UFC

Nick Diaz: „Wiedziałem, że wyrosnę na jakiegoś dziwaka”

Jeden z największych ulubieńców fanów, Nick Diaz, opowiada o przeszłości, która ukształtowała go w człowieka, którym jest obecnie.

Nick Diaz, który po skróceniu zawieszenia za wykrycie w jego organizmie marihuany przy okazji gali UFC 183, będzie mógł powrócić do oktagonu już 1 sierpnia tego roku, w obszernej rozmowie z portalem HighTimes opowiedział o swoim dzieciństwie, pieniądzach oraz planach na przyszłość.

Mieszkałem w slumsowatych rejonach Stockton.

– wspomina swoje dzieciństwo Diaz.

W pierwszej i drugiej klasie wdawałem się w bijatyki z meksykańskimi dzieciakami, azjatyckimi dzieciakami i czarnymi dzieciakami. Po prostu wdawałeś się w bójki – każdy to robił. W tamtej okolicy musiałeś się bić, gdy byłeś dzieciakiem, chyba, że chodziłeś do prywatnej szkoły – a ja nie chodziłem do prywatnej szkoły. To doprowadziło do tego, że chciałem jeszcze bardziej trenować mieszane sztuki walki. Byłem wielkim fanem Jean-Claude’a Van Damme’a: zachowywałem się jak on, kopałem jak on, robiłem szpagaty. Byłem jego kiepskim naśladowcą.

Ale nikt tego nie wspierał. Moi rodzice mówili, o, jasne, kocha Van Damme’a. Nikt tego tak naprawdę nie popierał, ale mój wujek robił aikido, więc łatwo było im zapisać mnie. Robili, co mogli, żeby się mnie pozbyć chociaż na chwilę.

32-letni dziś zawodnik zawodową karierę rozpoczął w wieku 18 lat – w 2001 roku.

Tak naprawdę zacząłem treningi i walki, jak miałem 15 albo 16 lat. W drugiej klasie przestałem chodzić do szkoły. Moja obecność nie była dobra. Miałem naprawdę atrakcyjną dziewczyną, cheerleaderkę, a ona wcześniej miała chłopaka, zanim poszedłem do szkoły średniej. Biłem się z nim i całą drużyną futbolową. Chciałem grać w futbol, ale to nie mogło się udać. Byłem całkiem dobry w pływaniu, ale nie chciałem pływać w szkole średniej, bo nie uważałem, by było to fajne. Więc moje życie społeczne było całe rozwalone. Nie miałem dobrej bazy, jakichś przyjaciół czy paczki ani nic takiego. Chodziłem do różnych klas, bo moi rodzice zmieniali miejsce zamieszkania w Stockton i Lodi. Miałem mnóstwo gniewu z powodu przeskakiwania do różnych klas. Zawsze wsadzali mnie do tej specjalnej. Ale byłem sprytny; nie byłem taki, jak te dzieciaki w klasach specjalnych. Ale to by powodowało, że czułem się trochę głupio. Wtedy przenosili mnie do mądrej klasy na cały dzień, a oni mówili coś w stylu: Hej, wiesz, że jesteś z opóźnionej klasy?

Więc byłem w tyle.

Gdy byłem dzieckiem, wiedziałem, że wyrosnę na jakiegoś dziwaka. Nie wiem jak – ale po prostu tak się stało. Miałem 15 lat, gdy się w to wkręciłem. Kto wie, co bym robił? Może coś na budowie? Wielu moich przyjaciół weszło w gangi narkotykowe. Ale nie mogłem sobie wyobrazić tam siebie – nie lubię być na narkotykach. Nie lubię mety, która teraz jest taka popularna. Jem organiczne, w większości wegetariańskie jedzenie. Nie lubię nic chemicznego, niczego, co zrobione jest z chemii. Nie lubię syntetycznych leków. I staram się omijać lekarzy, jeśli mogę.

Przez wiele lat stocktończyk regularnie narzekał na niskie płace w organizacji, nieustannie domagając się większych wypłat. Wygląda na to, że ten etap ma już za sobą.

Miałem mnóstwo kasy, która mi wpadała – walczyłem jakieś pięć razy pod rząd za ponad 500 kawałków. Kilka razy za ponad 1 milion. Ostatnią rzeczą, o jakiej myślę, są pieniądze.

Zapytano o to, co by się stało, gdyby nagle musiał przestać walczyć, odpowiedział:

Nie jestem zbyt optymistyczny co do tego, że wszystko byłoby świetnie. Mógłbym uczyć, otworzyć następny klub albo coś takiego. Byłbym z tym szczęśliwszy, niż wychodząc do walki i żałośnie przegrywając, jak niektórzy goście – jak wszyscy oni. To rodzaj klątwy. Nie możesz się wydostać: zawsze będzie lepsza wypłata. Ale w chwili, w której nie dostanę więcej, niż za poprzednią walkę, jestem skończony. Tak, kończę.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button