UFC 189. Idzie nowe?
Dzisiejszej nocy możemy być świadkami prawdziwego trzęsienia ziemi w światowym MMA. Czy gala UFC 189 stanowić będzie symboliczną cezurę dzielącą dzieje MMA na „przed” i „po” Conorze McGregorze?
W walce wieczoru UFC 189 dojdzie bowiem do spektakularnie zapowiadającego się starcia pomiędzy największym showmanem w organizacji, Conorem McGregorem, który w oktagonie zachwyca błyskotliwymi umiejętnościami, a poza nim ciętym językiem, z jednym z najlepszych zawodników kategorii piórkowej ostatnich lat, ciężkorękim i silnym jak tur Chadem Mendesem. Amerykanin zastąpił rozdającego od wielu lat karty w dywizji do 66 kilogramów Jose Aldo, który zmuszony był wycofać się z pojedynku z Irlandczykiem z uwagi na kontuzję żeber.
Rozpędzony pięcioma dominującymi zwycięstwami z rzędu w UFC Conor McGregor to zawodnik, który polaryzuje fanów, jak nikt inny. Irlandczyk ma na świecie tyluż wyznawców, którzy poszliby za nim w ogień, widząc w nim przepełnionego charyzmą wizjonera, co nienawistników, których jedynym pragnieniem jest ujrzenie jego, najchętniej spektakularnego, upadku. Jedni go kochają, inni nienawidzą, nikt jednak nie pozostaje wobec niego obojętny – co Irlandczyk zresztą starannie pielęgnuje, raz po raz wzburzając tumult w mediach swoimi kontrowersyjnymi wypowiedziami.
„Jestem zbyt precyzyjny.” – przekonuje Conor McGregor – „Gdy wyprowadzam uderzenie, trafiam. Gdy trafiam, padają na deski.”
W starciu z Chadem Mendesem Irlandczyk zmuszony będzie jednak stawić czoło przeszkodzie, z jaką jeszcze nigdy w swojej karierze nie miał okazji się zmierzyć – elitarnym zapasom Amerykanina.
„Pokażę mu, o co chodzi w amerykańskich zapasach! Położę go na deskach i zrobię mu dziurę w głowie.”- nie ukrywa swojego planu na walkę reprezentant Team Alpha Male.
Jednak i on w najważniejszej walce życia, która może okazać się dlań przepustką do wielkiej chwały i wielkich pieniędzy, poddany zostanie prawdopodobnie najtrudniejszemu testowi w swojej dotychczasowej karierze. Irlandczyk bowiem nie tylko dysponował będzie ogromną przewagą warunków fizycznych nad Amerykaninem, ale też jego kickbokserska wirtuozeria w niczym nie przypomina tego, co do tej pory oglądaliśmy w MMA. McGregor to bowiem zawodnik spektakularnie operujący dystansem, posiadający niewyobrażalne wyczucie czasu, a także dysponujący nieprawdopodobnie zróżnicowanym, morderczym arsenałem ofensywnym. Miażdży swoich rywali nie tylko efektownymi uderzeniami, ale też nieustanną presją i ciągłą ofensywą, które błyskawicznie drenują fizyczne i mentalne zasoby jego oponentów.
Czy Chad Mendes okaże się kolejną ofiarą szturmem burzącego dotychczasowy porządek świata MMA Conora McGregora? Czy też Amerykanin raz na zawsze zamknie jego usta, srogo karząc Irlandczyka za niewybredne epitety, którymi od dawna obdziela całą kategorię piórkową?
Nie samą walką wieczoru jednak gala UFC 189 stoi. Zanim bowiem dojdzie do amerykańsko-irlandzkiej wojny, do oktagonu wejdą dwaj inni najwyższej klasy zawodnicy – broniący pasa mistrzowskiego kategorii półśredniej Robbie Lawler oraz pretendent Rory MacDonald, który spróbuje mu tenże pas wydrzeć. Obaj mierzyli się już wcześniej – podczas gali UFC 167 faworyzowany MacDonald nie sprostał doskonałym kickbokserskim umiejętnościom Lawlera, przegrywając przez niejednogłośną decyzję sędziowską.
Jak jednak skrzydlata wieść niesie, piekielnie wyrachowany i morderczo skuteczny w swoich oktagonowych poczynaniach Kanadyjczyk walczył wówczas z kontuzją, która mogła wtedy negatywnie odbić się na jego formie. Teraz zapowiada, że wyjdzie do mistrza w najlepszej dyspozycji.
„Różnica między tamtym starciem a obecnym polega na tym, że teraz jestem spragniony walki; nie mogę się doczekać, by wejść tam, mieć krew na twarzy i znaleźć się w ogniu walki.” – przekonuje tu i ówdzie określany mianem psychodelicznego Kanadyjczyk.
Czy jednak w okresie niespełna dwóch lat dzielących oba pojedynki nabrał wystarczających szlifów, by zrewanżować się przeżywającemu drugą młodość, kowadłorękiemu Lawlerowi?
Na karcie głównej nie zabraknie też innych szlagierowo zapowiadających się batalii.
Piekielnie agresywny Dennis Bermudez spróbuje podnieść się po ostatniej porażce i dołączyć do wyścigu o pas mistrzowski kategorii piórkowej, mierząc się z dysponującym prawdziwym dynamitem w pięściach, ale podchodzącym do walki ze sporą nadwagą Jeremym Stephensem.
Zjawiskowy grappler i sparingpartner Conora McGregora, Gunnar Nelson, skrzyżuje rękawice z ogromnym Brandonem Thatchem, który zrobi wszystko, aby utrzymać ten pojedynek w stójce i tam zasypać rywala swoją firmową bronią – morderczymi kolanami.
Wreszcie kartę główną otworzy występ jednego z najbardziej utalentowanych zawodników na świecie, niepokonanego (rekord 19-0!) 23-letniego Brazylijczyka Thomasa Almeidy, który pochodzi z legendarnego choć trochę zapomnianego już Chute Boxe – a więc klubu, który wydał na świat takie ikony MMA jak m.in. Mauricio Shogun Rua, Anderson Silva czy Wanderlei Silva. Czy stójkowa maestria i zwierzęca agresja Brazylijczyka okażą się wystarczające na twardego jak skała i znacznie bardziej doświadczonego Brada Picketta?
fot. Dale Jordan
Komentarze: 1