Damian Grabowski: „Cała ta atmosfera mnie przytłoczyła”
Czołowy polski ciężki, Damian Grabowski, podsumowuje swój debiutancki występ w UFC i wskazuje elementy, które zmieni przed kolejną walką.
Po nieudanym debiucie w UFC, w którym Damian Grabowski przegrał przez nokaut techniczny z Derrickiem Lewisem na gali UFC Fight Night 82, Polak opowiedział o przyczynach niepowodzenia w rozmowie z Berserk Labs.
Generalnie w walce poszło nie tak wszystko, bo nie zrobiłem nic z tego, co miałem zrobić. Wydaje mi się, że – rozkładając tę przyczynę na czynniki pierwsze – największe znaczenie miał ten okres, który nie walczyłem, bo w momencie, w którym masz 35 lat, jesteś zawodowcem – w cudzysłowie – to walczysz trzy, cztery razy w ciągu roku, a ja ostatnią walkę miałem szesnaście miesięcy temu, wcześniej walkę miałem dwa miesiące przed kolejną i wcześniej dwanaście miesięcy wcześniej, więc tak naprawdę na trzy lata miałem trzy walki. Można powiedzieć, że ja nie jestem zawodnikiem, który profesjonalnie się tym zajmuje, tylko gościem, który ma hobby i raz na rok po prostu gdzieś tam się bije. To jest złe. To muszę zmienić. Muszę czuć się dobrze w oktagonie.
Jak biłem się miesiąc po miesiącu nawet z wielkimi, ciężkimi zawodnikami – po sto dwadzieścia kilka kilo, zresztą takie dwie walki miałem, najpierw w MMA Attack, później z Tadasem Rimkeviciusem w Rosji – ja się czułem dobrze, bo byłem cały czas w treningu, cały czas w walce.
Wśród jednej z przyczyn porażki wielu fanów i komentatorów upatrywało faktu, że Polski Pitbull jest sobie sam sterem, żeglarzem i okrętem, nie mając żadnego trenera, który pokierowałby jego przygotowaniami.
Przez całą moją karierę tak było i to działało. Może też zrobiłem błąd, że idąc do UFC, nie zmieniałem tego, ale, wiesz, jak coś działa, to tego nie zmieniasz. A jednak UFC to jest najwyższy level i jednak muszę coś zmienić. Muszę mieć sparingpartnerów ciężkich, na dobrym poziomie wyszkolonych. I muszę mieć trenera, gościa, który na mnie krzyknie, który mnie kopnie w dupę, który mi powie: „Masz zrobić to jeszcze dwa razy”, a nie, że ja sam sobie przychodzę na trening i tak naprawdę sam sobie ustalam, co ja mam robić.
Zrobiłem błąd, że przygotowywałem się w Opolu i że przygotowywałem się swoimi wychowankami, na pewno, bo nie miałem ciężkich sparingpartnerów. To musi być zmienione. Na pewno też psycholog sportu, bo taką decyzję też już podjąłem, że muszę rozmawiać z kimś, kto będzie mnie potrafił zmotywować tak, jak kiedyś robiłem to sam ze sobą.
Grabowski przyznał, że do walki wyszedł ze znacznie niższą wagą, niż zakładał. Celował w 115 kilogramów, a ważył 106 kg. Ocenia, że tak duży spadek wagi mógł być w jakimś stopniu spowodowany stresem związanym z debiutem. W przyszłości chce jednak zbudować więcej siły, aby rywalizować z ciężkimi UFC jak równy z równym.
Muszę mieć 115 kilo, które będzie mocne, stabilne, które nie będzie się wahało.
Opolanin nie ma co prawda pewności, ale wierzy, że nie była to ostatnia walka, jaką stoczył pod banderą amerykańskiego giganta.
Joe Silva podszedł do mnie po walce, mówi: „Nic się nie przejmuj, jesteś twardym gościem, nie poddałeś się, sędzia przerwał”. Oni być może też mają jakieś „ale”, bo nawet dziennikarze amerykańscy pisali, że trochę sędzia za szybko przerwał. W każdym razie myślę, że jeszcze jedną szansę mi dadzą i muszę tę szansę wykorzystać.
Pomimo tego, że w swojej karierze bił się na wielu dużych zagranicznych galach, przyznał, że debiut w UFC trudno porównać z czymkolwiek innym.
Mnie ta atmosfera przytłoczyła. Tak naprawdę stojąc już w tym oktagonie, sądziłem, że sędzia nas zawoła do siebie, wytłumaczy nam zasady, odejdziemy i dopiero zacznie się walka. Troszeczkę byłem przygnieciony całą tą atmosferą i tym wszystkim, ale traktuję to jako doświadczenie, jako coś, czego inny nie przeżył, bo mało kto dostaje tak po kokosie, jak ja dostałem.
Frycowe zapłaciłem i będzie tylko lepiej. Obiecuję.
Tu i ówdzie pewne kontrowersje wzbudziło przerwanie pojedynku – niektórzy obserwatorzy oceniali bowiem, że sędzia mógł dać więcej szans Grabowskiemu na wykaraskanie się z opresji. Takie zdanie podziela też główny zainteresowany, ale nie zamierza zrzucać winy za porażkę na karb rzekomo przedwczesnego przerwania przez sędziego.
Nie dyskutuję z werdyktem sędziów. Derrick Lewis był lepszy ode mnie, przyznaję to, nie tłumaczę swojej porażki absolutnie. Tego dnia był lepszy, był silniejszy, większy, bardziej chciał wygrać, bo bardzo agresywnie na mnie nastąpił i gratuluję mu bardzo zwycięstwa.
Cały wywiad poniżej:
Komentarze: 1