What’s beef #9 – Penn vs. Pulver
Szósta część cyklu udowodni nam, że w dzisiejszym świecie, w którym najważniejsze są pieniądze i zaszczyty, ciężko o takie zasady jak wierność czy lojalność, jednocześnie ukazując, jak cienka jest granica między przyjaźnią a nienawiścią.
Gdy młody Jinx wdrapuje się na szczyt i chce zająć miejsce starego lisa, boleśnie strącając go z piedestału, nikogo nie powinno dziwić, że obaj raczej nie będą do siebie pałać miłością. Zwłaszcza jeśli ten bardzo mało doświadczony zawodnik głośno obnosi się z mistrzowskimi aspiracjami, a media zręcznie podchwytują sytuację. Kolejny odcinek cyklu What’s Beef zaprezentuje kulisy konfliktu pomiędzy Jensem Pulverem a BJ’em Pennem.
Jens Lil Evil Pulver na zawsze zapisał się w kartach historii, będąc pierwszym mistrzem UFC kategorii lekkiej, która w czasach konfliktu była w zasadzie w powijakach. Tytuł zdobył, pokonując bardzo mocnego na tamte czasy Caola Uno, a później obronił go w pojedynku z Dennisem Hallmanem.
Pulver został pierwszym mistrzem UFC, niejednogłośnie wypunktowując Caola Uno.
Z kolei złote dziecko amerykańskiego BJJ oraz MMA BJ The Prodigy Penn zadebiutował w MMA w maju 2001 roku – w momencie, gdy Pulver był już posiadaczem pasa. Hawajczyk nie bez kozery był nadzieją Jankesów na wspaniałego mistrza. Jako pierwszy nie-Brazylijczyk wygrał Mundial w zawodach brazylijskiego jiu-jitsu w Kraju Kawy (rok 2000). Tym bardziej należy docenić ten sukces, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że BJJ trenował dopiero cztery lata! BJ był doskonale znany zarówno Lorenzo Fertitcie, jak i Danie White’owi, którzy bardzo chcieli mieć utalentowanego młodziana u siebie. Udało im się tego dopiąć nawet pomimo sprzeciwu matchmakera Joe Silvy, który nie bardzo widział w organizacji gościa bez doświadczenia (nie tylko profesjonalnego, ale również amatorskiego) w mieszanych sztukach walki. W debiucie Penn przejechał niczym walec po Joey’u Gilbert’cie, po czym sterroryzował mocnego Dina Thomasa.
To sprawiło, żę zestawiono go w eliminatorze do walki o pas ze wspominanym wcześniej Uno. Penn od samego niemalże początku kariery głośno domagał się pojedynku o tytuł, który zresztą według BJ’a należał się właśnie jemu. Jedenastosekundowa demolka, jaką zafundował Uno, sprawiła, że upragniony pas znalazł się na wyciągnięcie ręki – należało go tylko (lub aż) wyrwać Pulverowi.
Choć Penn wszystkie dotychczasowe walki skończył nokautami w pierwszej rundzie, to wciąż był bardziej grapplerem, natomiast w stójce niewątpliwą przewagą miał dysponować doskonale poukładany boksersko Pulver, którego najsłabszą płaszczyzną wydawał się być parter (dwie dotychczasowe porażki poniósł w wyniku poddań). BJ był przekonany, że obali rywala i będzie po walce, a bukmacherzy ewidentnie podzielali jego poglądy, gdyż mistrz był sporym underdogiem – stawiając dolara na jego wygraną, można było zgarnąć trzy, co wydawało się mimo wszystko dość dziwne, biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia obu wojowników. Sytuacja ta, jak i mistrzowskie aspiracje młodziana rozwścieczyły Pulvera, kładąc solidne podwaliny pod przyszły beef. Jako ciekawostkę należy odnotować formę, w jakiej Lil Evil wychodził do pojedynku – poziom tkanki tłuszczowej wynosił według doniesień całe 4%!
BJ, mimo braku doświadczenia, szybko dostał walkę o pas mistrzowski.
Walka miała przebieg, jakiego w zasadzie można było się spodziewać – Pulver chciał wymieniać uprzejmości za pomocą pięści i nóg, natomiast Penn starał się przenosić walkę do parteru, co przez pierwsze dwie rundy świetnie mu wychodziło. W końcówce drugiej rundy BJ zapiął ciasną balachę, ale niestety dla niego Pulver, przygotowujący już rękę do klepania, został uratowany przez syrenę kończącą rundę.
Pulver w poważnych tarapatach.
W kolejnych rundach Pulver coraz lepiej bronił obaleń wymęczonego Penna, prezentując bardzo dobry defensywny grappling oraz mocne ground and pound. Penn wychodząc do ostatniej rundy i zdając sobie sprawę z tego, że raczej przegrywa na punkty, zdecydował się na stójkowe wymiany, na których jego rywal zjadł zęby. BJ mocno odstawał w pięściarskiej szermierce, w pewnym momencie będąc bardzo mocno naruszonym. Kopnięcie w krocze, które zafundował rywalowi, pozwoliło mu przetrwać, ale do końca walki Jens wciąż siał spustoszenie w szeregach obronnych rywala mocnymi ciosami. Koniec końców, o wyniku walki musieli rozstrzygnąć sędziowie, którzy większościowo orzekli wygraną Pulvera.
Podczas wywiadu po walce zwycięzca przez łzy stwierdził, że walka, ciosy, które otrzymywał to nic, biorąc pod uwagę, że był bity całe życie (począwszy od ojca). Po walce nic nie wskazywało na to, że dojdzie do aż takiej eskalacji konfliktu. Panowie się przytulili, co prawda Pulver nieco złośliwie stwierdził, że hype to nie wszystko, zaznaczając, że na ziemi nie czuł się zagrożony (zapominając chyba o końcówce drugiej odsłony) – oddał jednak Pennowi to, że ten dysponuje świetnymi zapasami, lepszymi niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
The Prodigy z kolei pogratulował oponentowi, po czym zapewnił, że mimo wszystko jest najlepszy na świecie i to, że tym razem się nie udało, nie znaczy, że straci pewność siebie.
Niesmowicie ambitnemu Pennowi bardzo nie podobało się późniejsze zachowanie Pulvera po walce, który na każdym kroku chwalił się swoją wiktorią, wychwalając swoje umiejętności. To powodowało coraz większe napięcie i cierpkie słowa ze strony Penna, tym bardziej, że Pulver niespodziewanie opuścił UFC, walcząc dla różnych organizacji m.in. Shooto czy Pride. Zdaniem BJ’a było to celowe unikanie walki z nim.
Skoro już przy Pennie jesteśmy, to ten początkowo chciał dać tylko jedną walkę w MMA, później jego celem było zdobycie pasa, ale porażka z Jensem zmieniła jego plany, sprawiając, że stał się legendą tego sportu.
Po zwakowaniu pasa przez Pulvera sytuacja w wadze lekkiej stała się nieciekawa, a remis w finale turnieju pomiędzy Pennem a Uno sprawił, że kategoria ta została zablokowana, co zmusiło Hawajczyka do przeniesienia się kategorię wyżej, w której zdobył pas, niespodziewanie pokonując wydawałoby się zawodnika nie do pokonania w osobie Matta Hughesa.
The Prodigy został pozbawiony pasa w wyniku romansu z organizacją K-1, dla której przez jakiś czas walczył, by powrócić do UFC na eliminator do walki mistrzowskiej w dywizji półśredniej z Georgesem Saint-Pierre. Po niesamowicie wyrównanym (ostatecznie przegranym) pojedynku dostał walkę o pas, w której jednak Hughes zademonstrował kapitalne ground and pound, powodującą pierwszą przegraną Penna przed czasem. To zmusiło go do przeniesienia się do kategorii lekkiej, w której wówczas panował niesamowity Sean Sherk. Nie z nim miał się jednak zmierzyć, włodarze UFC postanowili bowiem po raz pierwszy w historii zrobić reality show The Ultimate Fighter z trenerami walczącymi ze sobą na koniec programu. Naprzeciwko BJ’a stanął nie kto inny jak… Pulver. Taki wybór dla obu wydawał się być świetny – Penn bardzo się ucieszył, że Lil Evil nie będzie mógł już przed nim uciec, jak czynił przez poprzednie pięć lat, Jens z kolei był przekonany, że po raz kolejny spuści manto nielubianemu przez siebie rywalowi.
Penn i Pulver byli najlżejszymi trenerami w historii TUF (piąta edycja show).
W odpowiedzi Penn zapowiedział srogie lanie oponentowi, mogące doprowadzić nawet do końca jego kariery, ale to przecież Pulver prowadził z tym „śmieciem” (jak nazywał Hawajczyka) 1-0. Sytuację starał się opanować White, proszący ich o skupieniu się na trenowaniu swoich zawodników zamiast myśleniu o przyszłej walce, ale nieszczególnie mu to wyszło. Według Penna, starszy z przeciwników podczas ewaluacji zawodników po prostu ich zajechał tylko po to, żeby trudniej było oszacować ich umiejętności. Szybko jednak dostał okazję do riposty. Pulver bowiem, wygrywając losowanie, wybrał pierwszą walkę, wobec tego jako pierwszy zawodników miał wybierać The Prodigy. BJ zagęścił i tak już gęstą atmosferę, każąc podnieść rękę wszystkim tym, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z trenerem żółtego teamu. Celowe zagranie Penna sprawiło, że Pulver się wściekł – nic dziwnego skoro 10 osób bez wahania uniosło dłoń. W drużynie mogło być maksymalnie ośmiu fighterów, a to, że Jens za żadne skarby świata nie chciał przyjąć tych, którzy pragnęli dostać się pod skrzydła BJ, poskutkowało sporą dozą anarchii, jak i kolejnymi spięciami.
Kolejny raz Penn udowodnił, że TUF to wielka gra, próbując doprowadzić do walki, która pasowała jemu – prosząc Roba Emersona, żeby wyzwał do walki Corey’a Hilla. Pulver pozostał niewzruszony, wybierając swojego faworyta Manny’ego Gamburyana. Później, z punktu widzenia beefu (a przynajmniej tego odcinka serii), bardzo długo niewiele się działo, wydawać by się mogło nawet, że atmosfera została sztucznie nadmuchana, aż w odcinku 7. Penn postanowił wyrzucić z drużyny Andy’ego Wanga za brak zaangażowania, co momentalnie wykorzystał Pulver, który przyjął banitę, co było niewątpliwie prztyczkiem w nos dla Hawajczyka.
Kolejny odcinek ponownie zwiastował spore emocje, gdyż naprawdę zaangażowany i znakomicie odnajdujący się w roli trenera Pulver wściekł się, gdy przy ustalaniu kolejnych starć nikt (czytaj White i Penn) nie przejmował się dobrem zawodnika, a jedynie ustawieniem zawodników tak, żeby pasowali do siebie stylistycznie. BJ natychmiast odparował, mówiąc, że już nie może doczekać się walki, która ukróci Jensowi jadaczkę, przy okazji pięknie przymilając się Danie White’owi i zgadzając się na wszystko, co ten tylko miał ochotę wymyślić. Wobec tego miejsce miała kolejna spinka, podczas której BJ odgrażał się, że urwie głowę rywalowi, co niekoniecznie zrobiło wrażenie na Pulverze – ten był przekonany, że Penn umie się tylko zgrywać, a w rzeczywistości spróbuje sprowadzić walkę do parteru i tam poszukać swojej szansy. Przy okazji ironicznie stwierdził, że wciąż nie docenia prób balachy na 5 sekund przed gongiem. To z pewnością był jeden z bardziej emocjonujących odcinków TUF-a, przynajmniej jeśli bierzemy pod uwagę ten konflikt.
BJ bardzo ubolewał nad faktem, że po tym jak Pulver z nim wygrał, przestał go szanować i naprawdę pragnął go wysłać na emeryturę. Z kolei Jens nie marzył o niczym innym jak ponownym zrobieniu głupka z Penna.
W 5 odsłonie TUF-a po raz pierwszy trenerzy mieli ze sobą walczyć na koniec serii.
Między innymi zawirowania z zestawionymi walkami sprawiły, że Nate Diaz zdecydował się trenować w niebieskim zespole, co BJ momentalnie uznał za brak kompetencji trenerskich Jensa. Nie dało się nie zauważyć, że White faworyzował Penna, podkręcając atmosferę i grożąc, że zestawi zawodników z jednego teamu ze sobą.
Kolejny odcinek powodujący sporo negatywnych emocji to wyzwanie trenerów polegające na meczu tenisa stołowego, którego zwycięzca miał otrzymać 10 000 dolarów, a każdy z jego podopiecznych po tysiącu baksów na głowę. Cały niebieski team mocno dopingował Jensa, który nie chciał mieć nic wspólnego z oponentem, uważając go za gościa, który nie ma odrobiny choćby szacunku do nikogo – tak bowiem może określić disrespectful bitch, jakimi słowami określił rywala. Wygrana Pulvera spowodowała wściekłość Penna. Stwierdził, że zostanie gwiazdą, gdy tylko znokautuje Jensa, który na ten moment w ogóle nie miał mieć ochoty na pojedynek (co według BJ’a widać było po wzroku Jensa). Odpowiedź Pulvera była trafna – wygrał z nim w rzucie monetą, szachach, ping-pongu, jest lepszym trenerem – słowem, nie przegrywa nigdzie, tym bardziej nie ma opcji, żeby przegrał w walce.
Rewanż zbliżał się wielkimi krokami. Przed nim padło już sporo cierpkich słów z ust obu wojowników, co było sporą różnicą w porównaniu z pierwszym pojedynkiem.
Pulver uważał Penna za przygłupa z uwagi na fakt, że ten nie był w stanie zdać sobie sprawy, żę ich bezpośrednia walka nie jest blokowana przez strach tego pierwszego, a po prostu zakontraktowane wcześniej walki. Penn z kolei był niesamowicie zmotywowany, prawdopodobnie najbardziej w swojej karierze (co, nie da się ukryć, ponoć rzadko się zdarzało). Poziom motywacji wzrósł mu zapewne w związku z rozkładem kursów według bukmacherów, którzy ponownie widzieli go jako faworyta batalii.
Staredowny podczas ważenia jak i przed pojedynkiem były znacznie bardziej intensywne niż przy pierwszym starciu.
Agresywny początek w wykonaniu Penna i naruszenie Jensa z pewnością nie pomogły temu drugiemu bronić obaleń, ale znowu defensywny grappling, który miał do zaoferowania Lil Evil, zdał egzamin, pomagając mu w piękny sposób uciec z prób balach czy trójkątów.
BJ ma chrapkę na rękę rywala, defensywny grappling Pulvera ratuje go z opresji.
Srogie ground and pound w wykonaniu Penna w drugiej rundzie pozwoliło mu jednak zająć plecy największego rywala podczas zawodowej kariery, a to był początek jego końca.
BJ ani przez moment nie zawahał się przeciągnąć duszenia (i tak jak później powiedział w jednym z wywiadów, na tamten moment było to niewystarczająco długo), chcąc być pewnym, że chociaż to mu wyjdzie (w końcu marzył o złamaniu lewej ręki rywala, więc ofiarę w postaci uśpienia można ostatecznie przyjąć).
Sędzia został zmuszony przerwać pojedynek. BJ mógł celebrować zwycięstwo nad największym dotychczas rywalem, ale do głowy mu nie przyszło upokarzanie rywala, czego w sumie można było się spodziewać, biorąc pod uwagę ich dotychczasowe stosunki.
Pulver przyjął porażkę z godnością. Zwaśnieni dotąd rywale przytulili się, a przegrany uniósł rękę zwycięzcy.
Wkrótce po walce relacje obu znacznie się poprawiły – BJ w końcu otrzymał od Pulvera to, czego od dawna pragnął – szacunek. Jeszcze później zaczęli ze sobą trenować, co stało się możliwe, ponieważ Penn próbował raz jeszcze powalczyć o tytuł w wadze półśredniej, natomiast Pulver zdecydował się zbijać do piórkowej, co już w przeszłości przyniosło mu dobre skutki. Topór wojenny został zakopany, a niedawni wrogowie zostali przyjaciółmi.
Penn przeprosił za cierpkie słowa, których których wypowiedział masę, zwalając to na karb młodości i zazdrości, jednocześnie dziękując Pulverowi, że dzięki niemu nie zrealizował swoich planów porzucenia MMA po zdobyciu tytułu. Dzięki temu miał wiele lat pięknej kariery. Jeszcze przed powrotem Penna do MMA na trzecią walkę z Frankiem Edgarem Lil Evil nie wahał się pokazać w wywiadzie w t-shircie z logiem BJPenn.com, mocno dopingując dawnego wroga.
Bardzo rzadko spektakularne konflikty kończą się w tak elegancki sposób, dlatego też uważam, że obu zawodnikom należy się duży szacunek za wydoroślenie i piękne rozwiązanie beefu.
……………….
Poprzednie części cyklu:
What’s beef #8 – Leben vs Koscheck
What’s beef #7 – Pele vs Silva
What’s beef #6 – Liddell vs Ortiz
What’s beef #5 – Rockhold vs Bisping
What’s beef #4 – Rousey vs Tate
What’s beef #3 – Chute Boxe vs Hammer House
What’s beef #2 – Lesnar vs Mir
What’s beef #1 – Marcello vs Bennett