Analiza UNIBET: Joe Duffy vs. Dustin Poirier, UFC FN 76
Zawodnicy, którzy wkrótce mogą dołączyć do wyścigu o pas mistrzowski kategorii lekkiej – Joe Duffy i Dustin Poirier, zmierzą się na UFC w Dublinie. Kto zwycięży?
Walką wieczoru gali UFC Fight Night 76 będzie szlagierowo zapowiadające się starcie w wadze lekkiej pomiędzy nowo narodzonym w dywizji lekkiej, zaprawionym w bojach Amerykaninem Dustinem Poirierem (18-4) a robiącym furorę w organizacji Irlandczykiem Josephem Duffym (14-1).
Tło pojedynku
Pomimo tego, że Dustin Poirier jest zawodnikiem o rok młodszym od swojego najbliższego rywala, bije się w UFC od 2011 roku. W czasach występów w organizacji WEC rywalizował w kategorii lekkiej, ale wraz przeprowadzką do oktagonu UFC zdecydował się też przejść do kategorii piórkowej, tocząc w niej boje aż do 2014 roku. Na swojej drodze pokonywał m.in. Maxa Holloway’a, Diego Brandao czy Erika Kocha, ale pomimo tego, że należał do ścisłej czołówki dywizji, nie był w stanie przebić się do walki o pas mistrzowski, przegrywając ważne walki z Chan Sung Jungiem, Cubem Swansonem czy Conorem McGregorem.
I właśnie porażka z Irlandczykiem stanowiła punkt zwrotny w karierze Amerykanina, który skończył z katorżniczym ścinaniem wagi i powrócił do kategorii lekkiej. Decyzja ta okazała się strzałem w dziesiątkę – Poirier w dywizji do 70 kilogramów wygląda bardzo dobrze, a na swojej drodze zdążył już w świetnym stylu rozbić dwóch solidnych rywali – Carlosa Diego Ferreirę oraz Yancy Medeirosa – i do starcia z Josephem Duffym podchodzi na fali dwóch wiktorii.
Irish Joe w 2011 roku, mając wówczas nieskazitelny rekord 10-0, przegrał starcie z Ivanem Mustardo o pas mistrzowski kategorii lekkiej Cage Warriors. Po tym niepowodzeniu porzucił MMA i przeniósł się do boksu – w nowej dyscyplinie stoczył w 2013 roku aż siedem walk, wszystkie zwyciężając. Trzeba jednak dodać, że nie mierzył się z rywalami najwyższego sortu.
W 2014 roku zdecydował się na powrót do MMA w barwach swojej byłej organizacji Cage Warriors. Najpierw poddał Damiena Lapilusa, potem efektownie znokautował Juliena Boussuge’a, co – wespół ze zwycięstwem sprzed kilku lat nad robiącym już wówczas furorę w UFC Conorem McGregorem – zapewniło mu angaż w największej organizacji świata. Dwa szybkie i efektowne zwycięstwa – ubicie Jake’a Lindsey’a oraz poddanie Ivana Jorge – zapewniły mu walkę wieczoru z Dustinem Poirierem na UFC Fight Night 76 w Dublinie.
Analiza
Kim jest i jak walczy Dustin Poirier?
Pochodzący z Luizjany 26-latek, który od drugiej połowy 2012 roku trenuje w American Top Team, karierę rozpoczął mając ledwie 20 lat i dziś, z trzynastoma walkami pod banderą UFC, może śmiało uchodzić za prawdziwego weterana organizacji.
Poirier jest ekscytującym zawodnikiem, który uwielbia kończyć pojedynki przed czasem, nie stroniąc przy tym od ryzyka. Z łącznie 22 walk, jakie stoczył w karierze, tylko 5 dotrwało do decyzji sędziowskich.
Amerykanin to przede wszystkim walczący z odwrotnej pozycji, agresywny stójkowicz, który dysponuje niezłymi warunkami fizycznymi. Porusza się lekko na nogach, jest mobilny.
Chętnie korzysta z niskich kopnięć, ale w ogólnym rozrachunku zdecydowanie preferuje zaprzęganie do boju arsenału bokserskiego – z ciasnymi prostymi na czele. W jego pięściach drzemie spora moc, o czym świadczy szereg nokautów, które fundował w przeszłości swoim rywalom.
Luizjańczyk potrafi też w locie zmieniać pozycję na klasyczną, kontynuując natarcie mocnym krosem z prawej ręki – co jest jedną z najchętniej stosowanych przez niego taktyką. Tą ulubioną pozostaje bowiem pojedynczy długi kros z odwrotnej pozycji.
Lubi wdawać się w mocne wymiany, niezbyt dbając wówczas o defensywę, która zresztą nie zawsze domaga także przy innych okazjach. Jeśli widzi naruszonego rywala, rusza do bardzo ostrego ataku, co kilka razy omal nie przypłacił porażkami.
Jego zapasy są całkiem przyzwoite – ale nic ponad to. Poza walką z Erikiem Kochem czy Maxem Holloway’em, w których jego zapaśnicze nastawienie odegrało sporą rolę, nie odwołuje się do nich zbyt często.
W parterze prezentuje podobne nastawienie do tego, które widzimy w wymianach kickbokserskich. Ochoczo szuka poddań, poświęcając czasem kontrolę właśnie na rzecz skończenia pojedynku. Pozostaje jedynym zawodnikiem w UFC, który aż dwa razy zwyciężył przez D’arce choke.
Prezentuje się solidnie od strony przygotowania kondycyjnego, za to w kwestii mentalnej bywa jeźdźcem bez głowy, który czasami wpada w nadmierną ekscytację, narażając się na ciosy.
Kim jest i jak walczy Joseph Duffy?
Od czasu podpisania kontraktu z UFC Duffy trenuje w kanadyjskim klubie Tristar pod okiem Firasa Zahabiego – a zatem będzie to jego trzeci pojedynek pod banderą tego jednego z najlepszych na świecie gymu.
Na początku kariery wywodzący się z taekwondo Duffy chętnie odnosił się do walki w parterze, ale trzyletnia przerwa od MMA, podczas której szlifował swoje bokserskie umiejętności, odcisnęła bardzo mocne piętno na jego stylu walki. Dziś jest przede wszystkim cierpliwym, świetnie technicznie poukładanym bokserem – z wszystkimi tego zaletami i wadami pod MMA.
Walczący z klasycznej pozycji Irlandczyk doskonale korzysta z długich ciosów prostych, świetnie składa je w kombinacje, przeplatając uderzenia na głowę z tymi na korpus. Nieustannie balansuje tułowiem, trzyma szczękę schowaną, nie zostawia głowy po ciosach, niemal zawsze dbając o to, by była odchylona.
Jego boczne ustawienie, z wykroczną nogą zadartą do środka, naraża go jednak na lowkingi, a nawyk unikania ciosów balansem i odchyleniami, zamiast ich blokowania (gdy się powiedzie, daje oczywiście o wiele lepsze rezultaty niż zblokowany cios) nie zawsze działa tak, jak należy.
Duffy wplótł do swojego arsenału dobre ataki nożne, z których kluczowym jest kopnięcie na głowę z wykrocznej nogi, którym często kończy kombinacje bokserskie. W jego arsenale znajdują się też świetne kontrujące kolana (jest wysokim zawodnikiem, wiec ta technika idealnie się dla niego nadaje) oraz kopnięcia na kolano rodem z podręcznika Grega Jacksona i Mike’a Winkeljohna.
Trudno powiedzieć coś więcej o jego zapasach. W klinczu dobrze walczy o podchwyty, a biorąc pod uwagę, że od dłuższego czasu trenuje je w Tristar, u boku między innymi Georgesa Saint-Pierre’a czy Alexa Garcii, można przyjąć, że mocno poprawił ich poziom – zwłaszcza w defensywie. Nie spodziewajmy się jednak po nim dynamicznych wejść w obie nogi… Jeśli obala – to z klinczu.
Posiada czarny pas średnio użytecznego w MMA Japońskiego Jiu-Jitsu oraz purpurę w BJJ, którą dostał od Zahabiego kilka miesięcy temu za poddanie czarnego pasa z Brazylii, Ivana Jorge.
Ostatnie trzy walki kończył w pierwszej rundzie, więc trudno powiedzieć coś więcej o jego kondycji. Ostatni raz w trzeciej rundzie widziany był półtora roku temu, prezentując się bardzo solidnie w tym elemencie, więc trudno oczekiwać, by teraz jego wydolność uległa pogorszeniu.
Konfrontacja
Warunki fizyczne
Warunki fizyczne obu zawodników są bardzo zbliżone – obaj dysponują identycznym, dobrym jak na kategorię lekką, zasięgiem 185 centymetrów, natomiast Irlandczyk jest o trzy centymetry wyższy i będzie dysponował minimalną przewagą zasięgu nóg (nowy wskaźnik w UFC). Obaj też w karierze toczyli pojedynki z przeciwnikami zbliżonymi do siebie pod względem fizjonomii, więc obaj nie powinni odczuwać z tego powodu żadnego większego dyskomfortu. Warunki fizyczne nie będą zatem wyraźnie faworyzować żadnego z nich – a jeśli już, to Irlandczyka, ale w minimalnym stopniu.
Ustawienie
Bardzo istotne jest za to ustawienie. Walczący z odwrotnej pozycji Poirier z automatu będzie miał tu przewagę, reprezentując zdecydowanie mniej liczną w MMA grupę mańkutów. Jest przyzwyczajony do starć z rywalami ustawionymi klasycznie – takimi byli chociażby Carlos Diego Ferreira oraz Yancy Medeiros, których szybko ubił po przejściu do kategorii lekkiej. Z kolei Duffy w oktagonie UFC z mańkutem jeszcze nie walczył, choć w dwóch starciach poprzedzających angaż w najlepszej organizacji na świecie stawał właśnie naprzeciwko leworęcznych rywali – trudno jednak porównywać Damiena Lapilusa i Juliena Boussuge’a, bo o nich mowa, do Dustina Poiriera.
Irlandczyk próbował nadrobić tę niedogodność, w przygotowaniach do walki z Amerykaninem sparując w Tristar głównie z Steviem Ray’em oraz Tomem Breese, a więc dwoma mańkutami. Obaj jednak stylistycznie niezbyt przypominają Amerykanina.
Stójka
Pomimo tego jednak, że Diament walczy z odwrotnej pozycji, w jego umiejętnościach da się dostrzec jedną – na zawsze już chyba zakorzenioną – wadę. Zanim, napiszę, o co chodzi, dodam, że Poirier przeniósł się na Florydę do doskonałego klubu (największego pod względem liczby filii oraz liczby zawodników w UFC) American Top Team po porażce z Chan Sung Jungiem, która miała miejsce w maju… 2012 roku. Wcześniej trenował w Luizjanie, a porażka z Koreańskim Zombie spowodowała, że zmienił otoczenie.
Otoczenie zmienił, ale jeden fatalny nawyk nadal pozostał – kompletna statyczność głowy przy wyprowadzaniu ataków.
Amerykanin trenuje już pod banderą ATT trzy lata, stoczył w tym okresie osiem walk – i w każdej z nich, łącznie z dwiema ostatnimi już w kategorii lekkiej, widać ten mankament. Czasami uchodził mu on płazem, czasem nie, ale był i jest obecny cały czas. Dlatego napisałem wcześniej, że jest to głęboko zakorzeniona, w mięśniach i w głowie, przypadłość, której wyeliminowanie będzie piekielnie trudne.
Nieruchomej głowie towarzyszy też rzadki balans tułowiem. Poirier wszystko to w ofensywie – a zatem szarżując i przyjmując ciosy na odsłoniętą, nieruchomą szczękę – musi nadrabiać odpornością oraz atakami z bocznych kątów, natomiast w defensywie – a zatem starając się nie zostać trafionym – pracą na nogach i blokami.
Nieruchoma głowa Poiriera to poważny problem. Na pierwszej z powyższych akcji widzimy, jak Amerykanin dwukrotnie inicjuje akcje długim krosem i dwukrotnie zostaje skontrowany przez Akirę Corassaniego krótkim lewym – pamiętajmy, że kros mańkuta ma o wiele dłuższą drogę do przebycia niż jab zawodnika ustawionego odwrotnie – co doskonale widać powyżej. Ponadto Poirier atakuje w linii prostej, co ułatwia odejście Szwedowi od siatki.
Na drugiej animacji bardzo podobna sytuacja – Amerykanin najpierw atakuje krosem (głowa nieruchoma) w konsekwencji przyjmując krótki lewy od rywala, a potem robi coś jeszcze ryzykowniejszego – atakuje bezpośrednim podbródkowym, który znów zostaje skontrowany krótkim lewym prostym Corassaniego, po którym Poirier ląduje na deskach.
Umiłowanie do agresji nie służy Poirierowi w trudnej sztuce zamykania rywali pod siatką, o czym możemy przekonać się na dwóch pierwszych przykładach powyżej. Amerykanin nie tylko z uwagi na mocny ruch do przodu nie jest w stanie uwięzić na siatce Corassaniego, ale też jego nieruchoma głowa jest łatwym celem dla rywala, który bez problemu trafia go w kontrze.
Trzeci przykład ponownie pokazuje statyczność Amerykanina przy wyprowadzaniu swojego firmowego krosa – Corassani trafia go krótkim lewym.
O pomstę do nieba wołają czasami krosy Luizjańczyka, po których zastyga w miejscu, z głową dokładnie w tym samym miejscu, w którym była wcześniej, co szczególnie widoczne było w starciu z Akirą Corassanim.
Duffy prezentuje się w tym obszarze o wiele lepiej – i zupełnie inaczej zarazem. Otóż, nie jest on tak mobilny jak Poirier, rzadko kiedy porusza się na palcach, lekko i zwinnie. Raczej chodzi niż podskakuje, przed atakami twardo stawiając stopy na podłożu (do tego wrócę za chwilę). W wymianach bokserskich nie jest to jednak większy mankament, bo Irlandczyk spektakularnie balansuje tułowiem i głową – co i rusz odchyla ją do jednego bądź drugiego boku, obniża i podnosi pozycję, dynamicznie wykorzystuje wszystkie kierunki, by unikać ciosów rywala i siać zamieszanie w jego szeregach obronnych.
Innymi słowy – Amerykanin porusza się żwawiej, ale jego korpus i głowa pozostają nieruchome, natomiast Irlandczyk rewelacyjnie pracuje tułowiem, pozostając jednak statycznym na nogach. Prowadzić nas to może do całkiem słusznego skądinąd wniosku, że w walce na pięści to Duffy dysponuje lepszymi szlifami. Nie tylko pod względem balansu ciała, ale też techniki wyprowadzania ciosów – zejście z linii ataku, ciasne uderzenia, wplatanie ciosów na korpus w dynamicznych kombinacjach, szybki jab.
A zatem w najmocniejszej płaszczyźnie Amerykanina – bo za taką trzeba uznać walkę na pięści – przewagę powinien mieć Irlandczyk. Czy to powoduje, że Poirier zostaje z niczym w obszarze bokserskim?
Mocną stroną Irlandczyka są ciasno rzucano kombinacje na głowę i korpus (proste, sierpy, haki), które potrafi markować kiwkami, a także niesygnalizowane kopnięcia z wykrocznej nogi. Powyżej fragmenty z pojedynku przeciwko Jake’owi Lindsey’owi.
Irlandczyk świetnie pracuje jabem, będąc niezwykle precyzyjnym, co – precyzja – zdaniem jego trenera, Firasa Zahabiego, jest kluczowym atutem Duffy’ego. Wyprowadzając proste, nie tylko trzyma schowaną szczękę, ale też schodzi do boku po wyprowadzeniu ataku. W starciu z walczącym z odwrotnej pozycji Poirierem nie będzie to jednak łatwe.
Poirier bardzo lubi w locie zmieniać pozycję na klasyczną i atakować prawym krosem – powyżej trafia w ten sposób na dwóch pierwszych animacjach Diego Brandao oraz Yancy’ego Medeirosa – choć, zaznaczmy, od tego ostatniego przyjmuje kontrujący lewy zaraz przed tym, jak posyła go na deski. Innymi słowy – głowa reprezentanta ATT po wielu latach nadal pozostaje statycznym celem.
Widać to nawet na ostatniej z powyższych animacji – Poirier trafia rywala kopnięciem na korpus i rusza do ostrej szarży, a w rezultacie przyjmuje kontrujący lewy sierpowy od Medeirosa, ale na jego szczęście, w uderzeniu cofającego się i naruszonego już Hawajczyka brakuje mocy. Pod siatką natomiast Poirier rozpuszcza ręce, podczas gdy Medeiros… cóż, nie broni się inteligentnie, ani nie trzymając gardy, ani nie próbując łapać klinczu.
Nic z tych rzeczy. O ile bowiem w dystansie to Irish Joe lepiej operuje narzędziami ofensywnymi i defensywnymi, to w półdystansie i zwarciu to Amerykanin prezentuje się odrobinę lepiej, częściej z tych pozycji atakując i nie dając się odklejać swoim rywalom, gdy wywiera presję. Duffy zdecydowanie preferuje utrzymywanie walki na dystans kickbokserski (zasięg nóg) bądź bokserski (zasięg rąk).
Naturalnie, pisząc o przewadze reprezentanta ATT w tej płaszczyźnie, cały czas musimy mieć z tyłu głowy jego umiłowanie do kończenia walk za cenę podejmowania dużego ryzyka, co może mieć opłakane w skutkach konsekwencje.
Nie będę szczegółowo omawiał powyższych akcji, bo padło tu wiele ciosów, a obaj zawodnicy – Dustin Poirier oraz Carlos Diego Ferreira – pokazali kilka dobrych i kilka złych akcji w obronie i w ataku. Zwracam tylko Waszą uwagę, aby w obu – a szczególnie w drugiej – skupić się tylko na śledzeniu głowy Amerykanina. Wnioski?
Również tutaj zwracam uwagę na statyczność głowy Poiriera, który – pomimo tego, że trafia kilkoma dobrymi ciosami swoim firmowym krosem – przyjmuje kilka ciosów, pozostając nieruchomym lub też zastygając w ataku (środkowy gif). Identycznie zachowywał się w starciu z Corassanim, ale Szwed to znacznie sprawniejszy uderzacz od Brazylijczyka.
Irlandczyk posiada jednak bardzo wyraźną skazę na swoim wizerunku technicznego strikera – a jest nią, wspomniane już kilkanaście akapitów wyżej, ustawienie boczne z wykroczną nogą zadartą do środka. Nasuwające bardziej skojarzenia z boksem lub taekwondo aniżeli z MMA. Ustawienie takie pomaga mu oczywiście efektywniej korzystać z lewego prostego, wydłużając jego zasięg, ale to broń obosieczna – z drugiej bowiem strony unikania lowkingów rywala staje się piekielnie trudne.
Od momentu powrotu z bokserskiej podróży Duffy permanentnie daje sobie obijać wykroczną nogę, co wynika z jego bocznego ustawienia. Powyżej trzy przykłady z jego pierwszej po powrocie walki (ledwie nieco ponad rok temu) przeciwko Damienowi Lapilusowi. Takich lowkingów w tamtym pojedynku Irlandczyk wyłapał od odwrotnie ustawionego (jak Poirier) Francuza znacznie więcej.
Trudności z obroną lowkingów obserwowaliśmy też w dwóch kolejnych starciach Irlandczyka – z Julienem Boussugem (pierwsza animacja) oraz w debiucie w UFC przeciwko Jake’owi Lindsey’owi.
W ostatnich kilku pojedynkach Duffy przyjął masę niskich kopnięć, większości zupełnie nie broniąc (środek ciężkości przesunięty na wykroczną nogę), lub próbując ją cofać, ale niewystarczająco szybko. Dodajmy, że w pojedynkach tych nie mierzył się z rywalami jakoś szczególnie uzdolnionymi pod względem umiejętności nożnych. Pod względem nieumiejętności blokowania lowkingów Irlandczykowi jest naprawdę blisko do takiego chociażby Corey’a Andersona. O braciach Diaz, również ustawionych bokiem, nie wspominając…
Poirier nie jest może zawodnikiem, który może pochwalić się morderczymi lowkingami, ale absolutnie nie można odmówić mu wykorzystywania tej techniki, gdy mierzy się z rywalem, który akurat na takie ataki jest podatny. Ostatnim takowym był Conor McGregor, z czego Amerykanin zdawał sobie doskonale sprawę – ich pojedynek trwał tylko niespełna dwie minuty, ale Luizjańczykowi wystarczyło to na ulokowanie aż sześciu celnych niskich kopnięć! Możecie być pewni, że nie zapomni o nich w starciu z Duffym – a jeśli trafi kilkoma mocnymi, z pewnością odbije się to na mobilności Irlandczyka.
Teoretycznie w pojedynkach klasyków z mańkutami powinniśmy oglądać mnóstwo zbić, przechwytywania, unieruchamiania przedniej ręki obu zawodników – czyli lewej Duffy’ego i prawej Poiriera. Trudno jednak liczyć na to w tej walce, bo Irlandczyk bardzo często lewą rękę trzyma bardzo nisko, praktycznie nie korzystając z dobrodziejstw hand fightingu, ale i Poirier w tej materii wcale nie jest lepszy – jego ataki bardzo rzadko poprzedza jakieś zbicie przedniej ręki rywala. Generalnie swoją prawicę trzyma raczej blisko brody, gotową do odpalenia, gdy zajdzie potrzeba, zupełnie zapominając, że może ona być doskonałym narzędziem rozpraszania, mylenia przeciwnika.
Jeśli Duffy do starcia z Poirierem również wyjdzie z nisko opuszczoną lewicą, będzie to błąd. Owszem, powoduje to, że niektóre ciosy bite z dołu trudniej dostrzec, a także ułatwia to złapanie podchwytu przy próbie obalenia ze strony rywala oraz szybki odrzut nóg, ale… Irlandczyk walczył tak w przeszłości i był trafiany przez znacznie gorszych bokserów niż Poirier, którzy nie dysponowali też taką mocą w pięściach, jaką dysponuje Amerykanin. Oczywiście Duffy nie był trafiany jakoś szczególnie często i było to w zdecydowanej większości rezultatem przedkładania uników nad bloki (co daje więcej możliwości kontry, choć jest ryzykowniejsze), ale też nie zapominajmy, że Diament nie potrzebuje wielu uderzeń, aby odprawić rywali.
Duffy lubi walczyć z nisko opuszczonymi rękami, co ma swoje zalety i wady. Na pierwszej akcji widzimy, jak Irlandczyk w starciu z Lapilusem balansuje tułowiem, błyskawicznie doskakując do rywala z lewym bitym z dołu i kompletnie go tym zaskakując – ciosy bite z tego położenia bardzo trudno dostrzec.
Z drugiej jednak strony (animacja druga), nisko opuszczone ręce i poleganie niemal wyłącznie na balansie, odchyleniach w defensywie obarczone jest sporym ryzykiem. Duffy podchodzi zbyt blisko, mając lewicę przy biodrach, w konsekwencji przyjmując krótki prawy od szybko zmieniającego pozycję na klasyczną mańkuta Lapilusa.
Nisko opuszczone ręce Irlandczyka nie ułatwiają mu też wyprowadzania własnych lowkingów. Na akcjach powyżej Lapilus razi kontruje je krosem (ulubiona technika Dustina Poiriera) na pierwszej animacji oraz krótkim prawym na drugiej.
Podsumowując aspekty stójkowe – jeśli Duffy będzie w stanie trzymać Poiriera na końcach swoich pięści, powinien mieć przewagę. Uderza bardziej technicznie, nie odsłania się, podczas gdy defensywa Amerykanina pozostawia wiele do życzenia. W wymianach na dystansie swoich szans reprezentant ATT upatrywać powinien przede wszystkim w niskich kopnięciach, które wydają się prawdziwą piętą Achillesa u Irlandczyka.
Wobec ryzyka toczenia szermierki na pięści z Duffym w dystansie, Poirier powinien próbować przenosić walkę do półdystansu, ewentualnie do klinczu, choć nie będzie to łatwe – a to dlatego, że Amerykanin nie potrafi zamykać swoich rywali pod siatką. Często porusza się w linii prostej, a do tego zdecydowanie przedkłada atak nad ustawienie sobie przeciwnika na siatce – idąc agresywnie do przodu, trudno jest zamknąć oponentowi obie, prawą i lewą, drogi ucieczki. Duffy jest w tej sztuce o wiele cierpliwszy i po prostu lepszy, znacznie częściej poruszając się do boków.
Zapasy i parter
Jak wspominałem wcześniej, obaj zawodnicy dysponuję przyzwoitymi defensywnymi zapasami i co najwyżej średnimi ofensywnymi. Spodziewam się, że ten, który przegrywał będzie wymiany stójkowe, spróbuje przenieść pojedynek do parteru, ale… Nie jestem pewien, czy którykolwiek z nich będzie w stanie to zrobić.
Obaj zawodnicy potrafią błysnąć w parterze, choć to Poirier jest w tej płaszczyźnie agresywniejszy – co nie musi jednak oznaczać, że będzie miał przewagę, jeśli walka przeniesie się na deski. Obu zdarzało się przegrywać przez poddania. Pomimo tego, że przyciśnięty do ściany stwierdziłbym, iż to Amerykanin ma lepsze szlify parterowe, to jestem przekonany, że różnica jest znacznie mniejsza, niż wskazują na nią pasy BJJ – czarny u Poiriera i ledwie purpurowy u Duffy’ego.
Czynniki pozaoktagonowe
Jest ich kilka i każdy może mieć ogromny wpływ na przebieg pojedynku.
Przede wszystkim da się zauważyć gargantuiczną różnicę w poziomie rywali, z którymi obaj zawodnicy dotychczas toczyli boje. Amerykanin przez lata rywalizował z elitą kategorii piórkowej, a po przejściu do dywizji lekkiej mierzył się z Ferreirą i Medeirosem – a zatem nazwiskami co najmniej solidnymi. Zupełnie inaczej sprawa ma się z Josephem Duffym, który w ostatnich latach bił się ze zdecydowanie słabszymi przeciwnikami, a obaj jego dotychczasowi rywale w UFC, Jake Lindsey oraz Ivan Jorge, pożegnali się już z organizacją.
Nie wiemy wobec tego, na co tak naprawdę stać Irlandczyka. Dla niego będzie to olbrzymi skok w kwestii jakości rywala – nigdy z nikim takim jak Poirier nie rywalizował w swojej karierze. Wiemy natomiast, że z zawodnikami niższego sortu robił to, co powinien – kończył ich szybko w pierwszej rundzie w świetnym stylu, co jest gwarancją, że ma jeszcze spory potencjał do wykorzystania. Być może taki, w którym zawiera się też ubijanie rywali klasy Poiriera.
Kolejny czynnik to nastawienie mentalne obu, zdolność do radzenie sobie z presją. Dla Irlandczyka będzie to pierwsza tak wielka walka w karierze, pierwszy main event w UFC. W wywiadach przed pojedynkiem przyznał, że był odrobinę zaskoczony otrzymaniem miejsca w blasku fleszy tak szybko, po ledwie dwóch starciach w organizacji. Wydaje się, że Irish Joe ma spokojną naturę i potrafi powściągnąć emocje, ale tak naprawdę nigdy nie widzieliśmy go poddanego tak dużej presji, z jaką będzie musiał zmierzyć się w sobotę.
W przypadku Amerykanina wcale nie jest jednak lepiej. Zawsze był to zawodnik emocjonalnie podchodzący do wszystkiego, co związane z walką. Niby zapewnia, że od jakiegoś czasu medytuje, że się uspokoił, że nie szaleje już tak w oktagonie, że mądrzej trenuje i tak dalej, ale… Czy naprawdę Poirier ostro szarżujący w ostatnim pojedynku na naruszonego Medeirosa różni się czymś od Poiriera sprzed trzech lat, który z taką samą werwą rzucił się na Jonathana Brookinsa, omal samemu nie lądując na deskach? Czy różnicą nie jest przypadkiem tylko to, że Brookins wyprowadził cios, a Medeiros nie?
Kolejnym elementem, który może odegrać rolę w przebiegu starcia, jest irlandzka publiczność, która z całą pewnością zedrze gardła, dopingując swojego zawodnika. Czy doda to skrzydeł Duffy’emu, czy też doda mu dodatkowego ciężaru na plecach? Amerykanin z kolei przekonuje, że lubi, gdy fani są przeciwko niemu, a teraz – w przeciwieństwie do walki z McGregorem – nie ma wątpliwości, że tak będzie, ale czy rzeczywiście udźwignie ten ciężar?
Kluczowe elementy
- bokserskie szlify Duffy’ego
- doświadczenie Poiriera
- odwrotna pozycja Amerykanina
- statyczna głowa Poiriera
- lowkingi Poiriera i nieumiejętność ich blokowania przez Duffy’ego
- kondycja reprezentanta ATT
- walka w Irlandii
- taktyczne podejście z Tristar
- gorąca głowa Amerykanina i umiłowanie do ostrych ataków
- niebezpieczne duszenia Dustina w kontrze na próby obaleń
- walka w półdystansie i zwarciu
Typ
Starcie zapowiada się na piekielnie wyrównane i zwycięstwo żadnego zawodnika nie powinno stanowić zaskoczenia. Ba, nawet metoda skończenia to kwestia otwarta, bo obaj są w stanie wygrać zarówno przez decyzję, przez nokaut, a także przez poddanie.
Bez większego przekonania typuję jednak, że potencjał Irlandczyka jest wystarczający, by pokonać Amerykanina – zwłaszcza, że błędy, jakie ten ostatni zwykł popełniać, w starciu z kimś dysponującym taką precyzją w uderzeniach jak Duffy zwiastują spore problemy. A biorąc pod uwagę, że Poirier już kilka razy był na deskach w swojej karierze, a pomimo tego nadal zapomina się chwilami w ataku, to…
Zwycięzca: Joseph Duffy przez (T)KO
Kursy bukmacherskie
Wszystkie poniższe kursy dostępne na stronie UNIBET
Przyjrzyjmy się najważniejszym kursom bukmacherski na tę walkę. Przy każdym moja ocena (w formie graficznego kciuka) atrakcyjności danego kursu.
Zwycięstwo Josepha Duffy’ego – 1.40
Zwycięstwo Dustina Poiriera – 2.80
Którykolwiek zawodnik wygra przez KO, TKO albo dyskwalifikację – 2.10
Joseph Duffy wygra przed czasem – 1.57
Dustin Poirier wygra przed czasem – 3.75
Joseph Duffy wygra przez KO, TKO lub dyskwalifikację – 2.50
Dustin Poirier wygra przez KO, TKO lub dyskwalifikację – 7.00
Wszystkie powyższe zakłady oraz wiele innych dostępne na UNIBET.
*****
Zaprezentowana powyżej opinia przedstawia wyłącznie subiektywne odczucia autora na temat analizowanego pojedynku. W sporcie tak złożonym jak MMA na wynik walki wpływa ogromna liczba czynników, których często nie da się przewidzieć.