Tony Ferguson: „Jestem biznesmenem i mam niedokończony interes”
Rozpędzony kapitalną serią zwycięstw Tony Ferguson wyjaśnia, dlaczego zdecydował się przyjąć walkę z Michaelem Johnsonem.
Tony Ferguson znajduje się w wybornej formie. Żaden zawodnik kategorii lekkiej UFC nie może pochwalić się taką serią zwycięstw jak popularny El Cucuy, który odprawił siedmiu kolejnych rywali.
Wydawało się, że Amerykanin po tak imponującym rajdzie w górę dywizji zmierzy się teraz z rywalem ze ścisłej czołówki. Tymczasem kilka dni temu ogłoszono, że w kolejnym starciu zmierzy się ze swoim ostatnim pogromcą, Michaelem Johnsonem, który przegrał dwie ostatnie walki.
Cóż, pozwól, że rozpocznę od tego, że zaoferowano mu dwukrotnie walkę z Khabibem.
– opowiedział Ferguson o nowym zestawieniu w audycji The MMA Hour.
Jedną w grudniu, drugą w lutym. Ale z powodu kontuzji nie mógł ich wziąć. Poprosił o walkę w kwietniu, ale szczerze mówiąc, w kwietniu pojawi się nowy nowy członek w mojej rodzinie i nie mogę tak długo czekać. Jestem biznesmenem i mam niedokończony interes. Gdy spojrzałem na możliwości, każdy miał zajęty kalendarz. Jest Pettis, ale nie wiem, co zamierza teraz. Spójrzmy na tę tabelę, wszyscy oni albo się dławią, albo są złamani, albo mają już walkę zaplanowaną. To gra cierpliwości, a ja nie mam zamiaru czekać. Mówiłem, że zamierzam pokonać każdego w dywizji, a ja i Michael Johnson mamy niedokończone sprawy. Więc jest teraz jedynym gościem, który by gotowy wziąć walkę. Dwie porażki, rozumiem to, ale na jego miejscu byłby wkurzony i nie chciałbym trzeciej. Mogę to uszanować.
Ferguson nie ukrywa, że jego celem był szykujący się do powrotu niepokonany Khabib Nurmagomedov, który wygrał wszystkie sześć pojedynków w oktagonie. Obaj zawodnicy wdali się nawet w szermierkę słowną na Twitterze. Amerykanin zarzucał Rosjaninowi, że ten nie przyjął walki w lutym, a ten ostatnio zapraszał na tany w kwietniu.
Najpierw chciałem walczyć z Khabibem. To byłaby ważniejsza walka dla mnie. Ale był kontuzjowany, więc powiedziałem: „OK, a może Eddie Alvarez?”. Odpowiedzieli: „Nie, nie będzie walczył, nie może”. Przeszedłem przez całą listę. Nie będę rzucał nazwiskami dla samego rzucania nazwiskami. Jak mówiłem, nie zamierzam czekać. Ostatni raz walczyłem z Michaelem Johnsonem w 2012, w drugiej rundzie złamałem rękę. Sądzę, że będzie to świetny sposób na przekonanie się, jak prezentują się teraz moje umiejętności – a wiem, że są o wiele większe – i jestem teraz zupełnie innym rywalem, niż byłem wtedy. Zamierzam udowodnić nie tylko sobie, ale też fanom, że jestem zawodnikiem zasługującym na walkę o pas. Jeśli trzeba będzie jeszcze pokonać innych, zrobię to, nie ma znaczenia, kto będzie następny.
W sieci przewijały się doniesienia, jakoby El Cucuy miał w kolejnym występie stanąć w mistrzowskie szranki z Rafaelem dos Anjosem, gdyby Conor McGregor nie zdecydował się podjąć wyzwania. Amerykanin stwierdził jednak, że nigdy taka informacja do niego nie dotarła. Przekonuje też, iż pojedynek z Johnsonem, który odbędzie się 5 marca na gali UFC 197, na której dojdzie też do mistrzowskiego starcia między wspomnianym RDA a McGregorem, nie będzie dla niego krokiem w tył.
Poszedłem po walce (z Edsonem Barbozą – dop. red.)pogadać z Daną, a on odpowiedział tylko: „Ciesz się swoimi wakacjami, chłopie”. Nie wiem więc, jaki jest problem, ale… problemu nie ma. Tak długo, jak pozostaję aktywny, nie widzę moich notowań idących w dół. Wszystko idzie w górę. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy marudzą i jęczą. Dostaniecie fenomenalną walkę. Ostatnim razem zrobiliśmy trzy rundy i było świetnie. Ze złamaną ręką kontynuowałem ją, żeby nie skalać swojego rekordu technicznym nokautem czy skończeniem. Ta walka jest znacznie ważniejsza, niż wszyscy sądzą.
Bez względu na to, kto zwycięży, zgadnij, kto będzie siedział obok Conora na konferencji prasowej?