Chris Weidman: „Pierwsza walka to był fuks”
Chris Weidman zapewnia, że w rewanżu nie pozostawi wątpliwości, że pierwsza walka, jaką stoczył z Lukiem Rockholdem, była wyłącznie wynikiem kontuzji, z jakimi do niej przystąpił.
Wymiana uprzejmości za pośrednictwem mediów między Chrisem Weidmanem a Lukiem Rockholdem trwa w najlepsze. Ledwie kilka dni temu ten ostatni zapowiedział, że emocjonalne podejście tego pierwszego wywołuje w nim tak duże współczucie, że zamierza ubić go w rewanżu szybko i bezboleśnie, do kontrofensywy przystępuje były mistrz.
Mówię o tych rzeczach, bo wypłynęły. To fakty. Nie wymówki.
– stwierdził Weidman w rozmowie z MMAFighting.com, nawiązując do złamanej w dwóch miejscach stopy oraz kontuzji łokcia, z którymi to urazami miał przystępować do pierwszej walki.
Wiedziałem, w co się ładuję, ale nadal sądziłem, że mogę tam wyjść i go ubić. Nawet z tymi rzeczami. Udowodnił, że się myliłem. Wyszedł, żeby się bić. Tamtej nocy był ode mnie lepszy.
Obaj zawodnicy spotkają się ponownie 4 czerwca na gali UFC 199 w Las Vegas.
Wiem, na co mnie stać, znam swój potencjał i wiem, że nie byłem blisko niego.
– powiedział 31-letni zawodnik, który przed tą walką urozmaici treningi, wyjeżdżając szlifować umiejętności do Marka Henry’ego, trenera Frankiego Edgara.
Fakt, że dzięki swoim poprzednim osiągnięciom otrzymałem szansę na rewanż, jest fantastyczną sytuacją. W większości przypadków ludzie nie otrzymują drugiej szansy, szczególnie natychmiastowo. Jestem więc bardzo wdzięczny za tę szansę, którą mam. Nie ma w mojej głowie najmniejszej wątpliwości, że wyjdę tam i postawię pieczęć, całkowicie go dominując i upewniając się, że wszyscy uświadomią sobie, że tamta walka to był fuks.
Czuję, że jest zbyt pewny siebie, a ja jeszcze to wzmocniłem i dałem mu powód, aby był jeszcze bardziej wyniosły. Szkoda. Muszę to przełknąć. Mam szansę, żeby utrzeć mu nosa. Taki jest cel. Muszę tam powrócić i nakarmić go skromnością.