeczywistości i przekonywać, że MacDonald rozstrzela Thompsona w dystansie, bo taki scenariusz raczej nie wchodzi w grę, ale chcę odnotować, że jego ostrożny styl walki może doprowadzić do tego, że w drugiej połowie pojedynku przejmie stery w swoje ręce, wykorzystując mniejsze doświadczenie Amerykanina.

Bardzo istotnym czynnikiem będzie wzrost i zasięg obu zawodników, który jest generalnie bardzo zbliżony. Rodzi to niebezpieczeństwa dla obu. MacDonald bowiem – w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich rywali Thompsona w oktagonie UFC – potrafi walczyć na dystans, korzystając z długich pojedynczych prostych, a także frontalnych kopnięć, które w tej walce mogą okazać się na wagę złota – nie będzie bowiem musiał obawiać się o wylądowanie na deskach.

Warto też podkreślić boczną pozycję, z jakiej walczy Amerykanin – nie jest może tak podany na niskie kopnięcia jak bracia Diaz – z całą pewnością nie jest – ale… jest to szansa dla Kanadyjczyka. W konfrontacji z Saffiedinem pokazał, że wie, jak korzystać z lowkingów.

Z drugiej natomiast strony – wracając do gabarytów obu zawodników – to jednak techniki nożne Wonderboy’a mają większy zasięg niż ramiona Kanadyjczyka. Pewnikiem jednak jest, że Amerykanin będzie musiał znacznie ostrożniej wyprowadzać swoją ofensywę niż w poprzednich walkach. Kopiąc pozostałych rywali, był w bezpiecznej pozycji – tutaj mimo wszystko może zostać nie tylko skontrowany jakimś prostym spotkaniowym, ale też, co może okazać się kluczem do zwycięstwa Kanadyjczyka, przechwytem. MacDonald pokazywał bowiem w przeszłości, że potrafi świetnie przechwytywać kopnięcia i zamieniać je na kontry lub obalenia. To może mocno ograniczyć zapędy ofensywne Thompsona. Oczywiście jednak jest i druga strona medalu – Kanadyjczyk nigdy nie mierzył się z rywalem kopiącym tak dobrze jak Thompson. Nie jest nim nawet Tarec Saffiedine.

Nie ulega wątpliwości, że idealną płaszczyzną, w jakiej Kanadyjczyk chciałbym rozegrać tę walkę, będzie parter. Z góry jak najbardziej jest w stanie ubić Amerykanina. Jednak położenie go na plecach nie będzie proste, bo defensywne zapasy Wonderboy’a wyglądają ostatnio doskonale. Z drugiej zaś strony, nie zapominajmy, że w przygotowaniach do tej walki nie mógł korzystać z pomocy Chrisa Weidmana, co może – choć nie musi – odbić się jakoś na jego formie zapaśniczej. Tak czy inaczej jednak nie sądzę, by Red King miał łatwą przeprawę z obalaniem rywala, skoro nie był w stanie dokonać tego Johny Hendricks. Wjazdy w nogi raczej nie wchodzą w grę, a jeśli już – to najprędzej MacDonald może spróbować obaleń z klinczu.

Jeśli Rory nie zdoła obalić, musi zamykać Stephena na siatce – jeśli go tam umieści, wtedy 3/4 arsenału ofensywnego Amerykanina idzie do kosza. MacDonald potrafi świetnie odcinać przeciwnikom drogę ucieczki, zmuszając ich do walki z plecami na siatce, ale nie walczył wcześniej nigdy z rywalem, który tak doskonale porusza się na nogach. Jeśli jednak zmusi Thompsona do walki na wstecznym, nie dając się jednocześnie ustrzelić – czyli nie skracając dystansu bez głowy – myślę, że może Amerykanina mocno zmęczyć. Walka na wstecznym jest jednym z najbardziej wycieńczających elementów, zwłaszcza jeśli mówimy o 5-rundowej walce.

Półdystans oczywiście też byłby dobry dla MacDonalda, bo opierający swoją defensywę na pracy na nogach Amerykanin praktycznie nie porusza głową, ale nie spodziewam się, by walka dłuższymi fragmentami przypominała walkę bokserską. Thompson będzie szukał dystansu. Zrobi wszystko, by utrzymać MacDonalda na końcach pięści i zwłaszcza kopnięć. Klincz też nie będzie leżał w obszarze jego zainteresowań, bo tam to Kanadyjczyk ma więcej narzędzi ranienia rywala.

Amerykanin w konfrontacji z Hendricksem wyglądał jak milion dolarów, nikt temu nie zaprzeczy, ale… mam jednak wrażenie, że przywiązuje się do tego zdecydowanie zbyt wielką wagę. Po pierwsze – Hendricks to stylistycznie zupełnie inny zawodnik niż MacDonald. Kompletnie. W dystansie kickbokserskim nie stanowi żadnego zagrożenia. Po drugie – walczył jak, nie przymierzając, Ronda Rousey z Holly Holm – na pałę i do przodu. MacDonald nigdy czegoś takiego nie zrobi. Po trzecie – nie miał za sobą żadnego solidnego trenera, a po walce dziwił się, dlaczego Thompson walczył tak, jak walczył. MacDonald ma za sobą Firasa Zahabiego i wie dokładnie, czego się spodziewać po Wonderboy’u, którego, przypomnę, Zahabi zna ze wspólnych treningów, a nie tylko z filmów z walk.

Walka z Hendricksem to jedno, ale jeśli spojrzymy na dotychczasowych rywali Thompsona, to… Nie chcę mu nic odbierać, ale Robert Whittaker w 170 funtach był innym, gorszym zawodnikiem. On także za wszelką cenę szukał półdystansu, wpadając z ciosami. MacDonald jest znacznie bardziej wyrachowany i cierpliwy. Patrick Cote, którego pokonał, wracał po starciu z Kylem Noke, który w stójce robił z nim, co chciał i Kanadyjczyk musiał zaprzęgnąć do działania zapasy, które ostatecznie zapewniły mu zwycięstwo. Jake Ellenberger? Komentarz zbędny.

Nie znaczy to, że zobaczyliśmy limit możliwości Wonderboy’a, ale znaczy to, że nigdy nie mierzył się z zawodnikiem podobnym do Rory’ego MacDonalda. Oczywiście z drugiej strony także i Kanadyjczyk nie stawał nigdy naprzeciwko rywala o klasie Thompsona – ale generalnie mierzył się ze znacznie mocniejszymi zawodnikami niż Stephen.

Warto też odnotować, że Czerwony Król na okoliczność sobotniej walki ściągnął do klubu Raymonda Danielsa, który stylistycznie robi to samo, co Thompson, ale lepiej. Jak przyznał Kanadyjczyk, Daniels był jego głównym sparingpartnerem i powodem, dla którego uważa obóz przygotowawczy za bardzo udany. A nie zapominajmy, że Rory’emu pomagał też Georges Saint-Pierre, który wcześniej odbył masę sparingów ze Stephenem Thompsonem. Do kompletu mamy Firasa Zahabiego i pewnikiem wydaje się, że MacDonald podejdzie do pojedynku bardzo strategicznie – a to oznacza niewielkie ryzyko. To natomiast może prowadzić do trzeciej, czwartej, piątej rundy… A to oznacza, że stery pojedynku najpewniej zacznie przejmować bardziej zaprawiony w bojach Kanadyjczyk.

Z drugiej natomiast strony nie można zapominać, po jakim laniu wraca MacDonald. Wojny takie jak ta, którą stoczył z Robbiem Lawlerem, mogą odcisnąć się na jego psychice i w konsekwencji formie. Nie sądzę co prawda, by tak faktycznie się stało, ale kto wie, może Kanadyjczyk wyjdzie do walki niemrawy, zagubiony? Nie sposób tego wykluczyć – zwłaszcza że przecież nie walczył od prawie roku, więc może mieć na sobie nieco rdzy. Także dlatego uważam, że przetrwanie pierwszej i drugiej rundy bez odniesienia poważniejszych szkód powinno być jego celem.

Bez najmniejszego przekonania stawiam na to, że wszechstronność, wyrachowanie i doświadczenie Rory’go MacDonalda okażą się kluczowe dla jego zwycięstwa. Nie da się ustrzelić w dystansie, bardzo starannie wybierając momenty, w których będzie próbował skracać dystans, jednocześnie metodycznie wywierając presję na Stephenie Thompsonie. Amerykanin może wygrać na kartach pierwsze rundy, ale z czasem zacznie dopadać go zmęczenie i wtedy Kanadyjczyk podkręci tempo.

Zwycięzca: Rory MacDonald przez (T)KO

170 lbs: Donald Cerrone (29-7) vs. Patrick Cote (23-9)

Kursy UNIBET: Donald Cerrone vs. Patrick Cote 1.57 – 2.40

Bartłomiej Stachura: Donald Cerrone jest bez wątpienia lepiej poukładanym technicznie kickbokserem, który dysponuje znacznie szerszym wachlarzem technik ofensywnych. Pytanie jednak brzmi – jak poradzi sobie ze znacznie silniejszym rywalem? W klinczu miewał problemy ze znacznie słabszymi oponentami, a tutaj stanie do walki z byłym średnim, który, jak przyznał, do oktagonu wniesie około 193 funty, podczas gdy Cerrone będzie miał około 177.

Nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że Cote zrobi wszystko, aby zepchnąć Cerrone na siatkę i męczyć go w klinczu i półdystansie, gdzie będzie mógł wykorzystać swoją siłę oraz historycznie słaby boks Amerykanina. Kowboj – jak na przedstawiciela starej szkoły stójkowej przystało – słabo pracuje na nogach, więc rzucenie go na siatkę nie powinno być większym problemem dla Kanadyjczyka. Cote jest też znacznie trudniejszy do skończenia niż Cerrone, który szczególnie narażony jest na ataki na korpus. Kanadyjczyk może też jak najbardziej próbować obalać, bo skoro przetrwał w gardzie Bena Saundersa, radząc sobie tam zresztą doskonale, to i przetrwa w tej Cerronowej.

Kolejną kwestią, która może niepokoić fanów Amerykanina, jest jego nastawienie do walki. Nie wydaje się podchodzić do niej szczególnie poważnie, a i znajduje się na takim etapie kariery, w którym pojawienie się regresu wydaje się nieuchronne. Z drugiej natomiast strony, jest młodszy od Kanadyjczyka aż o sześć lat.

Nie zapominajmy też, że pomimo tego, iż Cote wygrał kilka ostatnich walk, to jego rywale nie należeli do najwyższej półki zawodniczej, delikatnie rzecz ujmując. Nie wierzę w żadna drugą młodość.

Ostatecznie zatem minimalnie bardziej skłaniam się w stronę Cerrone, wierząc, że będzie w stanie większość pojedynku utrzymywać na środku oktagonu, a wiele prób skrócenia dystansu przez Cote kontrować choćby swoimi firmowymi kolanami. Jeśli przetrwa pierwszą rundę, co wydaje się kluczowe, w kolejnych pomimo deficytów siłowych powinien dysponować przewagą kondycyjną. Stawiam na to, że wypunktuje Kanadyjczyka, choć zwycięstwo tego ostatniego nikogo nie powinno w najmniejszym stopniu zdziwić.

Zwycięzca: Donald Cerrone przez decyzję

185 lbs: Krzysztof Jotko (17-1) vs. Tamdan McCrory (14-3)

Kursy UNIBET: Krzysztof Jotko vs. Tamdan McCrory 2.80 – 1.44

Bartłomiej Stachura: Starcie z Tamdanem McCrorym będzie największym testem w dotychczasowej przygodzie Krzysztofa Jotki w UFC. Amerykanin posiada nokautujące uderzenia w obu rękach, doskonały parter, ma mocną kondycję, a do tego jest silny i duży. Teoretycznie nie rokuje to najlepiej polskiemu zawodnikowi, ale tak naprawdę wokół umiejętności Amerykanina istnieje sporo znaków zapytania. Jeśli bowiem przyjrzymy się jego trzem ostatnim walkom – wcześniejszych nie ma sensu analizować, bo miały miejsce wiele lat temu – to stójka McCrory’ego nie została praktycznie w ogóle przetestowana – niski Brennan Ward wpadał w niego z ciosami kompletnie bez jakiejkolwiek defensywy na odejściu, a w starciach z Jasonem Butcherem i Joshem Sammanem stójki było tyle, co kot napłakał. Jotko natomiast będzie dysponował niemal takim samym zasięgiem jak Kanadyjczyk, a na dodatek walczy z odwrotnej pozycji i, co szczególnie istotne, nie jest typem zawodnika, który daje swoim rywalom wiele szans na kontry – nie wpada w nich bowiem z jakimiś bombami, a zamiast tego preferuje proste, których nie bije z pełną mocą, nie odsłaniając się tym samym ponad miarę. Dodatkowo, pracuje na dużym tempie – gdy już się rozkręci. Kondycja McCrory’ego wyglądała świetnie w walce z Joshem Sammanem, ale ten ostatni mocno opadł z sił po pierwszej rundzie. Dodatkowo pojedynek toczył się głównie w parterze. Czy w walce toczonej głównie w płaszczyźnie kickbokserskiej Barn Cat również wyglądał będzie tak dobrze od strony kondycyjnej?

Amerykanin ma jeszcze kilka innych słabszych stron, które nasz zawodnik może spróbować wykorzystać. Po pierwsze – cofa się bezpośrednio na siatkę, a tam jego arsenał ofensywny będzie bardzo ograniczony. Po drugie – jego klincz jest co najwyżej przeciętny. Bywa, że oddaje podchwyty, czasem z obu stron, daje się kontrolować. Po trzecie – jego obrona przed obaleniami jest przeciętna i Polak prawdopodobnie będzie w stanie przenosić walkę do parteru. Po czwarte wreszcie – owszem, świetnie walczy z pleców, ale miewa tendencje do akceptowania tej pozycji – w sensie nie walczy od razu o powrót na nogi. W kontekście obaleń w kocówkach rund, do których, jak sądzę, Jotko będzie się odwoływał, nie wróży to Amerykaninowi najlepiej.

Wreszcie warto odnotować, że Polak odbył swój obóz przygotowawczy w dużej części w American Top Team, co z pewnością nie mogło mu zaszkodzić. Kto wie, jakie nowe sztuczki w arsenale przygotował na Amerykanina?

Nie ukrywam, że początkowo, gdy zapowiedziano pojedynek, wyraźnie faworyzowałem McCrory’ego, ale teraz, po tym jak przyjrzałem mu się bliżej, daję naszemu zawodnikowi zdecydowanie większe szanse niż pierwotnie. Zwłaszcza jeśli przetrwa pierwszą rundę – w których na ogół ma problemy – jestem w stanie wyobrazić go sobie przeważającego w stójce, gdzie będzie dysponował zdecydowaną przewagą mobilnośći, oraz klinczu i od czasu do czasu obalającego Amerykanina. W najmniejszym stopniu nie zdziwi mnie, jeśli McCrory jest naprawdę tak dobry, jak wskazują na to jego ostatnie trzy walki po powrocie, a ja szukałem jego słabych stron na siłę, w konsekwencji czego ustrzeli, podda bądź wypunktuje Polaka, ale… Z odrobiną fantazji stawiam na to, że to nasz zawodnik odnotuje czwarte z rzędu zwycięstwo, opierając swoją taktykę na mobilnej stójce i okolicznościowych klinczu oraz obaleniach.

Zwycięzca: Krzysztof Jotko przez decyzję

185 lbs: Elias Theodorou (11-1) vs. Sam Alvey (26-7)

Kursy UNIBET: Elias Theodorou vs. Sam Alvey 1.36 – 3.15

Uśmiechnięty dysponuje bardzo słabą pracą na nogach. Porusza się ociężale, jest powolny, bardzo podatny na niskie kopnięcia. Problemy sprawia mu zamykania rywali pod siatką.

Pomimo tego, że ma sporo nokautów w pierwszej rundzie, rozpoczyna walki w wolnym tempie. Bywa też przeraźliwie – naprawdę przeraźliwie – bierny, co czasami staje się jego przekleństwem. Jako że jest zawodnikiem walczącym z kontry, często czeka i czeka z wyprowadzeniem jakiegokolwiek ataku na odpowiedni moment… A ten czasami oddala się… i oddala. A tu już trzecia runda. Tak było chociażby w konfrontacji z Tomem Watsonem.

Dodatkowo, Alvey to niemal wyłącznie bokser, który do kopnięć – a lowkingi na bocznie ustawionego Theodorou nadałyby się idealnie – odwołuje się od wielkiego dzwona. Warto też wspomnieć, że w parterze Uśmiechnięty nie dysponuje żadnymi narzędziami ofensywnymi.

Aby mieć za sobą wszystkie elementy, które nie przemawiają za Alvey’em, dodam jeszcze, że wraca po długiej 10-miesięcznej przerwie i bardzo ciężkiej kontuzji – złamaniu szczęki. Może zatem wyglądać na nieco zardzewiałego (czyli nic nowego, w sumie) i jeszcze mniej skorego do przerywania szarży rywala własną kontrą.

Na domiar złego Theodorou do tej walki przygotowywał się w Tristar, gdzie jego chaotyczny styl być może nabrał nieco ogłady.

Skoro grzechy Amerykanina mamy już za sobą, przeanalizujmy, dlaczego jego szanse na wygraną wcale nie są tak małe, jak wynikałoby z wysokich nań kursów.

Stójka Theodorou

Kto wie, być może na przestrzeni tych kilku miesięcy Kanadyjczyk mocno poprawił swoje umiejętności kickbokserskie, ale szczerze wątpię w to, by zdołał na tyle je doszlifować, aby wdawać się w szermierkę na pięści z Alvey’em.

Stójkę Theodorou określiłbym mianem – z braku lepszego słowa pod ręką – jednej wielkiej ściemy. Jego ciosy i szczególnie kopnięcia nie robią nic poza zaburzaniem ładu powietrznego. Kanadyjczyk generalnie jest typem klinczera i zawodnika dobrze czującego się z góry w parterze, ale nie stroni też od wymian. A w zasadzie „wymian”. Częstotliwość, z jaką wyprowadza uderzenia, szczególnie kopnięcia, przypomina spam. Dlaczego to robi? Moja odpowiedź: z niepewności. Braku zaufania do własnych umiejętności w stójce. Wie, że rywale spodziewają się, iż prędzej czy później pójdzie w klincz, dlatego szansa, że skrócą dystans w momencie, gdy rzuca swoje kombosy nie jest duża. Wielu zawodników nie ma też instynktu przerywania rywalowi złożonej kombinacji – na ogół wycofują się, podnoszą gardę, starając zejść z linii ataku. Nieustannie spamując atakami, Kanadyjczyk utrudnia przeciwnikom wyprowadzanie własnych.

Sęk jednak w tym, że jego szarże są fatalne technicznie. Kopnięcia raz za raz wytrącają go z równowagi, bywa, że nawet się po nich przewraca. Generalnie przypominają uderzenia piłki przez przeciętnego piłkarza. Owszem, zdarzyło mu się złamać rękę Rogerowi Narvaezowi, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Skoro już natomiast wspomniałem o Narvaezie – Theodorou miewa tendencję do wpadania w rywali z ciosami, całkowicie się odsłaniając, co kilka razy skrzętnie wykorzystał właśnie walczący z odwrotnej pozycji – jak Alvey – Narvaez. Szalone szarże Theodorou będą też idealnie pasowały nastawionemu na kontry Alvey’owi, który całe życie zjadł na tym, by jak najlepiej opanować sztukę ustrzeliwania napierających rywali. Jest w tym znacznie lepszy od Narvaeza, a nawet Thiago Santosa, który okrutnie zbił Theodorou.

Poza tym agresywny styl Kanadyjczyka ma też inne zalety…

Aktywność i agresja Theodorou

Jak wspominałem, Alvey to zawodnik, który ma problemy z inicjowaniem własnych ataków. Nie ma nic przeciwko temu, by stać, ewentualnie odrobinę się cofać i czekać na rywala. Z Theodorou będzie zupełnie inaczej – bierność nie będzie mu groziła, bo Kanadyjczyk nadpobudliwość i nadaktywność ma już we krwi. Swoim nieumiarkowaniem w wyprowadzaniu uderzeń dawał będzie wiele szans Amerykaninowi na kontry, nie pozwalając mu po prostu stać i czekać. Wymusi na nim aktywność.

Ostatecznym bowiem celem Theodorou było, jest i pewnie przez jakiś jeszcze czas będzie skrócenie dystansu i złapanie klinczu. Musi zatem przedzierać się przez półdystans, w którym Alvey jest najbardziej niebezpieczny. A biorąc pod uwagę jego dziurawą obronę przed uderzeniami wynikającą głównie ze słabej techniki ataku (ciosy z biodra, nieruchoma głowa), będzie to dla niego jak igranie z ogniem, bo Amerykanin ma piekielnie ciężkie ręce, co po części wynika też z tego, że stoi bardzo ciężko na nogach. Ogranicza to oczywiście jego mobilność, ale daje +5 do siły ciosu.

Kontrująca gra Alvey’a

Wspominałem o tym już wyżej, ale zaznaczmy to raz jeszcze – Alvey to typ counter punchera. Oczywiście, czasami bywa zdecydowanie zbyt cierpliwy – jak chociażby w starciu z Tomem Watsonem, w którym przez dwie rundy dawał się okopywać, nie robiąc nic – ale nie można odmówić mu wyczucia czasu, gdy już rusza do kontry.

Jego ulubioną kombinacją jest prawy sierpowy i lewy sierpowy, które odpala, ostro przerywając szarże rywali.

Kombinacją prawego i lewego Alvey ubił zarówno Cezara Ferreirę…

… jak i Dana Kelly’ego.

Jego praca na nogach nie jest dobra, ale oddać mu trzeba, że zaatakowany stara się krążyć po łuku – przynajmniej gdy sobie o tym przypomni.

Styl Theodorou powinien się dobrze komponować ze stylem Alvey’a. Kanadyjczyk nie jest aż tak agresywny i nie uderza tak mocno jak Derek Brunson, a jednocześnie jest aktywniejszy niż wielu poprzednich rywali Amerykanina, co powinno wymusić na tym ostatnim częstsze próby kontr.

Siła fizyczna Alvey’a

Uśmiechnięty nie wygląda może na kulturystę, ale w dotychczasowych walkach demonstrował naprawdę solidną tężyznę fizyczną. Dodajmy, że całe życie spędził na dopieszczaniu taktyki polegającej na bronieniu obaleń i ubijaniu rywali w stójce.

Theodorou natomiast wygląda na zawodnika, który mógłby zbijać do kategorii półśredniej. Miał spore problemy w klinczu zarówno z dużym jak na kategorię średnią Rogerem Narvaezem, jak i z Thiago Santosem – i nie spodziewam się, by w starciu z Alvey’em miał przed sobą łatwiejsze zadanie w klinczerskich bojach.

Spodziewam się, że to zasoby kondycyjne Kanadyjczyka będą się wyczerpywać szybciej niż te Amerykanina, zwłaszcza że…

Obrona przed obaleniami, defensywny grappling

Sam Alvey dysponuje solidną obroną przed obaleniami w klinczu – a to z tej płaszczyzny najczęściej próbuje obalać Theodorou. Będzie mu też pomagać przewaga siłowa, która, jak wspomniałem, powinna należeć do niego. Alvey będzie musiał jednak uważać w klinczu – jeśli do niego dojdzie i nie ustrzeli rywala w drodze to tegoż klinczu – na kolana Theodorou, bo to jego najgroźniejsza broń w tym obszarze.

Alvey nie lądował często na plecach w swojej karierze, ale gdy się to zdarzało – jak chociażby w konfrontacji z Dylanem Andrewsem – zaprezentował solidny defensywny grappling, będąc w stanie wrócić szybko do stójki. Na pewno nie będzie dla niego korzystne, jeśli znajdzie się w parterze, ale nie będzie to też dla niego wyrok. Zwłaszcza, że BJJ Theodorou nie stoi na najwyższym poziomie – preferuje on zdecydowanie ubijanie zamiast poddawania, a o to w przypadku walki z Alvey’em łatwo nie będzie, ponieważ…

Serce do walki, charakter i szczęka Alvey’a

W swojej dotychczasowej karierze Alvey tylko raz przegrał przez nokaut – w ostatniej walce z Derekiem Brunsonem. Dodajmy, że nie było to żaden czysty nokaut, a Uśmiechnięty nie stracił przytomności, od razu po przerwaniu protestując przeciwko decyzji sędziego.

Theodorou nie ma natomiast nokautującego uderzenia. Zwycięstwa przez TKO zawdzięcza raczej kulminacji ciosów, których jego rywale nie byli już zdolni zdzierżyć. Alvey nie powinien mieć z tym problemów – o ile kontuzja szczęki nie doprowadziła do ostrego regresu jej odporności.

Dodatkowo, Amerykanin to typ zawodnika, który cały czas pozostaje w grze – od zwycięstwa zawsze dzieli go bowiem jeden celny cios. Oznacza to, że nawet jeśli przegra dwie pierwsze rundy, nadal zwycięstwo będzie w zasięgu jego pięści.

Podsumowanie

Wygrana Theodorou nie powinno nikogo zdziwić. Na początku analizy przypomniałem słabe strony Alvey’a i co najmniej kilka z nich Kanadyjczyk może wykorzystać. Być może pod batutą Firasa Zahabiego stał się bardziej taktyczny, może będzie potrafił bezpiecznie skracać dystans, może poprawił swoje ofensywne zapasy. A może to sam Alvey po złamaniu szczęki – opowiadał, że była to najgorsza kontuzja, jakiej w życiu doświadczył, zapowiadając, że gdyby złamał ją drugi raz, skończyłby z MMA – będzie cieniem samego siebie? Może znów jakimś cudem powrócą demony przeszłości z walki przeciwko Watsonem?

Wszystko to być może, ale biorąc pod uwagę kurs, uważam, że Alvey jest bardzo ciekawym typem. Spodziewam się bowiem, że będzie w stanie bronić większości prób zapaśniczych Theodorou, zagrażając mu kontrami. Nie będę zdziwiony, jeśli jedną z nich skruszy szczękę Kanadyjczyka, fundując mu pierwszą porażkę przez nokaut.

Zwycięzca: Sam Alvey przez nokaut

PODSUMOWANIE

WalkaBartek S.Wilk
MacDonald vs Thompson
1.90 - 1.95

MacDonald

MacDonald
Cerrone vs Cote
1.57 - 2.40

Cerrone

Cerrone
Bosse vs O'Connell
1.73 - 2.10

O'Connell

Bosse
Aubin-Mercier vs Gouti
1.25 - 4.00

Aubin-Mercier

Aubin-Mercier
Letourneau vs Calderwood
1.57 - 2.40

Letourneau

Letourneau
Saggo vs Silva
1.62 - 2.30

Saggo

Silva
Cirkunov vs Cutelaba
1.50 - 2.60

Cirkunov

Cirkunov
McCrory vs Jotko
1.44 - 2.80

Jotko

McCrory
Beal vs Soto
1.81 - 2.00

Soto

Soto
Theodorou vs. Alvey
1.36 - 3.15

Alvey

Theodorou
Markos vs Lybarger
1.53 - 2.50

Markos

Markos
Covington vs Meunier
1.35 - 3.15

Covington

Covington
Bagautinov vs Herrera
1.36 - 3.15

Bagautinov

Bagautinov
Ostatnia gala5-87-6
Łącznie596-348238-156
Poprawne63,13 %60,40 %

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button