Max Holloway: „Ktokolwiek, gdziekolwiek, kiedykolwiek”
Max Holloway opowiada o swoim dziewiątym z rzędu zwycięstwie w oktagonie oraz planach na najbliższą przyszłość.
W historii UFC nie było jeszcze zawodnika, który odniósłby osiem zwycięstw z rzędu i nie otrzymał walki o pas mistrzowski. Tymczasem Max Holloway na gali UFC 199 wyśrubował ten rekord, odnosząc dziewiątą z rzędu wygraną – tym razem jego ofiarą padł Ricardo Lamas, co ma o tyle symboliczne znaczenie, że to właśnie kontuzja Lamasa przed czterema laty pozwoliła Hawajczykowi zadebiutować w UFC, zastępując go w przegranym ostatecznie starciu z Dustinem Poirierem.
Plan był taki, aby wyjść tam, wywrzeć presję i siedzieć na nim.
– stwierdził Błogosławiony zapytany o taktykę na pojedynek z Lamasem.
Wybronić obalenie, jeśli się pojawi i odpłacić mu mocnym uderzeniem. Myślę, że całkiem nieźle to wyszło.
Z dziewięcioma zwycięstwami z rzędu Holloway zajmuje trzecie miejsce wśród aktywnych zawodników UFC. Wyprzedzają go tylko Jon Jones, który ma na koncie trzynaście kolejnych triumfów, oraz Demetrious Johnson z dziesięcioma.
24-latek nie ukrywa, że chciałby powalczyć o pas mistrzowski, ale najważniejsze dla niego jest teraz, aby po półrocznej przerwie spowodowanej urazami pozostać teraz aktywnym.
Na UFC 200 będzie walka o pas tymczasowy, a Conor walczy w 170 funtach. Zobaczymy, co się wydarzy. Jeśli będę musiał odnieść 10 zwycięstwo z rzędu, zrobię to. Jeśli UFC będzie chciało zrobić galę na Hawajach, powitamy ich z otwartymi rękami.
Chcę po prostu walczyć. Z kimkolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek. Nie dbam o to.