Trzech wspaniałych po UFC on FOX 15
Kapitalna gala UFC on FOX 15 jest już za nami. Którzy zawodnicy zaprezentowali się najlepiej?
Aż do tego momentu gryzę się z myślami, dumając, kogóż to umieścić na trzecim miejscu w zestawieniu trzech wspaniałych, bo kilku zawodników zasłużyło na wyróżnienie. Ostatecznie jednak zdecyduję się na…
#3 – Ovince St. Preux (18-6)
Pokonał: Patricka Cumminsa (7-2) przez KO (podbródkowy i uderzenia w parterze), R1, 4:54
Po spektakularnym nokaucie na Mauricio Shogunie Rui Ovince St. Preux podchodził do pojedynku z rozpędzonym trzema zwycięstwami z rzędu Patrickiem Cumminsem w roli bukmacherskiego underdoga.
Były zawodnik amerykańskiego futbolu nie dał jednak zapaśnikowi większych szans, od samego początku siejąc spustoszenie pojedynczymi i czasami trochę chaotycznymi, ale bardzo mocnymi ciosami i kopnięciami, dobrze wykorzystując swoją odwrotną pozycję. Nieustannie czaił się też na kontry, spodziewając się – jak się później okaże, bardzo słusznie – zapaśniczych prób Cumminsa. Ten ostatni zdołał nawet kilka razy skrócić dystans i rzucić St. Preuxem o deski, ale ten ostatni nie miał najmniejszych problemów z szybkim powracaniem do stójki. Polujący na kontrującego sierpa – jak z walki z Shogunem – OSP w końcu się doczekał. Gdy wydawało się, że pod koniec otwierającej rundy łapie delikatną zadyszkę – zmęczony powracaniem do stójki oraz mimo wszystko niezbyt technicznie, ale z pełną siłą wyprowadzanymi ciosami – będąc na wstecznym, ustrzelił prześlicznym kontrującym podbródkowym szarżującego rywala, który runął na deski. Kilka dodatkowych uderzeń dopełniło dzieła zniszczenia.
Dla St. Preuxa jest to już szóste zwycięstwo w dotychczasowych siedmiu występach w UFC i drugi z rzędu spektakularny nokaut z kontry. Tym samym silny jak tur, chwilami finezyjny, ale czasami jednak nadal surowy zawodnik uczynił mocny krok w kierunku rejonów dywizji półciężkiej zawiadywanych przez takich zawodników jak Daniel Cormier czy Alexander Gustafsson – a więc będących o jedną lub dwie wiktorie od walki o pas mistrzowski.
#2 – Luke Rockhold (14-2)
Pokonał: Lyoto Machidę (22-6) przez poddanie (duszenie zza pleców), R2, 2:31
Spektakularny nokaut, którym Vitor Belfort przed dwoma laty ubił Luke’a Rockholda, otworzył dla tego ostatniego nowy rozdział w karierze. Od pamiętnej porażki na brazylijskiej ziemi Amerykanin prezentuje się bowiem zjawiskowo, przed pojedynkiem z Lyoto Machidą będąc na fali trzech doskonałych skończeń. Jak się okazało, ani myślał zwalniać.
Po początkowych problemach z szybkością i dobrze operującym na nogach Brazylijczykiem, który trafił Amerykanina kilkoma dobrymi uderzeniami, do reprezentanta AKAuśmiechnęło się, gdy Smok po jednej z szarż stracił równowagę, lądując w parterze – był to początek jego końca, bo Luke’a w walce na chwyty nie podlegała najmniejszej dyskusji. Do końca rundy kontrolował w parterze rywala, zasypując go ciężkimi ciosami z góry i raz po raz zagrażając poddaniami. Porozbijany Machida ledwie dotrwał do drugiej rundy, w której jego męki zostały w końcu zakończone po tym, jak Rockhold znów znalazł się na górze, szybko zdobywając plecy Brazylijczyka i zmuszając go do odklepania duszenia.
Amerykanin nie zasypiał też gruszek w popiele, na każdym kroku po wale podkreślając swoją chęć do starcia ze zwycięzcą pojedynku pomiędzy Chrisem Weidmanem a Vitorem Belfortem, aby sprzątnąć titleshota sprzed nosa Ronaldo Souzie. Rockhold nie jest może szczególnie uzdolnionym mówcą, formą i treścią swoich wypowiedzi raczej nie zjednując sobie kolejnych fanów, ale na jego szczęście w dywizji średniej od dawna liczą się niemal wyłącznie aspekty sportowe, a te u Amerykanina z ogromną nawiązką rekompensują braki oratorskie.
Dana White na konferencji prasowej po gali nie był w stanie określić, który z zawodników – Jacare czy Rockhold – otrzyma w następnej kolejności walkę o pas, ale wydaje się, że to Amerykanin rewelacyjnym odprawieniem bardzo mocnego przecież Machidy wyszedł na prowadzenie w wyścigu o titleshota, w oczach wielu ekspertów większych i mniejszych stając się – całkiem chyba słusznie – największym zagrożeniem dla aktualnie panującego mistrza.
#1 – Max Holloway (13-3)
Pokonał: Cuba Swansona (21-7) przez poddanie (gilotyna), R3, 3:58
Nie mogło być inaczej. Największym zwycięzcą UFC on FOX 15 okazał się bez wątpienia doskonale rozwijający się Max Holloway, który rozbił w drobny mak faworyzowanego przed pojedynkiem, zaprawionego w bojach i uchodzącego za rewelacyjnego boksera Cuba Swansona.
Nie ukrywam, że taki obrót spraw bardzo mnie cieszy, bo już przed niespełna trzema laty wróżyłem Hawajczykowi wielką karierę, co, nawiasem mówiąc, powtarzał będę zapewne jak mantrę przy każdym kolejnym zwycięstwie Holloway’a. Cytując tamten tekst:
W ciągu 2-3 lat Hawajczyk powinien stać się czołowym zawodnikiem swojej kategorii wagowej w UFC, a w perspektywie lat pięciu być może będzie dzierżył pas.
Dlaczego warto go obserwować?
– kreatywna i niekonwencjonalna stójka
– niezłe warunki fizyczne
– świetne cardio
– solidna szczęka
– pewność siebieCo może przeszkodzić?
– defensywne zapasy
– kiepski parter
– młodzieńcza fantazja w ofensywie
Jak udowodnił jego pojedynek z Cubem Swansonem – a wcześniej kilka poprzednich – Błogosławiony wyeliminował wszystkie mankamenty, o których wówczas pisałem, znacznie poprawiając zapasy oraz parter, a także zmieniając młodzieńczą fantazję w prawdziwie morderczy zestaw kreatywnych technik kickbokserskich.
Hawajczyk po profesorsku i z kliniczną precyzją zdemolował Swansona, dzięki zjawiskowej wręcz pracy na nogach będąc zupełnie nieuchwytnym, kapitalnie schodząc po ciosach własnych i w kontrze, raz po raz zmieniając pozycje, by z obu razić bezradnego rywala przebogatym arsenałem ofensywnym. Trenujący w jednym z najlepszych bokserskich klubów Cub nie miał absolutnie nic do powiedzenia, z każdą minutą szarżując z coraz większą desperacją. Ostatecznie Holloway skończył go w trzeciej rundzie ciasno dopiętą gilotyną, wcześniej wielokrotnie naruszając go w stójce uderzeniami na głowę i korpus, pojedynczymi i w kombinacjach.
W takiej formie Holloway ma pełne prawo, by wyzywać do walki absolutną czołówkę dywizji piórkowej – na czele z Jose Aldo czy Conorem McGregorem, w starciu z którym swego czasu na samym początku poważnie uszkodził stopę, co pewnie nie pozostało bez wpływu na jego ówczesną dyspozycję. Nie jestem co prawda pewien, czy defensywa przed obaleniami Hawajczyka jest już wystarczająco dobra, by powstrzymać takiego zapaśniczego wirtuoza jak Frankie Edgar, ale od strony kickbokserskiej Holloway’a nie wolno skreślać w rywalizacji z nikim.
Sympatyczna, nieskomplikowana osobowość Maxa w połączeniu z niebywale efektownym a jednocześnie już teraz niezwykle dojrzałym stylem walki powodują, że ten ledwie 23-letni zawodnik może śmiało patrzeć w przyszłość, mierząc w najwyższe cele.
Wyróżnienia
Paige VanZant – za charakterny styl, nieustanną presję i podtrzymanie hype’u.
Ronaldo Souza – za spokój i opanowanie w walce, w której do wygrania miał niewiele, do stracenia furę.
Gian Villante – za mocne lowkingi oraz powrót z dalekiej podróży w trzeciej rundzie.
Tim Means – za przebudzenie się po pierwszej rundzie i kolejną demolkę.
***********
A Wy kogo wyróżnilibyście po UFC on FOX 15?
fot. ZUFFA / UFC.com
Komentarze: 1