Nate Diaz: „W najgorsze dni trenuję 2h, nie mam hobby”
Nate Diaz opowiada o największym zwycięstwie w swojej sportowej karierze, ujawniając treść rozmów z Conorem McGregorem podczas walki.
Nate Diaz strącił z piedestału Conora McGregora, ubijając i dusząc irlandzkiego gwiazdora w walce wieczoru gali UFC 196.
W swoje najgorsze dni trenuję po dwie godziny. Nie mam hobby.
– wyznał stocktończyk po gali w rozmowie w FOX Sports zapytany o swoją prawdziwą formę przed pojedynkiem.
Zawsze haruję, zawsze trenuję. Bez względu na to, czy jem jakieś śmieci, czy imprezuję, czy cokolwiek innego, następnego dnia wstaję rano i trenuję. Tak jest od początku. Trenuję ciężej poza sezonem niż najbardziej pracowici goście.
Diaz przyznał, że rozumie medialne zachowanie McGregora, ale uważa, że otrzymywał on pomoc, jakiej nie dostawał nikt inny w UFC.
To dobry zawodnik i w ogóle, ale jest tu, gdzie jest, bo mu pomagali. Ja włożyłem masę pracy i żadnej pomocy nie miałem. Więc biorę to jego gówno i uczynię je swoim. Wiedziałem, że jestem lepszym zawodnikiem od niego. Nie daliby mi i tak pełnego obozu na tego gościa. Zrobią, co się da, żeby wrócił, tobie też by nie dali pełnego obozu (zwrócił się do Frankiego Edgara – dop. aut.)
Ekscytującym elementem wszystkich walk braci Diaz i McGregora są też oktagonowe szermierki na słowa, w które wdają się przy każdej okazji ze swoimi przeciwnikami. Nie inaczej było i tym razem – w pierwszej rundzie zdecydowanie bardziej gadatliwy był Irlandczyk, w drugiej natomiast do głosu – dosłownie i w przenośni – doszedł Diaz.
Oglądałem jego walki i wiedziałem, że utrzymuje tą ciągłą presję i ci goście się łamią. To ta sama presja, którą ja utrzymuję, tylko że mniejsza. Presja, którą narzucał tym gościom, powodowała, że w pewnym momencie po prostu odpadali. Ale powtarzam to cały czasy – weźcie cały roster UFC i każcie im wbiec na wielką górę; gwarantuję, że będę tam na szczycie i prawdopodobnie zobaczę tam mojego brata. Więc wiedziałem…
Gdy skończyła się runda, mój narożnik zaczął gadać, o, zrób to, zrób tamto i tak dalej. Ale, hej, spokojnie, musiałem się upewnić, że się rozgrzeję w tej rundzie, żebym mógł naciskać przez cztery kolejne.
Tak, jak mówiłem, nie miałem obozu i wiedziałem, że będę miał wolną pierwszą rundę, ale kiedy się zaczęło odwracać, widziałem początek końca. I zacząłem mu to mówić. „O, dostałeś tym gównem, od tego momentu będzie tylko gorzej, he?”. W pierwszej rundzie był szybki i miał swoje rzeczy do powiedzenia, więc w swojej głowie powtarzałem sobie wtedy „jest ok, jest ok, w następnej rundzie role się odwrócą”. A gdy zaczęła się druga runda, nadeszło to szybciej, niż się spodziewałem.
Gdy miałem go na siatce, mówię mu: „I co, teraz już nie masz żadnego gówna do powiedzenia, co?”. Trafiłem go kolanem na brzuch i słyszę „Huuu”. A potem nagle rzuca się do obalenia i mówię: „O, jesteś zapaśnikiem? Pamiętaj, że to ja mam czarny pas w jiu-jitsu – i teraz chcesz mnie obalić?”. Wiedziałem, że to początek końca.