What’s beef #7 – Pele vs Silva
Tak, zgadza się! Ten odcinek cyklu What’s Beef będzie traktował o niesnaskach, jakie żywili wobec siebie Pele oraz Anderson Silva. Jednak mimo tego, że Spider swego czasu został spoliczkowany przez legendę piłki nożnej, to nie konflikt pomiędzy nimi będzie opisywany.
Pele bowiem to także Jose Landi-Jons, również brazylijska (choć kubańskiego pochodzenia) megagwiazda, ale wirtuoz nie piłki nożnej, a niesłychanie popularnego w Kraju Kawy Muay Thai. Obaj panowie znają się od bardzo dawna i, podobnie jak w przypadku Chucka Liddella oraz Tito Ortiza, w zamierzchłych czasach byli może nie tyle przyjaciółmi, co dobrymi kolegami, jak i sparingpartnerami – ale w pewnym momencie sytuacja odwróciła się o 180 stopni i teraz jedyne uczucia, jakie do siebie żywią to ogromna niechęć, by nie powiedzieć nienawiść.
Osoby Pająka nie zamierzam tu opisywać, każdy odrobinę zorientowany w światku MMA fan bardzo dobrze wie, kim on jest, ale myślę, iż persona Pelego warta jest przedstawienia, choćby krótko.
Urodzony w 1973 roku Landi-Jons był długoletnim członkiem jednego z hegemonów, jeśli chodzi o MMA kluby z Brazylii, czyli Chute Boxe i tam też miał możliwość poznać Andersona Silvę, który również sporo czasu tam spędził. Można powiedzieć, że Pele był nawet swego czasu stójkowym mentorem dla Spidera czy Wanderleia Silvy. Landi-Jons jest wielokrotnym mistrzem Brazylii i świata w Vale Tudo, zawodnik ten posiada również umiejętności parterowe – jest bowiem czarnym pasem BJJ. Co więcej, ma na koncie kilkadziesiąt walk w MMA, a do jego najcenniejszych łupów należą Pat Miletich, Matt Hughes…
…czy również Alexander Shlemenko (i to dwukrotnie), Evangelista Cyborg Santos oraz mag parteru Jorge Patino. Okazję do przekonania się o sile kopnięć Pele miał też zaczynający swoją karierę Chuck Liddell, który tylko tytanowej wówczas szczęce zawdzięczał fakt, że nie padł nieprzytomny po potężnym highkicku rywala.
To tyle tytułem przybliżenia jego postaci. Pomimo rywalizacji (o czym za chwilkę) obaj panowie pozostawali ze sobą w całkiem dobrych kontaktach. Dość powiedzieć, że gdy Silva już został championem UFC, pomagał finansowo nie śmierdzącemu groszem Jonsowi. Cóż więc takiego się stało, że sytuacja przybrała gwałtowny obrót?
Obwiniać należałoby chyba zdolności literackie Andersona, deszczową Kurytybę – skąd obaj panowie pochodzą, córki obu dżentelmenów i chyba najbardziej prozaiczny czynnik – pieniądze.
Pele to zawodnik znany z ekscytującego stylu walki oraz ekscentrycznego zachowania.
Pele bardzo nie mógł przeboleć, że to Pająk jest na ustach całego świata i zarabia krocie, a ten musi walczyć na pomniejszych galach, będąc już zapomnianą, mocno przygasłą gwiazdą. Tym bardziej go to drażniło, że dwukrotnie pokonał Silvę w walkach na zasadach Muay Thai. Pojedynków tych niestety nie sposób odnaleźć w odmętach Internetu i obaj panowie mają na nie zgoła inne poglądy. Według Andersona został on okradziony ze zwycięstwa, Landi-Jons z kolei zauważa, że w pierwszym starciu zawsze, gdy łapał przeciwnika w tajski klincz, ten momentalnie kładł się na ziemię, żeby nie zostać znokautowany. Za drugim razem miało to być bardziej wyrównane starcie, ale tylko dlatego, że Pele posadził oponenta na deskach i w ostatniej rundzie bawił się, wiedząc, że wygrywa na punkty dzięki nokdaunowi. A że, jak wspomniałem, nieszczególnie mu się przelewało, to sądził, że walka w UFC z mistrzem może go nieco podratować. W tym celu należało jednak troszkę podgrzać sytuację, a zatem…
Punktem zapalnym stały się wydarzenia z biografii Silvy wydanej w 2012 roku, a szczególnie jedno zdarzenie. Otóż, pewnego deszczowego dnia Anderson miał iść z córką na zakupy a nadjeżdżający z naprzeciwka Landi-Jons specjalnie przyspieszył i najechał na kałużę, żeby ich oblać. Faktycznie, straszna rzecz, na dodatek wciąż powtarzana przez Silvę, co (rzekomo) doprowadzało Pele do szału.
Powoli kubański Brazylijczyk zaczynał sobie przypominać inne fakty dyskredytujące Silvę. Gadki Pająka o tym, że Vitor Belfort nie ma jaj, kazał włożyć między bajki, przypominając pierwszą walkę, kiedy to Anderson nieustannie kładł się na deski – jak tchórz.
Drażniło go też to, że Silva miał się za „Pele MMA”- według Jose jest tylko jeden Pele – właśnie on, a na ten przydomek zasłużył sobie walką, niepoddawaniem się, nawet gdy dostawał łomot i odwagą, czyli czymś czego Andersonowi brakuje.
Wracając do córek i niehonorowości Silvy, to szczytem takiego właśnie zachowania była sytuacja, gdy ten został zaproszony przez córkę Landi-Jonsa na swoje urodzinowe przyjęcie, ale raz, że oczywiście się na nim nie pojawił, ale co gorsza, zostawił to zaproszenie.
Jeszcze jedną sprawą, o której wspominał w wywiadzie, który swego czasu można było znaleźć na youtube, było ich spotkanie na salce. Tutaj zdecydowanie najbliżej było do bezpośredniego starcia, a według Pele sytuacja wyglądała następująco. Landi-Jons przebierał się, gdy nagle wszedł niezadowolony Silva i rzucił swoją torbę, nie odzywając się do nikogo. Jose pomyślał „no dobra, chyba ma zły dzień” i poszedł się rozgrzewać, ale zachowanie Silvy spowodowało, że coraz szybciej narastał w nim gniew. W końcu nie wytrzymał i, nie przebierając w słowach, skrytykował Andersona za to, że ten się nie przywitał. Silva ponoć był przestraszony i dopiero gdy trener wpadł między nich, powiedział coś w stylu „Pierdol się, będę się witał, gdy będę miał ochotę”. Landi-Jons odpowiedział, że będzie trenował tylko z przyjaciółmi, zdarł z siebie spodenki, które kiedyś dostał od Silvy, cisnął nimi w niego, spakował się i poszedł do domu. Tam wziął prysznic, żeby się nieco uspokoić, ale zaczął sobie myśleć o tej sytuacji i wściekłość ponownie zaczęła w nim narastać. „Hej przecież jestem najlepszy na świecie, a to on jest uważany za numer jeden, on ma pieniądze, sławę”- takie właśnie myśli przebiegły przez jego głowę, dlatego też Jose czym prędzej wrócił na salkę, ponownie dążąc do konfrontacji z Silvą. Ten ponoć w ogóle nie miał na to ochoty, prosząc Pele, żeby się uspokoił i zapewniając go, że jest jego największym fanem, a eskalacji konfliktu zapobiegli trenerzy rozdzielający obu panów.
Jako, że obaj fighterzy ciągle mieszkają w Kurytybie, do ponownego spotkania twarzą w twarz musiało w końcu dojść. Stało się tak w kwietniu 2013 roku, kiedy to Silva biegał sobie wraz z przyjacielem, a Jons przejeżdżał niedaleko. Gdy tylko zobaczył swojego wroga, zaczął dążyć do starcia i tutaj ponownie relacje ze zdarzenia obu obozów różnią się i to znacznie…
Według Jose, chciał on tylko wyjaśnić ten fragment z książki, który tak mu się nie podobał, a gdy mistrz UFC zaczął krzyczeć i wyzywać go, zareagował tak samo i przeklinał rywala, wyzywając go do walki. Silva miał zaakceptować pojedynek, ale wtedy z auta wypadła jego świta i stwierdziła, że żadnej walki nie będzie. To rozsierdziło Pele, który stwierdził, że może i Silva jest mistrzem UFC, ale w Kurytybie jest nikim, gdyż tam rządzi Jons.
Według Landi-Jonsa Silva mógł być mistrzem świata, ale w Kurytybie wciąż był nikim.
Dzienniki w Brazylii pisały o jakimś starciu fizycznym, ale według prawnika Andersona, Claudio Dalledone, nie było o tym żadnej mowy, a całe nieporozumienie było jedynie agresją werbalną Jonsa. Pele ponoć bez przyczyny wyzywał Silvę ku wielkiej dezaprobacie mistrza, jak i świadków zdarzenia, którzy mieli krytykować Landi-Jonsa za jego zachowanie. Według obozu Silvy doszło do tego, ponieważ klaun Pele potrzebował uwagi mediów lub pieniędzy – myśleli nawet o wytoczeniu mu procesu za zniewagę.
Jeżeli chodzi o ewentualną walkę, której to coraz głośniej dopominał się Jose ,to nie widzieli szans, aby będący już dawno po swoim primie Jons mógł w ogóle dostać się do UFC, a co dopiero myśleć o titleshocie, tym bardziej, że ponoć wtedy i tak bliżej niezidentyfikowana kontuzja nie pozwoliłaby mu walczyć.
Mimo, że Pele miał wielką ochotę na trzeci pojedynek – szczególnie w rodzinnym mieście – to wyniki sportowe nie pozostawiały żadnych wątpliwości, kto mógłby zostać zwycięzcą tego starcia. Mało tego – Silva zupełnie nie miał ochoty na walkę.
Według obozu Spidera szczekacz w osobie Pele nie zasługiwał na uwagę, którą przyciągnął w mediach, a co dopiero na pojedynek z (wtedy jeszcze) mistrzem UFC.
Rzecz jasna, walka nie doszła do skutku, a zdecydowanie zlekceważony i z pewnością zbity z tropu brakiem zainteresowania ze strony Silvy Landi-Jons prawdopodobnie odpuścił już Spiderowi, choć przed walką Silvy z Nickiem Diazem na UFC 183 umieścił taki oto tweet:
All my friends I bet for @nickdiaz209 to KO @SpiderAnderson … I know who have the heart for this fight. HEEEEYYYYYY!!!!
— Pele fight (@JosePeleLandi) January 15, 2015
To mogło dać nadzieję na kontynuację beefu, jednak po dopingowej wpadce nie było (ku mojemu zaskoczeniu) żadnej złośliwej uwagi czy propozycji walki ze strony Pele.
Czyżby konflikt miał wygasnąć? Wszystko wskazuje na to, że tak. Pomimo tego, że 42-letni Pele wciąż kontynuuje karierę, a i Silva nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, to ciężko sobie wyobrazić, żeby mieli w najbliższym czasie stoczyć walkę, a i Landi-Jons przestał, jak to kiedyś powiedział jeden z prawników Silvy: „ujadać”… Z drugiej strony, biorąc pod uwagę zawieszenie Andersona, walka na zasadach K-1 czy Muay Thai w Brazylii zapewne wzbudziłaby duże zainteresowanie.
……………….
Poprzednie części cyklu:
What’s beef #6 – Liddell vs Ortiz
What’s beef #5 – Rockhold vs Bisping
What’s beef #4 – Rousey vs Tate
What’s beef #3 – Chute Boxe vs Hammer House
What’s beef #2 – Lesnar vs Mir
What’s beef #1 – Marcello vs Bennett
Komentarze: 1