Alexander Gustafsson w kolejnych bojach z demonami
Alexander Gustafsson ponownie zmaga się z demonami przeszłości, choć tym razem nie myśli o zakończeniu kariery.
We wrześniu 2013 Alexander Gustafsson przegrał co prawda z Jonem Jonesem, ale jego notowania poszybowały w górę. Zawiesił bowiem mocno faworyzowanemu mistrzowi poprzeczkę niezwykle wysoko, zmuszając go do maksymalnego wysiłku. Obaj pokazali niezwykły hart ducha, serce do walki, odporność i wielkie umiejętności, fundując fanom najwyższej klasy widowisko.
Kilka miesięcy później Szwed potwierdził swoje mocarstwowe aspiracje, ubijając Jimiego Manuwę. Był wówczas u szczytu. Szybko zestawiono wyczekiwany przez wszystkich rewanż z Jonesem na UFC 178.
Mauler nabawił się jednak kontuzji i zmuszony był wycofać się z walki, podobnie zresztą jak Jon Jones, który miał zmierzyć się z zastępującym Szweda
I w tym miejscu rozpoczął się – i trwa po dziś dzień – najgorszy okres w karierze Gustafssona. Uchodząc za wyraźnego faworyta, w walce, która miała być swego rodzaju formalnością otwierającą bramy raju, doznał sromotnej klęski, przegrywając przed własną – zszokowaną – publicznością przez nokaut. Załamany, w kolejnych miesiącach rozważał nawet zakończenie kariery sportowej. Otrzymał jednak niespodziewanie szansę walki o pas mistrzowski z zasiadającym na tronie kategorii półciężkiej, pod nieobecność Jona Jonesa, Danielem Cormierem. Na UFC 192 w październiku zeszłego roku po raz kolejny pokazał się z doskonałej strony, ale znów po prawdziwej wojnie na wyniszczenie wyszedł z oktagonu na tarczy.
Demony powróciły.
Mam problem z motywacją. W niektóre dni jest lepiej, w inne gorzej.
– wyznał w rozmowie z MMAFighting.com.
Niedawno Szwed w poszukiwaniu nowych rozwiązań powrócił do dowodzonego przez Dominicka Cruza Alliance MMA, gdzie zdarzało mu się trenować już wcześniej.
Mówię moim fanom, jak jest i z czym trzeba się mierzyć, rywalizując na tym poziomie. Porażki są trudne. 2015 rok był dla mnie trudny.
Tym razem jednak, wzmocniony doświadczeniem z czasów, gdy próbował pozbierać się po porażce z Johnsonem, Szwed nie myśli o zawieszeniu rękawic na kołku.
Już to przeżywałem. Przejście od bycia jednym z najlepszych zawodników na świecie jednego dnia do zaprzestania robienia tego, co kochasz, jest trudne.
Jestem zawodnikiem i z tego żyję. Jeśli wykładasz karty na stół, to nie ma opcji skończenia z tym. To tylko emocje, uczucia i myśli, z którymi zmagasz się każdego dnia jako sportowiec.
29-letni zawodnik wierzy jednak, że pobyt w Stanach Zjednoczonych pozwoli mu odbudować morale szybciej. Przekonuje też, że jeszcze w 2016 roku ponownie obejrzymy go w oktagonie UFC.
Będę walczył w 2016 roku. Potrzebuję po prostu trochę czasu, żeby wrócić na nogi, odbudować umysł i motywację. Chcę walczyć dla odpowiednich powodów. Zobaczycie mnie w walce w tym roku.
Czy powróci jeszcze do rozgrywki o najwyższe cele?