UFCWiadomości MMA

MacDonald: „Mam to w dupie, chcę walczyć z każdym”

Rory MacDonald nic nie robi sobie z wojny, jaką stoczył z Robbiem Lawlerem – chce więcej!

Na UFC 189 Rory MacDonald stoczył nieprawdopodobną wojnę z Robbiem Lawlerem, której stawką był pas mistrzowski kategorii półśredniej. Po morderczym, krwawym boju Kanadyjczyk nie zdołał przejąć pasa, przegrywając przez techniczny nokaut w ostatniej rundzie. Od tamtego czasu nie udzielił żadnego wywiadu, od czasu do czasu udzielając się tylko w mediach społecznościowych.

Czerwony Król w końcu zabrał jednak głos, goszcząc w The MMA Hour Ariela Helwaniego.

Przyznał, że w starciu z Lawlerem poza złamanym nosem, który doskwierał mu najbardziej, oraz posiniaczonym palcem u nogi nie doznał żadnych kontuzji. Wspomniał jednak, że przed rozpoczęciem obozu przygotowawczego uszkodził kolano, ale nie próbował w żaden sposób usprawiedliwiać swojego występu kontuzją, przekonując, że każdy zawodnik zawsze ma jakieś urazy.

Pomimo dramatycznego przebiegu pojedynku Kanadyjczyk ma z nim związany wyłącznie pozytywne wspomnienia.

Cieszę się, że tak się to potoczyło. Daliśmy dobrą walkę, to było niesamowite doświadczenie, którego nigdy w życiu nie zapomnę. O to w tym chodzi. Jestem wdzięczny za to, co się stało. Myślę, że pozwoli mi to rozwinąć się jako zawodnikowi MMA. Zobaczyłem, co trzeba poświęcić, aby zostać mistrzem, jakich zmian muszę dokonać, żeby wejść na ten poziom, żeby być odrobinę lepszym.

To były najlepsze chwile w moim życiu, najlepsze doświadczenie, prawdziwe doświadczenie. Pokazało mi, kim byłem. To najlepszy moment w moim całym życiu.

Oczywiście, jestem rozczarowany, że nie udało mi się wygrać, ale koniec końców to było niepowtarzalne doświadczenie. Jestem za nie wdzięczny.

MacDonald przyznał, że fascynujące było też doświadczenie złamanego nosa, bo, jak przekonywał, nigdy jeszcze nie doznał żadnego złamania. Zapewnił, że oglądanie walki po gali sprawiało mu mnóstwo frajdy.

Dobrze się bawiłem, oglądając walkę raz jeszcze. Robbie to niesamowity zawodnik. Jest niesamowitym gościem do walki. Nie mogę się doczekać, by znów z nim walczyć. Będziemy walczyć jeszcze pięć razy. Jest najzabawniejszym gościem na świecie, z którym można walczyć. Gość wydobywa z ciebie to, co najlepsze.

Red King zdaje sobie sprawę, że zabrakło tylko kilku minut, aby został mistrzem (na kartach sędziowskich przed piątą rundą prowadził 3-1), ale podchodzi do tego z rezerwą.

Wiem, że byłem kilka minut od zostania mistrzem, ale rzeczywistość jest taka, że mnie zastopował. Nie unikałem tych ciosów, a powinienem, nie używałem odpowiedniej techniki, poruszania. (Uszkodzona) stopa powodowała, że byłem statyczny i zrobił, co powinien zrobić. Zakończył show. Jest mistrzem.

Nie przez przypadek jest mistrzem. Wyciągnę z tego wnioski, poprawię się, wrócę i go pokonam.

Kanadyjczyk nie był jednak do końca zadowolony ze swojego obozu przygotowawczego przed rewanżem z Lawlerem. Stwierdził, że zamierza teraz znacznie częściej odwiedzać Toshido Fighting Arts Academy, a więc klub, w którym rozpoczynał swoją karierę. Zapytany o zmiany, jakich dokona, wyjaśnił:

Uczynię trening trochę bardziej intensywnym. Powrócę do treningu w małych rękawicach, tak, jak trenowałem, gdy zaczynałem. Spędzę więcej czasu w Toshido. Oczywiście w Tristar też, ale po prostu więcej treningów w małych rękawicach, zamiast dużych, (bez) ochraniaczy na głowę, nogi i tak dalej. I jeszcze kilka innych rzeczy. Pokażę to w kolejnej walce. Wolę je pokazać, niż o nich mówić. Wiem, że mam mocne strony, nad którymi muszę pracować, a które doprowadzą do wielkich zmian w moich walkach.

Potwierdził, że kolejny obóz przygotowawczy spędzi, przynajmniej w części, w swoim pierwszym klubie Toshido.

Nie spędziłem odpowiednio dużo czasu w Toshido. To inny reżim treningowy. Wierzę, że musi współgrać z moim stylem. Po prostu czegoś mi brakuje, czegoś z przeszłości. Oczywiście nadal potrzebuję mojego teamu w Tristar – tak bardzo, jak nigdy.

Zapewnił, że absolutnie nie rozstaje się z głównym trenerem Tristar, Firasem Zahabim.

Firas Zahabi nadal będzie w moim narożniku, jest moim głównym trenerem.

MacDonald spróbował też wyjaśni okoliczności staredownu na środku oktagonu, jaki zafundowali kibicom wspólnie z Lawlerem między czwartą a piątą rundą.

Nie wiem. Po prostu nie chciałem się wycofać. (Lawler) jest trochę zwierzęciem tam, próbował patrzyć się na mnie, więc pomyślałem „O, zaczniemy się zaraz bić?”. Po prostu nie chciałem się wycofać, nie chciałem, żeby mnie zdominował.

Zapytany, czy trudno było mu oglądać poniższy moment:

Odpowiedział:

Nie. Dlaczego?

Byłem po prostu wyczerpany, rozczarowany. Zamroczony.

Po drugiej w karierze porażce z Bezwzględnym MacDonald ma do niego mnóstwo szacunku.

Nie mam nic przeciwko Robbiemu, ani żadnemu innemu zawodnikowi. Lubię ich. Mam więcej szacunku do ludzi, z którymi walczę niż ogólnie innych ludzi.

Kanadyjczyk zdementował też słowa Dany White’a, który po gali twierdził, że MacDonald był tak poobijany, że nie wiedział, który jest rok.

To nieprawda. (Lekarka) Zadawała mi tyle cholernych pytań, podczas gdy ja chciałem wziąć trochę powietrza, wypluć krew, więc byłem po prostu zdenerwowany i przestałem odpowiadać na jej pytania. Byłem wszystkiego świadomy.

Były pretendent przekonuje też, że nie obawia się o jakiekolwiek następstwa wynikłe z wojny, którą stoczył z Amerykaninem na UFC 189.

Nie odniosłem żadnych kontuzji, nie byłem ani razu tak naprawdę zamroczony, w sensie zaburzeń błędnika. Nic takiego się nie wydarzyło. Problemem było tylko uszkodzenie nosa.

Kanadyjczyk stwierdził też, że niewiele robi sobie z tego, co ludzie o nim myślą. Nie przywiązuje wagi do tego, czy fani uważają go za nudnego lub ciekawego zawodnika.

Przed tą walką byłem nudziarzem z powodu starcia z Jakiem (Ellenbergerem). A nokautowałem wcześniej gości i zdobywałem bonusy. Ludzie mają to w dupie. Słyszą jednego gościa, który mówi, że dałem nudną walkę, więc jestem nudnym gościem. Teraz miałem dobrą walkę, więc znów jestem fajny. Nie dbam o to. Wiem, kim jestem.

Moja kolejna walka może być kurewsko nudna i gówniana, więc ludzie znów mogą mnie zacząć nienawidzić. Kto wie. Nie dbam o to, co myślą.

Rory, który obecnie kursuje między Tristar i Toshido, nadal mierzy wysoko, a porażka z Lawlerem w najmniejszym stopniu nie wpływa na jego plany.

Muszę wrócić tam, gdzie marzę, aby być. I nic mnie nie powstrzyma.

Do oktagonu chciałby wrócić już w grudniu, ale najpierw musi poczekać, aż jego nos poprawi się na tyle, aby mógł wznowić sparingi. Nie ma na oku żadnego konkretnego rywala.

Jest wielu gości… Tyron walczy z Hendricksem, Carlos z Lawlerem. Jest wielu mocnych gości. Hector Lombard, Thiago Alves. Ktoś, z kim nie walczyłem, a liczy się w dywizji. Jestem otwarty.

Na wiadomość o tym, że Thiago Alves przechodzi do kategorii lekkiej, zareagował z ogromnym niedowierzaniem.

155? Thiago Alves przechodzi do 155? Czy 185? Diabli… Nie wiem, jak on to zamierza zrobić.

Pokonałem Demiana Maię, ale jest doskonałym zawodnikiem. Matt Brown też jest doskonałym fighterem i pewnie w końcu się zmierzymy, jestem pewien. Chciałbym walczyć z kimś, przeciwko komu jeszcze nie walczyłem i jest dobry, ale jeśli nie będzie takich walk, to rewanż z kimś z czołowej dziesiątki, kto jest dobry… Nie dbam o to.

Mam to w dupie. Po prostu chcę walczyć ze wszystkimi.

Kanadyjczyk nie miał wątpliwości ze wskazaniem najlepszego momentu z całej walki przeciwko Robbiemu Lawlerowi.

Gdy gapiliśmy się na siebie, a między nami stał sędzia. Jak byśmy chcieli się pozabijać.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button