Niedola fighterów
fot. Ryan Pierse – Getty Images
Gdzie nie spojrzeć, wszędzie słychać maruderów narzekających na niskie płace w MMA. Maciej Górski nagle orientuje się, że kasa niegodna, Andrzej Janisz stwierdza, że KSW może płacić znacznie większe bonusy, Michałowi Kicie nie odpowiadają płace polskich organizacji, kwestia Mameda Khalidova w UFC nie schodzi z czołówek portali sportowych. Także fani raz po raz pochylają się nad ciężkim losem zawodników.
Na zachodzie nie lepiej – ESPN kręci materiał, w którym stara się zrównać z błotem UFC za niegodziwe traktowanie świeżaków, Mike Tyson pomstuje na niskie zarobki zawodników mieszanych sztuk walki, Nick Diaz wiecznie niezadowolony ze swojej płacy, podobnie Quinton Jackson. Wcześniej do grona maruderów dołączyli m.in. Randy Couture, Dan Henderson, Roger Huerta, Jon Fitch czy Andrei Arlovski. Każdy z nich w ten czy inny sposób dawał do zrozumienia, że z „zielonymi” coś się nie zgadza.
Żyć godnie
Zostawiając na śmietniku historii klangor postępowców majaczących o jakiejś wydumanej sprawiedliwości i godnej płacy, powiedzmy sobie wprost i bez owijania w bawełnę – pracodawca powinien wyzyskiwać pracownika, a pracownik robić wszystko, by nie dać się wyzyskiwać. I tak się na ogół dzieje. Występuje tu naturalny i zdrowy konflikt – pracodawca chce, by pracownik pracował jak najwięcej, ewentualnie jak najlepiej, za jak najmniejszą stawkę. Celem pracownika jest podniesienie tejże stawki. Oczywiście, istnieje multum możliwych platform porozumienia na linii współpracy pracodawcy z pracownikiem oraz szereg czynników, które wpływają na ich wzajemne relacje, ale – nie zaprzątając sobie nimi głowy i odkładając je w tej chwili bok – na końcu i tak kasa musi się zgadzać. Jest to w pełni naturalne, normalne i logiczne – wszak nie tylko nierządem, ale i pieniądzem ten świat stoi i każdy zdrowo myślący człowiek jest tego w pełni świadom.
Czy zawodnicy, pojękując raz po raz o niskich zarobkach w MMA, robią coś złego? Absolutnie nie – mogą prawić banialuki, ile dusza zapragnie. Wszak na ogół (zawsze?) podnoszenie tej sprawy publicznie ma na celu zwiększenie swojego apanażu – a dążenie do tego jest w pełni uzasadnione. Na ile publiczne narzekanie jest skuteczne, pozostaje kompletnie inną kwestią – co z jednej strony pokazują przykłady choćby Arlovskiego czy Very a z drugiej choćby Nicka Diaza. Każdy pracownik ma swoje sposoby na wywieranie nacisku na pracodawcę, coby ten wysupłał ze swej kieszeni więcej srebrników. Wolna wola, nikt nikomu marudzić nie zabrania, z tym że, rzecz jasna, z konsekwencjami swojego zawodzenia, zwłaszcza tymi odmiennymi od zakładanych, trzeba się liczyć.
Business as usual
Część fanów zdaje się nie do końca mieć świadomość, że prowadzenie federacji mieszanych sztuk walki to ponad wszystko biznes, którego celem jest maksymalizacja zysku. Czasem idzie to w parze z aspektem sportowym, a czasem nie. I jest to zupełnie naturalne, bez względu na to, że jeden marzyciel z drugim życzyliby sobie, by to klasa sportowa była w całej tej bajce najistotniejsza. Światy biznesu i sportu są jednak od dawien dawna nierozerwalnie sprzężone. Prawdziwą sztuką jest stworzenie takiej organizacji, która umiejętnie zbalansuje show i wartość sportową, wzbudzający tym samym sympatię zarówno zaprawionych w bojach fanów, jak i przypadkowych sobotnich telewidzów. Sztuka nie lada, co zauważyć można na przykładzie naszego własnego podwórka.
Zawodnik, i każdy inny pracownik, wart jest tyle, ile jest mu w stanie zapłacić federacja, pracodawca. Nie należy zapominać, że człowiek prowadzący własny biznes, czy to salon fryzjerski czy organizację MMA, włożył w to swoje pieniądze i swój czas oraz poniósł masę innych wyrzeczeń, z których przeciętny etatowiec prawdopodobnie nawet nie zdaje sobie sprawy. Nikt zatem nie powinien mieć prawa dyktować mu ani kogo ma zatrudniać, ani ile mu płacić – a że za sprawą propagandy antydyskryminacyjnej i płacy minimalnej jest inaczej, to już niestety wynik zepsutych czasów, w których przyszło nam żyć i pokolenia dzieci kwiatów, które rządzi dziś światem.
Zasada volenti non fit iniuria powinna być święta. Pracodawca winien mieć możliwość zatrudnienia kogokolwiek sobie wymarzy – a za kryterium służyć mu powinno cokolwiek sobie wymyśli. Podobnie w przypadku prowadzenia federacji mieszanych sztuk walki – właściciel stworzył ją od zera, poświęcił połowę swego życia na doprowadzenie jej do punktu, w którym się aktualnie znajduje, więc tylko i wyłącznie on mam prawo zatrudniać, kogo mu się podoba i płacić stawki, które uzna za odpowiednie – a czy za kryterium obierze sobie kolor skóry, oczu czy też umiejętności lub popularność danego zawodnika, nie powinno nikogo interesować. Tylko on ma prawo dysponować swoimi pieniędzmi podług własnej woli. Dlaczego? Bo są jego.
Ludziom, od których poglądów piszącemu te słowa jest bardzo daleko, może się wydawać, że, przykładowo, UFC z racji swojej wielkości ponosi tak zwaną, uwaga – nowomowa! – odpowiedzialność społeczną. Uważa się, że ten wynalazek powinien w zasadzie odnosić się do każdej firmy, ale do tych dużych przede wszystkim. Oznacza, ni mniej, ni więcej, że duża firma winna kierować się w swoim biznesie także aspektami dobra społecznego – innymi słowy, zakłada się, że się nimi po prostu nie kieruje. Podejście nieufności wobec prywaciarzy niektóre pokolenia wspominają z nostalgią, a ich dzieci prawdopodobnie wyssały je z mlekiem matki. Doskonałym tego przykładem było przesłuchanie, które telewizja ESPN swego czasu urządziła współwłaścicielowi UFC Lorenzo Ferittcie, próbując ukazać go w jak najgorszym świetle z powodu rzekomo zbyt niskich płac dla najniżej sklasyfikowanych zawodników amerykańskiej organizacji – chodzi o płacę w granicach 6k/6k dolarów. Stanowiło to klasyczny przykład walki o los najuboższych – w najgorszym tego sformułowania znaczeniu. Walki, która – jeśli okazałaby się, nie daj, Boże, zwycięska – doprowadziłaby do pogorszenia losu tychże teoretycznie znajdujących się na samym dole drabinki. Podobnie dzieje się w przypadku płacy minimalnej, która nie pomaga, ale szkodzi zarówno pracodawcom, jak i pracownikom – wbrew propagandzie, która sączona jest z niemal wszystkich stron. Lorenzo Fertitta doskonale ujął „problem” niskich płac w UFC w jednym sformułowaniu – „you eat what you kill”. Czy można sprawę postawić jaśniej i sprawiedliwiej? W opinii niektórych pewnie tak – zatrudniając grono kontrolerów sprawdzających czy decyzje braci Fertitta i Dany White’a odnośnie przyznanych bonusów i innych dodatków aby na pewno są sprawiedliwe i trafiają w odpowiednie ręce..
Jeśli kiedykolwiek zostaną wprowadzone regulacje nakazujące federacjom mieszanych sztuk walki płacenie zawodnikom stawek ustalanych odgórnie lub też pensji niezależnych od liczby walk, będzie to czarny dzień dla rozwoju tej dyscypliny. Właściciel swojego biznesu orientuje się bowiem znacznie lepiej w jego meandrach aniżeli urzędnik czy też dziennikarz lub fan zmartwiony tym, że zarówno wielka gwiazda, jak i świeżak, wchodząc do klatki, podejmują to samo ryzyko, a płaca ich, o, niebiosa, jest kompletnie różna. Człek z takimi przekonaniami jest więźniem najgorzej pojętej równości, która z kolei jest największym wrogiem wolności.
Pierwszy barbarzyńca RP
Na naszym krajowym podwórku zdaje się kompletnie nie rozumieć tego Marcin Różalski, który w wywiadzie z MyMMA zrównał się poziomem ze swoimi czworonogami, rynsztokowym językiem wyrażając się o Bobie Sappie po KSW 19. Drugi w Polsce po Nergalu czciciel diabła, czy też natury, nie zdaje sobie sprawy, że w tym cyrku każdy ma jakąś rolę do odegrania, która nie ogranicza się tylko do wejścia do ringu czy klatki i dania z siebie wszystkiego. Ani bowiem Bob Sapp, ani Marcin Najman, ani on sam – Lucyfer wcielony, barbarzyńca, neopoganin czy też satanista – Bóg raczy rozsądzić kimże Marcin Różalski jest – nie zawdzięcza swojej popularności i wynikającej z niej gaży swoim umiejętnościom. Różalski chyba nie jest świadom, iż – bez względu na to, jak bardzo by się od tego odżegnywał – swoją aktualną pozycję w mieszanych sztukach walki w Polsce zawdzięcza nie umiejętnościom, które stoją na poziomie bardzo niskich stanów średnich, ale swojemu wyglądowi i językowi daleko odbiegającym od tego, co, słusznie czy niesłusznie, przyjęło się uznawać za normę. Sapp jest duży, walczył w Pride i dobrze sprzedaje walkę, wyszczekanego Najmana wszyscy nienawidzą, co oznacza, że będą oglądać, Różalski ma swój image i, to jedno trzeba mu oddać, serce do walki – nic poza tym. Żaden z nich nie posiada umiejętności sportowych, które uzasadniałyby ich popularność. Zanim Marcin Różalski po raz kolejny uraczy nas swoimi mądrościami, warto by spojrzał w lustro i uświadomił sobie kilka spraw.
W Stanach Zjednoczonych nie jest, rzecz jasna, inaczej. Poziom sportowy często schodzi na drugi plan wobec popularności zawodnika, która przynosi właścicielom organizacji większe profity. Klasycznym przykładem może być tu kariera Brocka Lesnara, abstrahując od tego, że jednak jakąś klasę sportową prezentował na tle słabiutkiej wówczas dywizji ciężkiej UFC. Tym niemniej, trudno inaczej niż względami marketingowymi wytłumaczyć to, że już trzecią walkę w amerykańskiej organizacji (po przegraniu pierwszej i wygraniu drugiej) toczył o pas z Randym Couturem. Z drugiej strony barykady mieliśmy chociażby Jona Fitcha, który nie dość, że czasami marudził na UFC, to jeszcze prezentował styl daleko odbiegający od efektownego – za to niezwykle efektywny. W rezultacie zawodnik o naprawdę wysokiej klasie sportowej nie doczekał się walki o pas nawet po pięciu kolejnych zwycięstwach nad niezłymi przeciwnikami. Przykładów jest znacznie więcej.
Odstawmy złudzenia
Warto zdać sobie sprawę, że ilość hektolitrów potu, łez i krwi wylanych na treningach nie zawsze ma przełożenia na wysokość gaży, jaka zasili konto zawodnika. Poza umiejętnościami na wartość fightera wpływa bowiem masa innych aspektów, które dla właścicieli organizacji, a więc ludzi prowadzących biznes dążący do maksymalizacji zysku, mają na ogół większe znaczenie. Czy to sprawiedliwe? Oczywiście, że tak. Decydując się na życie z MMA, trzeba brać odpowiedzialność za swój wybór i być świadomym, że wchodzi się na obszar, w którym umiejętności mają znaczenie – ale nie zawsze kluczowe.
Mieszane sztuki walki są sportem stosunkowo młodym, być może dopiero w początkowym stadium swojego rozwoju (a może nie..?), a mimo to Ultimate Fighting Championship już zrobiło z 44 zawodników milionerów (stan na styczeń 2012). Ponadto zarobki sportowców w UFC są na ogół znacznie wyższe od podawanych oficjalnie. Wspominał o tym zarówno były zawodnik UFC Sean McCorkle jakiś czas temu, jak i Dana White ostatnio. Prezydent UFC opowiadał w rozmowie z Arielem Helwanim, że podczas negocjacji z Fox gdy decydenci stacji dowiedzieli się, ile zarabiają niektórzy zawodnicy UFC, ich zdziwieniu nie było końca. Sugerowano Zuffie publikację tych danych, coby zamknąć usta krytykom, ale wedle słów White’a sami fighterzy nie palą się zbytnio do ujawniania swoich zarobków – co ma zresztą swoje uzasadnienie.
Płace w MMA prawdopodobnie będą szły w górę wraz z popularyzacją sportu – i to nie tylko na najwyższym poziomie, ale i na wszelkiego rodzaju undercardach i mniejszych galach. Ludzie, którzy odpowiedzialni są za prowadzenie federacji, wiedzą, co robią – znają wszak ten biznes od podszewki. Jeśli się mylą, to sami poniosą tego największe konsekwencje w postaci braku popytu na swój produkt. Rynek jednak nie lubi próżni – odejdą jedni, pojawią się inni.
Sprawa ma się trochę inaczej, jeśli w organizowanie gal mieszanych sztuk walki angażuje się środki publiczne, co ma miejsce chociażby przy okazji wydarzeń organizowanych przez włodarzy KSW. Prawdopodobnie środki te i tak byłyby rozkradzione lub przeznaczone na jeszcze gorszy cel, ale nie zmienia to faktu, że sięganie po publiczne fundusze chwały raczej nikomu przynosić nie powinno. Jeśli bowiem pieniądze podatnika są wykorzystywane na organizację gali, to teoretycznie winien on mieć zdecydowanie większy zakres możliwości wpłynięcia na beneficjenta tychże środków. To jednak kwestia o wiele bardziej złożona, więc w tym miejscu ją zostawmy.
Miarkuj słowa
Konkludując, czy powyższe dywagacje prowadzić mogą do wniosku, że fani powinni trzymać język za zębami, bo „wszystko samo się ułoży”, a gały zawodników widziały, co brały? Nie do końca – od tego mamy w końcu przestrzeń publiczną, żeby dzielić się swoimi spostrzeżeniami, jakkolwiek niefortunne czasem by one nie były. Zastanów się jednak dwa razy, koleżanko i kolego, zanim po raz kolejny zaczniesz biadolić nad ciężkim losem zawodników MMA i chciwością właścicieli federacji. Nie od dziś wiadomo bowiem, że najłatwiej rozporządzać pieniędzmi innych. Mimo wszystko zaglądanie w cudzy portfel zwyczajnie nie przystoi – bez względu na to, jak wzniosłymi i górnolotnymi przesłankami może być to uzasadniane.
Powinieneś pisać dla jakiegoś sportowego medium. Takich analiz i merytorycznych tekstów, traktujących o MMA, nie ma nigdzie indziej w polskiej sieci, czy prasie. Do tego znasz się na kwestiach zarządzania, co udowodniłeś w tekście o wartości UFC (jaki „szarak” wie co to due diligence). Czekam na więcej!
pieniądze podatnika są wykorzystywane na organizację gali… chwila to ja jeszcze będę musiał zapłacić za możliwość obejrzenia KSW 20 w systemie ppv? Nie dość, że gala organizowana za pieniądze podatników to jeszcze trzeba zapłacić za oglądanie…
Dzięki z kolejny mądry artykuł.
W dzisiejszym odcinku poznaliśmy (poznałem?) znaczenie : „klangor” oraz „volenti non fit iniuria” (tak btw. klangor kaczora też jest poprawne? ;-) )
@Przemo , a o jakim sportowym medium piszesz? Przegląd, Onet, czy portale branżowe o mma? IMO szefuńcio pisze nie tylko na portalach mma i na swojej stronce, o to , przynajmniej ja, jestem spokojny :-)
Tam o Różalskim napisałeś ,że zrównał sie podczas rozmowy z mymma ze swoimi psiakami – imo daleko mu było w ów rozmowie do poziomu czworonogów, w sensie :Różal zaniżał poziom.
Propsy. Dałem na mmanasto3 – a niech świat szerzej pozna autora i Lowkinga;-)
Barbarzyńca jakby to przeczytał to pewnie z miejsca by Cię internetową kurwą nazwał, co nie zmienia faktu, że masz rację.
Pozdrawiam
Paweł, dzięki wielkie. Wyobrażasz sobie jednak ten poprzedni tekst o UFC na, powiedzmy, Onecie? Nie urażając nikogo, teksty dla mas rządzą się swoimi prawami – przede wszystkim powinny być krótkie i zrozumiałe. Podobnie z „Negocjatorami” – żaden polski portal MMA by tego nie wrzucił u siebie, bo w mniejszym lub większym stopniu niemal wszystkie współpracują z KSW. W każdym razie na Lowking.pl staram się zagłębiać trochę mocniej w omawiane tematy, co automatycznie zawęża grono odbiorców.
Marek, chodzi o KSW 18, do której to gali władze Płocka dołożyły 185 tys. zł z publicznej kiesy. Jak wspominałem w tekście, kasa ta mogła zostać przeznaczona na inne głupoty (przeznaczanie $ z podatków na wydarzenia sportowe jest głupotą) albo rozkradziona, ale nie o to chodzi. Czy na KSW 20 również zostaną bezpośrednio przeznaczone jakieś środki publiczne – nie wiem.
Sorry, ale takiego bełkotu to się po lekturze poprzednich textów nie spodziewałem. Abstrahując od tego, że nie rozumiem o czym w ogóle jest ten text (no, ale to może skutek mojej tępoty), to:
Po pierwsze. Jaki pracodawca? Jaki pracownik? To jest SPORT! A jak się komuś wydaje inaczej, to ja bardzo chętnie się mogę za organizację związków zawodowych zabrać. Chętnie zobacze minę „pracodawców” (sam termin jest fabrykanckim kłamstwem, bo to pracobiorcy) jak im zrobimy strajk okupacyjny. :-D
Po drugie nie istnieje coś takiego jak „właściciel federacji”. To jest sprzeczne z sama ideą federacji. To, że ktoś sobie nazwie spółkę „federacją” nie czyni z niej federacji. Tak sam jak zmiana personaliów na Ulf Francise Charles Champion nie czyni z nikogo Mistrza U.F.C. Przy okazji kolejny raz nieadekwatne użycie terminu „włodarz”. „Włodarz” to zarządca wyznaczony przez właściciela. Skoro mowa o „włodarzach” SPÓŁKI KSW, to może wypadałoby dodać kto w takim razie jest jej prawdziwym włascicielem?
Po trzecie jeśli Fitch „nie doczekał sie walki o pas”, to o co walczył z GSP na UFC 87? O fistaszki?
Boruto, widzę, żeś z marzycieli, romantyków – ten twój sport to nic innego jak biznes z dużą domieszką elementów rywalizacji sportowej. Proponuję zdjąć różowe okulary i rozejrzeć się wokół – jeśli nie jesteś w stanie dostrzec, że z punktu widzenia właścicieli organizacji MMA to przede wszystkim biznes, to.. należy spróbować raz jeszcze. Do skutku.
Poza czepianiem się słów „federacja” i „włodarz”, użytych w potocznym znaczeniu – z czego, jak widzę, nie zdajesz sobie sprawy – które to uwagi zajęły ci połowę wpisu, nie zaoferowałeś zbyt wiele polemiki.
Jeśli nie wiesz, kto jest udziałowcem Federacji KSW, to pomogę na tyle, na ile mi pamięć pozwala – zapewne dwie osoby fizyczne i – tutaj obraz mi się zaburza, więc mogę się mylić – spółka Recykling.pl. Chcesz mieć pewność – zdobądź KRS spółki (prosta sprawa, podołasz), udaj się do najbliższego sądu rejonowego, wypełnij formularz, zapłać 40 zł i dostaniesz odpis, na którym wszyscy udziałowcy będą prawdopodobnie (bo nie muszą) widnieli. Są też prostsze sposoby online. Daj znać, bo sam chętnie odświeżyłbym sobie pamięć.
Odnośnie Fitcha, błądzisz – napisałem wyraźnie – „nawet po pięciu kolejnych zwycięstwach z rzędu”. Myślałem, że dla ludzi w miarę ogarniętych w temacie jasne jest, że chodziło o walki PO boju z GSP. Następnym razem będę precyzyjniejszy.
Przecież Boruta nadal żyje w świecie sprzed ładnych paru lat i nie nadąża za realiami tego świata. Widocznie dla niego idea sportu > niż biznes i to mu przysłania odbiór rzeczywistości.
Co do włodarza – to wg SJP : osoba sprawująca nad czymś władzę , więc tu także nie błysnął. Sorki, ale jak ktoś chce Naivera uczyc poprawnej polszczyzny i znaczenie słów to wychodzi na……….EOT
Nie mój drogi. Po prostu bzdurę walnąłeś i tyle. Sport to nie fabryka i nie da się nań przenieść sytuacji z innych dziedzin życia.
To nie jest potoczne znaczenie. To jest niezrozumienie znaczenia tych słów.
Ja wiem kto jest włascicielem spółki KSW, nie federacji, bo federacji nie można być właścicielem.
Dla ludzi w miare ogarnietych jasne jest, że rzucanie w kółko tych samych ludzi do walki o pas to jest taki sobie średni pomysł.
PS. Na zaczepki psychofanów MMA w zasadzie nie reaguję, ale jednorazowo zrobię wyjątek. Zostaw Kaczka zabawy komputerem i zabierz za książki to przestaniesz z siebie pośmiewisko robić, a i oceny będziesz w szkole miał lepsze. Owszem, to jest osoba sprawująca władzę, ale z nadania właściciela, lub władzy zwierzchniej. Termin ścisle osadzony w konkretnych realiach. Wobec Ciebie EOT.
Ja z kolei na riposty pseudofanów też z reguły nie reaguję, a szczególnie kogoś kogo wyje….z SFD, Cohones i wszędzie tam gdzie udawał wielką głowę i to z bilansem 1:0….i żeby nie śmiecić Naiverowi – pisz Waść na [email protected] – może mnie podszkolisz i oceny bede miał wszkole lepsze…
Bilans moich uczniów to czterdziesci cztery zawodowe zwycięstwa i pare setek amatorskich. Wiec stul dziób.
Maila nie dostałem, wchodze i widze,że nadal mędrkuje…Gratuluje Panie trenerze. Zostań więc przy dokształcaniu adeptów, by nie zatrzymali się na 1:0 i potem nie krytykowali wszystkiego wokół. Ps. Mnie też zaprosisz na sparing, jak to masz w zwyczaju? ;-) Ps. Trenerze doping jest nielegalny, a jak tam Twoi podopieczni w tym zakresie, hę..? ;-)
Żeby nie robić konkretnego OT podsumuję:
– KSW, UFC – to biznes
– Sport zawodowy – to biznes przede wszystkim. Może amatorce idea sportu Panie Boruta bierze górę nad biznesem ,ale w zawodowym już nie.
Zaprosic to mogę Twoich rodziców na rozmowę o zachowaniu ich dziecka, ale obawiam się, ze nie byliby zainteresowani. A moi zawodnicy mogą przejść każde badania w każdej chwili. Czego nie o wszystkich w Polsce da się powiedzieć.
Belzebub, kaczy jest prawie tak stary jak ty, albo inaczej mówionc: ty jeszcze starszy grzyb niż on. Chyba sie na jakiś trening wybiore do was i osobiście sprawdze Twoich „asów”. Co do dopingu. Sam brałem, mam wielu ziomali co walczą – też brali, więc nie pieprz, że żaden z tych twoich zastępów „aniołków” się nie szprycował. Ktoś może łyknieten kit, ale nie ze mnom takie numery,
Naiver – kawał dobrej roboty. Wpadnij czasem do nas, tam też możesz coś skrobnąć.
Boruta to kto? Nie jestem w temacie.
@Naiver, tekst bardzo dobry. Czekam na następne, a najbardziej na kontynuację przygód Hajsa i Levy’ego. :)
Panowie, szanujcie się, nie uskuteczniajcie prywaty. Każdy następny wpis odbiegający od tematu wyląduje w koszu.
Boruta, od pewnego poziomu sport staje się biznesem – poziom, o którym tutaj pisuję zdecydowanie podpada pod biznes. Naprawdę, nie będę ci przecież tłumaczył, że właściciele organizacji chcą zarobić, a zarobek nie zawsze idzie w parze z aspektem sportowym. Do zrozumienia tego nie potrzeba wiele, wystarczy się rozejrzeć.
Co do czepialstwa odnośnie słownictwa – równie dobrze mogłeś wytknąć słowa klangor i apanaż, bo też ich dokładna definicja może odbiegać od kontekstu, w którym zostały użyte. Z tą federacją trochę się zapętliłeś – uważam, że w pełni poprawnie mogę pisać Federacja KSW – i jeśli wiesz, kim są udziałowcy, to być może wiesz też, jak nazywa się sama spółka. Jeśli nie, to przypominam – „Federacja KSW”. Czy jest to federacja sensu stricto czy też to tylko nazwa, jest sprawą kompletnie drugorzędną. Wytykasz mi, że spółki o firmie „Federacja KSW” nie mogę nazwać federacją KSW, bo słowo federacja oznacza co innego. Miej litość, naprawdę. Jeśli o tym mamy rozmawiać, to tracimy czas.
Egzekutor. Zapraszam, każdy chętny na sparing jest mile widziany.
I jak chcesz możesz wziąć testy i sprawdzić. Żaden z moich zawodników nie bierze. To jest po prostu fakt i tyle.
Naiver. Biznes to nie tylko układ fabrykant-robotnik.
Nie dokładnie chyba przeczytałes co napisałem. To, że cos się nazwie federacją nie oznacza, że nią jest. Nie ma czegoś takiego jak federacja KSW. Jest spółka „Federacja KSW”. Federacja nie jest określeniem charakteru tego ustrojstwa, lecz częścia nazwy. Podałem Ci przykład zmiany imienia i nazwiska. Słowa mają określone znaczenie i nie można sobie nimi żonglować, bo wprowadza się ludzi w błąd.
Zawodnicy nie doceniają ile zarabiają tak naprawdę, przynajmniej Ci z UFC. Patrzą ile zarabiają inni zamiast się zająć swoimi zarobkami albo ciężką pracą na treningach nad tym żeby je polepszyć i/lub pracą nad swoim PR.
Kwoty jakie dostają/dostawali za swoje pojedynki panowie Pudzianowski, Najman, Saleta i Burneika były zawsze wyższe niż te które dostają Ci którzy serwują Nam naprawdę wysoki poziom sportowy – nonsens ale właśnie ten nonsens ma swój synonim…biznes.
Może i smutne ale Ja się z tym godzę, a zawodnicy niech też się pogodzą. Nie lubię gdybać ale GDYBY Chameda ominął telent(y) do sportów walki to taka pensja 20+20K USD mogłaby nie stanowić jego nawet rocznej pensji…
Fajny tekst, chociaż trochę zbyt „zaangażowany ideologicznie”. Rozumiem i w większej części podzielam Twoje poglądy, jednak zbytnie epatowanie poglądami razi i obniża jakość tekstu.
Zabrakło mi porównania zarobków zawodników z undercardów gal MMA i bokserskich. Tutaj dokładnie widać, że zarobki w UFC są o wiele bardziej uśrednione, a bokserzy na dorobku (o ile nie mają za sobą potężnych koneksji) mogą tylko pozazdrościć lepiej zarabiającym zawodnikom MMA, którzy mają szansę na potężne bonusy, lepsze umowy sponsorskie oraz fundowane przez organizacje ubezpieczenie,
Autor po raz kolejny udowodnił, że potrafi doskonale przelewać myśli na „papier” a i wiedzy merytorycznej mu nie brakuje. Z przyjemnością czyta się Twoje wpisy, dziwię się, że na rocksach nie zostałeś zaproszony do uczestnictwa w Szklanej Szczęce choćby.
Dzięki, panowie.
Miedziak, tekst nie miał na celu przytaczania wielu cyfr – raczej miał pokazać, że tak długo jak zawód fightera nie jest „regulowany” i o płacach decydują prywatni ludzie, płace zawodników są odpowiednie – ani za wysokie, ani za niskie. Poglądy, że zawodnikom z tego czy innego powodu należy się więcej, mimo wszystko moim zdaniem zahaczają o temat poglądów polityczno-społecznych. Raczej nie planuję unikać odniesień do tych spraw, jeśli temat będzie tego wymagał, ale dzięki za uwagę – konstruktywna krytyka zawsze na wagę złota.
Dziękuję za wyjaśnienie, teraz mogę sie do tej myśli przewodniej odnieść. Otżóż płace wcale nie są odpowiednie wręcz przeciwnie. I nie da się tego sprowadzić do „za wysokie”, czy „za niskie”.
Zacznijmy od mniejszych gal, jakich ostatnio zatrzęsienie. Tutaj problemem sa często jednolite stawki z kapelusza. Organizator ma tyle a tyle kasy, dzieli to przez liczbę walk i oferuje jednakowe stawki. W efekcie proponuje to samo kompletnemu początkującemu, amatorowi z sukcesami i zawodnikowi z zawodowym doświadczeniem. Otrzymujemy sytuację w której większość zawodników jest albo przepłacona, albo niedopłacona. W efekcie poziom gali jest znacznie niższy niż mógłby być przy bardziej adekwatnych stawkach.
Drugi etap to większe gale. Przykładowo MMA Atack na pierwszej gali zaszalało ze stawkami, a na drugiej pojawiły się tendencje odwrotne, oferowania zaniżonych. KSW podobnie. Jedni dostają kasę wbijająca ich w zachwyt, drudzy czują się takimi propozycjami zniesmaczeni. Odsyłam tutaj do wypowiedzi z jednej strony Horwicha, z drugiej ujawnionej przez Kitę na MMArocks propozycji dla niego. Znowu dobry organizator operując tym samym budżetem powinien trochę mniej uszczęśliwić tych gotowych bić sie i za niższe stawki, a w ten sposób wygospodarować fundusze na wyższe.
Problemem w obu wypadkach jest słabiutkie rozeznanie organizatorów w tym sporcie. I nim jakiś psychofan zacznie tu grzmieć, jak ja śmiem tak postponować wielkich biznesmanów z KSW, to przypomnę, że ów duet niejednokrotnie brał zawodników z moich gal i to zazwyczaj… przegranych.
Zupełnie osobna sprawa to duże gale z UFC na szczycie. Co rżóni UFC od polskich gal? Poza oczywiście rozmiarami? To, że to nie bracia Ferita rekrutuja zawodników i ustawiaja im płace, tylko maja od tego fachowców. Tutaj płace są faktycznie bardziej odpowiednie.
p
Poprawny tekst w którym bardzo wyraźnie zaznacza się mydlenie oczu przesadną kwiecistością wypowiedzi i nieumiarkowane żonglowanie wyszukanymi słowy – co na pewno ma na celu ukazanie, że autor jest inteligentem. Dla tych którzy użytych ww. wyszukanych słów nie znają to dobrze, bo będąc pod wrażeniem czegoś się nauczą. Inaczej jednak ma się sprawa z tymi, którzy nie potrzebują korzystać z wszelkiej maści słowników podczas lektury artykułu, ponieważ w tym przypadku nie sposób uciec od wrażenia karykaturalizmu tekstu.
Pozwolę sobie umieścić dosadny cytat: „Więcej ruchów a mniej pie*****enia”
Pozdro 600
@Reynolds
Trochę chyba się zagalopowałeś, bo tam, gdzie można naiver rzeczywiście używa kwiecistego języka, ale jeżeli Ty tam widzisz tylko to, to chyba musisz przetrzeć oczy. Dla mnie tekst bardzo dobry, ozdobników wcale nie jest za dużo – na tyle by z jednej strony dobrze się czytało, a z drugiej była wartościowa treść. A jak zerkniesz na ten poprzedni tekst o UFC i uznasz, że też jest kiepski, to stwierdzę, że nie masz pojęcia, o czym piszesz i poproszę Cię o odnośnik do polskiego tekstu o mma, który uważasz za lepszy.
Wydaje mi się, że trochę Cię zazdrość zżera – skoro wszyscy chwalą, to Ty, choćby i tekst był dobry, to na zasadzie kontrastu musisz się o coś dojebać, żeby pokazać, że motłoch tam, a Ty tu. Z tym zrozumieniem wszystkich trudnych słów chyba przesadzasz, bo patrząc na Twoje pierwsze zdanie, masz jeszcze pewne problemy z ich poprawnych składaniem :)
Bez urazy, ale wkurza mnie, jak pojawia się zajebisty blog o mma, jakiego wcześniej nie było, a tu przychodzi jakiś yntelygent, żeby podrasować swoje ego.
Do bardzo dobrego tekstu to trochę brakuje. Tak jak napisałem jest poprawny.
Nie wiem czy Szanowny Pan Adwokat zauważył, że nie krytykuję bloga tylko ten konkretny artykuł. Jak widać zawsze tak musi być, że jakiś klakier z klapkami na oczach przyczepi się ze swoją nadinterpretacją. Nic nowego :)
@Reynolds
Szanowny Pan Krytyk z jednej strony wytyka nadmierną kwiecistość, a z drugiej sam nie jest w stanie sklecić zdania bez choćby jednego błędu. Powoduje to, że pozycja yntelygenta, z której chciałby pojechać autora bloga, wypada trochę blado.
Boruto, odnośnie twojego ostatniego postu – w sprawie UFC – pełna zgoda. W sprawie MMAA, KSW i mniejszych gal – pełna niezgoda.
Z mojej perspektywy to, co czyni ofertę wynagrodzenia odpowiednią, sprawiedliwą, adekwatną (jakkolwiek to nazwać), to fakt jej zaakceptowania przez drugą stronę (fightera). Zdaję sobie sprawę z wielu różnorodnych okoliczności, które mogą wpływać na to, że gość zaakceptował, ale – skoro to zrobił bez rewolweru przyłożonego do skroni – to po prostu uznał, że taka oferta mu się opłaca – czy to z powodu płacy, perspektyw, które daje, popularności czy jakichkolwiek innych. Mógłby zamiast tego spróbować zarobić gdzie indziej, a jednak zdecydował się podpisać pod kontraktem na walkę. Jeśli jedna strona proponuje drugiej umowę o danej wartości, a druga stroną ją przyjmuje, to znaczy, że cena jest odpowiednia, że w danym miejscu i czasie podpisujący się pod umową uznał, iż rzeczona oferta jest lepsza niż wszystkie inne alternatywy, jakie mógłby wybrać.
Odnosi się to również do przykładów z małymi galami. Ten „niedopłacony” najwyraźniej jednak uznał, że warto. Weź też pod uwagę, że taki organizator płacący wszystkim tyle samo też nie działa jakoś nieracjonalnie. Być może bowiem wyszło mu, że łatwiej dać każdemu po równo, niż próbować zatrudnić kogoś z odpowiednią wiedzą, czy też samemu ją zgłębić, poświęcając na to swój czas.
Reynolds, „uwagi” odnotowane, choć ich waga nie spowoduje, że zmienię styl pisania.
Burrick, dzięki za słowa wsparcia, ale też prośba o to, by nie szarżować z komentarzami ad personam.
Wybacz Naiver, ale bzdury piszesz. Ludzie godzą się walczyć za mniejsze siano bo chcą startować i tyle. Nie każdy klub i zawodnik ma masę propozycji, wiec korzysta z tego co jest.
A taki organizator działa nieracjonalnie, bo w efekcie otrzymuje gorszą galę niż mógłby za te same pieniądze.
A ile ma mieć propozycji, jak u nas na palcach 1 ręki te wszystkie federacja można policzyć?? Najlepiej, jakby w takim razie 90 % dał na dobrego fightera i 10% rozdysponował na resztę. Czasem wydaje mi się ,że na siłę ktoś chce sie przyczepić do czegoś. A jeśli już ktoś się nie zgadza z jego zdaniem , to juz w ogóle niedopuszczalne.
Co do tych co się godzą za mniejsze sumki…jak będa dobrze walczyć, będą znani – sami bedą mogli negocjować (lub trener/menago im pomoże), a wówczas kasa bedzie na pewno lepsza
Boruto, tak, decydują się walczyć za mniejsze siano, bo chcą po prostu walczyć – tym samym akceptują, że rynek wygląda tak a nie inaczej – czyli gal nie jest dużo, nie ma w czym przebierać, a organizatorzy nie zamierzają tracić czasu i pieniędzy na orientowanie się, komu ile się należy – stąd takie same stawki dla wszystkich. Jesteś tyle wart, ile jest w stanie zapłacić ci pracodawca/organizator gali. Jesteś wart więcej – znajdź takiego, który da ci więcej. Nie znalazłeś? To widocznie więcej wart na tym rynku nie jesteś.
Bzdura. I mylisz pojęcia to co jest w stanie z tym co faktycznie oferuje. Podobnie jak nie rozumiesz, że nie kazdy ma możliwość „znajdowania”. Najwyraźniej słabo orientujesz się w polskiej scenie MMA. Na każdy klub, taki jak mój, który ma więcej okazji do startów niż możliwosci ich wykorzystania przypada kilkadziesiąt takich, które nie mają nawet ułamka tych możliwości.
Nie ma to nic wspólnego z żadną wartością, jakl Ci się wydaje, a z realiami. Poza tym powtarzam po raz enty, że dotyczy to tak samo zbyt niskich, jak i zbyt wysokich stawek. To są naczynia połączone.
A jesli Tobie żal czasu, na zdobycie rozeznania, czy masz zbyt wybujałe ego, aby sie zwrócic do kogos z takim rozeznaniem, to proszę bardzo rób kiepskie gale z przepłaconymi chłopakami z ujemnymi rekordami i debiutantami nawet bez amatorskich doświadczeń za cene zqa która mógłbyś miec i ich i jeszcze kilku dobrych zawodników. Tylko sie nie dziw potem negatywnym opiniom.
PS. Żebym nie został źle zrozumiany. Są też organizatorzy, którzy potrafią zdobyć się na rozeznanie ile komu zapłacić i właśnie to im wychodza te lepsze gale.
Choć tu też pojawia się czasami jeden minus, czyli wykosztowanie się na pojedyńczego zawodnika, a potem dobieranie mu za grosze przeciwnika, który nie jest w stanie stawić oporu.
E tam, Boruto, nadajemy na innych falach. Jeśli fighter czy jego otoczenie nie jest w stanie znaleźć nikogo, kto zapłaciłby mu pieniądze, których np. według trenera jest wart, to znaczy, że tych pieniędzy wart nie jest. Możesz złożyć to na karb głupoty organizatorów, słabo rozwiniętego rynku czy czego tam chcesz.
Najwyraźniej. To, że sprzedasz złotą biżuterię po babci w cenie tombaku, nie znaczy, że tyle jest warta.
Nie, nie znaczy. Ale znaczy to mianowicie to ,że słaby nagocjator z Ciebie (tfu, ze sprzedawcy)
Jeśli nikt nie chce na danym rynku kupić jej po wyższej cenie, to znaczy właśnie, że warta jest tyle co tombak.
Nie, nie znaczy.
Nie na miejscu jest oczernianie Różala. Marcin ma swoje poglądy i to jego prywatna sprawa jak wygląda i jaki jest jego język, ten kto pisał ten artykuł i twierdzi że Różal jest niżej średniej w sportach walki to proponuje spotkać si z Marcinem i to ocenić ;)
Dzięki Adrian za przypomnienie tego artykułu, bo bym nie przeczytał świetnego tekstu.
To że ludzie nie rozumieją idei wolnego rynku, to mnie nie dziwi, ale śmieszy mnie uważanie sportu za coś podniosłego, sport to albo hobby albo biznes! Ale w wieku XX, wieku zniszczonego przez socjalizm, sport stał się nową religią. Ludzie uważają za coś normalnego, że podatnicy muszą płacić na kogoś kto sobie np. rzuca młotem. A idea igrzysk to jest jedna wielka pomyłka… Ale to długo by pisać
Ale jeśli ktoś uważa sport za coś podniosłego to niech to robi za darmo, a nie wyciąga pieniądze z kieszeni pracujących.
A na koniec trzeba tylko życzyć, aby MMA długo jeszcze wytrwało bez regulacji. Ale nie sądzę abyśmy się długo z tego cieszyli. bo za dużo osób widzi interes w tym, aby regulować i tym samym mieć na tym korzyści. Za dużo pojawia się menadżerów i tym podobnym szkodników.
Ależ wykopalisko… Aż sobie nie zdawałem sprawy, że ten tekst jest tak stary. Z kategorii podobnych –> http://www.lowking.pl/polski-zwiazek-mma-urawnilowka-dziennikarze-mma/