Roman Szymański vs. Marian Ziółkowski – sobotnia uczta!
Jak walczą bohaterowie walki wieczoru gali FEN 11: Warsaw Time, Roman Szymański i Marian Ziółkowski? Kto jest faworytem pojedynku?
Powiem wprost – od czasu starcia Mameda Khalidova z Michałem Materlą żadnej walki nie wyczekiwałem bardziej niż dwóch pojedynków, które odbędą się na warszawskim Torwarze już w najbliższą sobotę na gali FEN 11: Warsaw Time.
Pierwszą z tych walk jest starcie wieczoru sobotniej gali – w którym, nawiasem mówiąc, na szali znajdzie się pierwszy, historyczny pas mistrzowski kategorii lekkiej FEN – pomiędzy diablo utalentowanymi młodzianami: 22-letnim Romanem Szymańskim i 25-letnim Marianem Ziółkowskim.
Drugim pojedynkiem, na który ostrzę sobie zęby, jest rywalizacja dwóch 23-letnich piórkowych, o których wkrótce może być głośno: Sebastiana Kotwicy oraz Bartłomieja Kopery. O tym pierwszym zresztą swego czasu popełniłem obszerny tekst, który możecie znaleźć w tym miejscu.
W niniejszym tekście przyjrzę się natomiast walce wieczoru i postaram się wyjaśnić Wam – gdyby ktoś z Was miał wątpliwości – dlaczego Szymański i Ziółkowski to zawodnicy z ogromnym potencjałem, którzy niebawem mogą dołączyć do ścisłej czołówki kategorii lekkiej w Polsce.
Tytułem wstępu
Reprezentant Linke Gold Team wywalczył sobie titleshota dwoma zwycięstwami pod banderą FEN, w pokonany polu zostawiając Pawła Kiełka i Adama Golonkiewicza. Znajduje się obecnie na fali aż siedmiu kolejnych wiktorii.
Z kolei podopieczny Mirosława Oknińskiego to mistrz kategorii lekkiej organizacji PLMMA, który wygrał pięć ostatnich pojedynków, cztery z nich przed czasem, a w wyniku nawiązania współpracy między obiema organizacjami otrzymał szansę walki o pas.
Być jak Shogun!
Jeśli przyjrzycie się uważniej stylowi, jaki w klatkoringu prezentuje Roman Szymański, a jednocześnie jesteście fanami legendarnego Mauricio Shoguna Ruy – a ja spełniam oba te warunki – nie ma możliwości, abyście nie zobaczyli podobieństw między oboma zawodnikami. Niby różni ich wszystko, poczynając od kategorii wagowej, stylu poruszania się, poziomu agresji i wielu innych, ale…
Pamiętacie nokaut, jaki Brazylijczyk za swoich najlepszych lat w UFC zafundował innej legendzie, Chuckowi Liddellowi?
Dodam, że tą techniką Shogun atakował w swoich walkach bardzo często. Można nawet zaryzykować tezę, że jeśli chodzi o techniki bokserskie, była to jego ulubiona.
A teraz spójrzmy na Szymańskiego…
Tak, tak – lewy sierpowy po przekroku, wyprowadzany de facto z odwrotnej już pozycji, to zdecydowanie najczęściej stosowana technika stójkowa przez 22-letniego zawodnika z Poznania. Szczególnie na pierwszym przykładzie widać bliźniacze podobieństwo do ulubionej techniki Shoguna
Golonkiewicz bardzo dobrze pracował na nogach i ustrzelenie go nie było proste, ale technika ta sama w sobie jest bardzo niebezpieczna – zwłaszcza, że Szymański dobrze ukrywa ją za markowanym prawym, a dodatkowo bardzo szybko, z dużą dynamiką skraca dystans. Dodatkowo, zejście do prawej strony rywala znacznie utrudnia temu ostatniemu wyprowadzenie skutecznej kontry – w myśl zasady, aby nie atakować frontalnie. Zwrócę też uwagę, co dobrze widać na gifie z Shogunem, że w momencie gdy cios dochodzi, Brazylijczyk znajduje się w odwrotnej – o czym już wspominałem – ale też dominującej pozycji. Otóż, jego wykroczna (prawa) noga znajduje się na zewnątrz wykrocznej Amerykanina, co daje mu spore możliwości wyprowadzania ofensywy, jednocześnie ograniczając ją oponentowi.
Szymański stosuje oczywiście różne wariacje tego ataku, czasami z pełną mocą bijąc pierwszy lewy sierpowy, a czasami dokładając też mocny prawy prosty i kolejne ciosy.
Na pierwszym przykładzie powyżej widzimy wariację z podwójnym lewym, natomiast na drugim z kończącym atak, ponowionym soczystym prawym prostym, który dochodzi do szczęki Golonkiewicza.
Paliwem, które napędza stójkową grę Szymańskiego jest jednak doskonała praca na nogach i kapitalny balans, jakiego w polskim MMA mogłoby pozazdrościć mu wielu zawodników. Poznaniak generalnie rzadko trzyma gardę, swoją obronę w dużej mierze opierając na balansie, unikach, pracy na nogach. Na byciu nieuchwytnym.
22-latek dodatkowo obdarzony jest wysoką, nazwijmy to, świadomością klatkoringu – wie, w którym miejscu się znajduje, wie, jak blisko są liny, do której strony odejść, aby uniknąć ataku przeciwnika. Powyżej możemy zobaczyć, jak wygląda to w praktyce – Szymański bez problemu, na lekkim odchyleniu, unika ataków Golonkiewicza, uciekając spod siatki.
Poniżej jeszcze jeden przykład.
Zwracam uwagę na zygzakowanie Romana, które powoduje, że rozczytanie jego kolejnego ruchu jest bardzo trudne.
Nie zawsze jednak poznaniak stawia sobie za cel ujście rywalowi – czasami wykorzystuje ataki do złapania klinczu lub obalenia, zwłaszcza wtedy, gdy przeciwnik zdoła jednak zamknąć mu przestrzeń do odejścia.
Powyżej dwa przykłada, gdy 22-latek unika ataków rywala odchyleniami i obniżeniem pozycji, torując sobie w ten sposób drogę do klinczu/próby obalenia.
Innymi słowy, jeśli Szymański ma odpowiednio dużo przestrzeni, chętnie odejdzie od siatki, pozwalając, aby przeciwnik wpadł w miejsce, w którym przed chwilą się znajdował. Jeśli jednak rywal zdoła ograniczyć mu swobodę, Roman polega na balansie, aby uniknąć szarży i przekuć ją na swoją korzyść. Tak, jak, na przykład, poniżej.
Poznaniak jest bardzo dynamiczny przy zejściach do nóg, a doskonałe wyczucie czasu i szybkość powodują, że wpadanie na niego z ciosami jest bardzo ryzykowne. Powyżej jednak w pierwszej z przedstawionych akcji Golonkiewicz zachował się doskonale, nie dając się przewrócić.
Jedną jednak rzecz chciałbym widzieć u poznaniaka zdecydowanie częściej – a mianowicie kontry. Doskonałą pracą na nogach i świetnym balansem doprowadza do tego, że jego rywale czasami kompletnie przestrzeliwują, nie mając wówczas równowagi, będąc wybitymi z rytmu, narażonymi na atak. Szymański jednak bardzo rzadko po zejściu z linii ataku decyduje się odpowiadać własnymi ciosami. Jeśli już nie uchodzi do boku, to raczej łapie klincz lub szuka obalenia.
Jeszcze jedną rzecz muszę koniecznie napisać o 22-latku – otóż, stylem poruszania się niezwykle przypomina mi… TJ-a Dillashawa! Bardzo podobnie do Amerykanina nieustannie zygzakuje, jego głowa praktycznie nigdy nie pozostaje w tym samym miejscu, frontalnie przed rywalem, lubi kręcić młynki rękami, rozpraszając przeciwnika, często obniża i podnosi pozycję, a do tego sposób, w jaki przemieszcza się po placu boju… Toż to Dillashaw we własnej osobie! Nisko opuszczona przednia ręka, lekko pochylona sylwetka, częste odwracanie się bokiem do rywala, brak przywiązania do klasycznej pozycji – zwłaszcza w defensywie, gdzie Szymańskiemu nie sprawia żadnej różnicy, w jakiej pozycji akurat się znajduje.
Popatrzcie zresztą sami:
Oczywiście w ataku wygląda to trochę inaczej, bo Amerykanin uwielbia nieustannie bawić się pozycjami klasyczną i odwrotną, nieustannie poszukując bocznych kątów do wyprowadzania ofensywy. Jednak wyraźnie widać, że Szymański ma wszelkie atrybuty fizyczne i techniczne, aby w przyszłości również i w tej materii doszlifować swoje umiejętności.
Jest jednak jeszcze jedna rzecz – umiłowanie poznaniaka do ataków na głowę oraz akcji bokserskich. W stójce kopnięcia rzuca tylko od wielkiego dzwona, podobnie z atakami na korpus. Póki co uchodziło mu to płazem, bo jego dynamika i szybkie ręce z nawiązką rekompensowały pewną powtarzalność w atakach, ale szczególnie w starciu z Marianem Ziółkowskim polowanie niemal wyłącznie na głowę może okazać się skomplikowanym zadaniem.
A skoro już nawiązałem do Ziółkowskiego…
Kontrola dystansu, rzecz święta!
Warszawiak jest zupełnie innym typem zawodnika. Dysponuje doskonałymi warunkami fizycznymi, jest wysoki, ma długie kończyny. Co najważniejsze jednak – jest w pełni świadomy swoich swoich gabarytów i robi z nich użytek!
Stójkowa gra Ziółkowskiego kręci się bowiem wokół trzymania rywali na dystans, na końcach jego pieści, na końcach kopnięć. Tam, gdzie on może ich dosięgnąć, oni jego – nie.
W przeciwieństwie do Szymańskiego, jego sobotni rywal bardzo chętnie korzysta z długich pojedynczych lewych prostych, nękając rywali (powyżej fragmenty jego ostatniej walki z
Dodatkowo, jego praca na nogach jest zaskakująco dobra – wydawać by się mogło, że wysocy zawodnicy generalnie mają odrobinę większe problemy z płynnym poruszaniem się, zmienianiem kierunku ruchu – ale Ziółkowski prezentuje się pod tym względem bardzo przyzwoicie.
Powyżej dobrze widać, jak Ziółkowski utrzymuje dystans, nieustannie okupując defensywę rywala ciosami prostymi. Nie wszystkie oczywiście dochodzą celu, ale Polak wyprowadza je z bezpiecznego dystansu, którego skrócenie pozostawało poza możliwościami wielu z jego dotychczasowych rywali. Zwracam też uwagę na przyklejoną do głowy prawicę.
Generalnie Ziółkowski rzadko odnosi się do ciosów sierpowych, ale też, biorąc pod uwagę jego wzrost i zasięg – słusznie czyni!
Nie składa jakichś szczególnie złożonych kombinacji bokserskich, ale jego 1-2 jest bardzo niebezpieczne.
Na powyższych przykładach nie trafiał może czysto, ale zwróćcie uwagę, że nie wpada w rywala. Utrzymuje bezpieczną odległość. Nie spodziewajcie się więc, że szczególnie często wpadał będzie na Szymańskiego – jeśli będzie to robił, to świadomie, szukając klinczu.
Gdy już natomiast Ziółkowski trafił…
To generalnie nie było czego zbierać z Semena Tyrlya’y. Wystarczyła drobna modyfikacja – ponowiony lewy, który zupełnie zmylił rywala nie spodziewającego się nadlatującego moment później krosa – i Ziółkowski zafundował mu efektowny knockdown, zakończony kilka chwil przerwaniem walki przez sędziego.
Ziółkowski też – w przeciwieństwie do Szymańskiego – bardzo chętnie korzysta z kopnięć. Na szczególną uwagę zasługują te, którymi terroryzuje korpus przeciwników.
Przy omawianiu arsenału Szymańskiego przytoczyłem Shoguna i Dillashawa, więc pozwólcie, że teraz, przy okazji analizy Ziółkowskiego odwołam się do rozpędzonego serią siedmiu zwycięstw w UFC… Tony’ego Fergusona.
Spójrzcie:
Soczysty teep (kopnięcie smagające) z nabiegu, po przekroku. Cholernie bolesne. Cholernie efektywne.
A teraz popatrzmy na Ziółkowskiego:
To zdecydowanie najczęściej stosowana przez 25-latka technika nożna! Co najlepsze jednak, warszawiak jest w jej stosowaniu piekielnie skuteczny, raz po raz terroryzując korpus rywali, odbierając im w ten sposób oddech i chęć do dalszej walki.
A skoro zahaczyłem już o El Cucuy’a…
Szymański też ma z nim coś wspólnego, jak widać powyżej.
Ale wracajmy do Ziółkowskiego… Mówiliśmy o jego latających teepach – a te wymagają przestrzeni. Jeśli natomiast miejsca jest mniej, a Ziółkowski jednak chce zdzielić rywala kopnięciem na korpus…
Nie uderza okrężnie, raczej korzysta z kopnięć na korpus bitych z dołu, w stylu Lyoto Machidy. Nie wymagają one skręcania podporowej nogi do zewnątrz, są szybsze i pozwalają szybciej powrócić do bezpiecznej pozycji, nie narażając zawodnika na kontry.
Jeśli złożymy wszystko w całość, wyjdzie nam coś w tym stylu:
Na pierwszym przykładzie Ziółkowski ukrywa mocnego lowkinga za ciosami bokserskimi, by następnie błyskawicznie ponowić atak latającym teepem, dobierając powietrze rywalowi. Druga akcja jest jeszcze ciekawsza, bo warszawiak standardowo kąsa przeciwnika kopnięciem na korpus, po którym, widząc, że ten nie wycofał się, próbuje dołożyć jeszcze pięści, a na koniec znajduje się w odwrotnej pozycji, z której wyprowadza kopniecie na głowę – pomimo iż Montero zdołał unieść ręce, siła uderzenia wyraźnie nim wstrząsnęła.
Gdy natomiast podopieczny Mirosława Oknińskiego zacznie składać wszystko w kombinacje, wygląda to mniej więcej tak:
Cały arsenał wykorzystany – kopnięcie na korpus, kolano i kończący akcję łokieć.
Wspomniałem o kolanie? Kolanach? Oczywiście! W arsenale wysokiego zawodnika mocnych kolan zabraknąć nie może – i nie brakuje ich u Mariana Ziółkowskiego.
Pierwszy przykład pokazuje, w jaki sposób warszawiak rozczytuje rywali – widząc Montero mocno pochylającego się do boku, Ziółkowski dostosowuje do tego swoją technikę, atakując kolanem. Nie trafia może idealnie czysto, ale akcja jak najbardziej ma sens.
Drugie video to ostatnia akcja w ostatniej walce Ziółkowskiego – atakuje kolanami w tajskim klinczu, ściągając głowę Montero, by drugim posłać go na deski. Jeśli w starciu z Szymańskim walka przeniesie się do klinczu – spodziewajcie się zaprzęgania do boju klan na korpus i głowę przez mistrza PLMMA.
Werdykt?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta, a zarazem intrygująca. Brzmi ona: Bóg jeden raczy wiedzieć! Pomimo tego, że obaj są piekielnie utalentowani i prezentują już teraz bardzo wysoki poziom, mają swoje luki. Szymański, jak wspominałem, bardzo rzadko kopie, koncentrując się niemal wyłącznie na atakach bokserskich na głowę, a i jego eksplozywny, oparty na sporej mobilności styl walki prowadzi do tego, że w trzecich rundach oddycha już bardzo ciężko – a tutaj będziemy mieć ich pięć!
Z drugiej natomiast strony walczący z lekko obniżoną pozycją (tak powinien walczyć wysoki zawodnik) Ziółkowski miewa problemy z blokowaniem lowkingów. Często przenosi ciężar ciała na wykroczną nogę, a gdy wycofuje się przed atakami rywali, ostatnią częścią ciała, jaka opuszcza ich zasięg rażenia, są oczywiście nogi. Pamiętacie pewnie, że właśnie w ten sposób swego czasu Shogun rozmontował nieuchwytnego, jak się wówczas wydawało, Smoka – skupiając się na okopywaniu jego nóg w momencie, gdy ten włączał wsteczny. Jeśli Szymański, który prawdopodobnie będzie dysponował przewagą szybkościową, zacznie kopać – może mocno skomplikować życie przeciwnikowi. Również w półdystansie, jeśli poznaniak zdoła się tam przedzierać, powinien mieć przewagę. Z drugiej strony, jak wspominałem, Ziółkowski doskonale kontroluje dystans, więc łatwo o tenże półdystans z pewnością nie będzie. A i z półdystansu tylko krok do klinczu, gdzie kolana warszawiaka będą bardzo groźne.
A przecież mamy jeszcze zapasy, mamy parter, w którym, z jednej strony, długie nogi 25-latka mogą okazać się bardzo groźną bronią, z drugiej, przeciwko naprawdę ostro kręcącemu się, przypominającym nieco pod tym względem braci Diaz, Szymańskiemu będzie to trudne.
Innymi słowy – czeka nas prawdziwa uczta!
Komentarze: 1