UFC

Typowanie UFC FN 62 – Maia vs LaFlare

W redakcyjnym typowaniu bierzemy tym razem pod lupę galę UFC Fight Night 62 – Maia vs LaFlare.

Transmisja z gali rozpocznie się o godzinie 00:00 w nocy z soboty na niedzielę.

Przypominamy, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:

IkonaOpis
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra.
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie.
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa.
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać.
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony.

170 lbs: Demian Maia (19-6) vs Ryan LaFlare (11-0)

naiver: Obaj zawodnicy wracają po długiej, prawie rocznej przerwie. To Demian Maia jednak borykał się z o wiele poważniejszymi problemami zdrowotnymi, znajdując się nawet w dramatycznej sytuacji po zakażeniu, którego nabawił się w wyniku kontuzji ramienia. Zbliżającemu się do 38. urodzin Brazylijczykowi nie wróży to najlepiej w aspekcie kondycyjnym – pod tym bowiem względem prezentował się ostatnio naprawdę słabo. Z Jakiem Shieldsem przewalczył co prawda aż pięć rund, ale toczone były one niemal wyłącznie w parterze, na dodatek w nieśpiesznym tempie. W konfrontacji z Rorym MacDonaldem już po pierwszej rundzie – którą w większości spędził w pozycji dominującej w parterze – był ledwie żywy, jedynie wyrachowaniu Kanadyjczyka zawdzięczając dotrwanie do końcowej syreny. Do swojego ostatniego pojedynku, przeciwko Alexandrowi Yakovlevowi, podszedł bardzo ostrożnie, zdając sobie chyba doskonale sprawę ze swoich deficytów kondycyjnych – w rezultacie większość walki spędził, będąc na górze (długimi fragmentami w dosiadzie), skupiając się jednak niemal wyłącznie na kontroli i nie stwarzając tym samym żadnego większego zagrożenia dla Rosjanina – a pomimo tego w trzeciej rundzie miał już miękkie nogi.

Trenujący w Blackzilians Ryan LaFlare powinien mieć przewagę w stójce, gdzie zawsze pozostaje bardzo aktywny, korzystając z szerokiego wachlarza uderzeń – niezbyt może mocnych, ale dobrze wyglądających w oczach sędziów. Najkrótszą drogą do zwycięstwa dla Amerykanina powinno być utrzymanie walki w dystansie kickbokserskim i unikanie klinczu za wszelką cenę – bo właśnie z tej pozycji najchętniej obala silny Maia, co udowodnił już w starciach z Jonem Fitchem, Dong Hyun Kimem czy Rickiem Storym. Nawet pomimo tego, że walka odbywa się w Brazylii, to nie sądzę, by miało to jakiś większy wpływ na zasoby kondycyjne obu zawodników – LaFlare powinien mieć tu z każdą rundą coraz wyraźniejszą przewagę nad Demianem Maią, który przygotowanie do walki odbył częściowo w Las Vegas, pomagając Mauricio Rui w TUFie, częściowo w Rio de Janeiro – a w jednym z ostatnich wywiadów dał w zawoalowany sposób do zrozumienia, że idealnie to nie wyglądało.

Aby zwyciężyć, Amerykanin musi przetrwać pierwsze pięć minut – myślę bowiem, że były pretendent do pasa mistrzowskiego kategorii średniej zrobi wszystko, by skończyć rywala w otwierającej pojedynek rundzie, zdając sobie sprawę, że z każdą kolejną jego żywotność będzie spadała. I absolutnie nie odbieram mu na to szans, bo LaFlare w poprzednich starciach zademonstrował, że w parterze zdarza mu się być czasami trochę niedbałym i nazbyt agresywnym, co w konfrontacji z Maią może skończyć się dlań klepaniem. Nie wykluczając takiego scenariusza, stawiam jednak na to, że LaFlare zdoła wybronić większość z każdą minutą coraz bardziej rozpaczliwych prób obaleń docierającego powoli do kresu swojej kariery Brazylijczyka, pokonując go na pełnym dystansie ku rozpaczy fanów z kraju kawy.

Zwycięzca: Ryan LaFlare przez decyzję

Bolt: Nie przepadam za stylem walki Ryana LaFlare. Jego pojedynki nieraz mocno mnie nudzą i tylko spoglądam na czas do końca rundy. Nie mogę mu jednak odmówić bardzo dużej skuteczności oraz wszechstronności – dysponuje mocnymi zapasami, solidnym BJJ oraz stójką, która w żadnym wypadku nie jest efektowna, ale pozwala tłamsić rywali, a przynajmniej nie daje im rozwinąć skrzydeł. Maia bardziej się już nie rozwinie – to wyśmienity grappler, który w wadze półśredniej bardzo dobrze powalał rywali z klinczu, jednak nie sądzę, by ta sztuka mu się z Ryanem udała w połączeniu z poddaniem. W stójce, gdzie będzie toczyła się większa część pojedynku, zdecydowanie lepiej wyglądać będzie Amerykanin, który też wypada nieco lepiej kondycyjnie. Po nudnym widowisku…

Zwycięzca: Ryan LaFlare przez decyzję

170 lbs: Josh Koscheck (17-9) vs Erick Silva (17-5)

naiver: Erick Silva pierwotnie miał zmierzyć się z Benem Saundersem, ale ten z powodu kontuzji zmuszony był wycofać się z walki – jego miejsce zajął Josh Koscheck, powracając po ledwie miesiącu od lania, jakie sprawił mu Jake Ellenberger. Może odrobinę przesadzam z tym laniem, bo wjazdy w obie nogi w wykonaniu Kosa chwilami nadal wyglądały naprawdę dobrze, ale będąc na ciągłym wstecznym, jakby wystraszony, ustąpił w końcu przed presją i ciężkimi rękami Juggernauta, odklepując duszenie w drugiej rundzie. Indio od zawsze znany jest z niebywałej eksplozywności oraz słabej kondycji z tejże eksplozywności oraz agresji wynikającej. Pomimo jego solennych zapewnień o poprawie kondycji (naprawił m.in. przegrodę nosową), nie jestem co do tego przekonany. Myślę, że Silva ma już taką naturę, że gdy poczuje ledwie choćby wyczuwalny zapach krwi, po prostu musi rzucić się do morderczego ataku, albo kończąc swojego rywala, albo nie kończąc i później przegrywając z uwagi na wydrenowanie całych zasobów kondycyjnych. Koscheck będzie musiał zrobić wszystko, by nie dać się skończyć w pierwszej rundzie – ani ciosami, ani poddaniem, bo i to jak najbardziej wchodzi w grę. Moim zdaniem powinien nawet poświęcić tę pierwszą rundę, choćby i przegrywając ją na kartach sędziowskich, byle tylko dotrwać do drugiej. Wówczas będzie mógł zaprzęgnąć do działania swoje zapasy oraz kontrolę z góry przeplataną z uderzeniami. Nawet wtedy jednak będzie musiał mieć się na baczności z uwagi na kreatywny parter Brazylijczyka, ale myślę, że nie zdziadział jeszcze na tyle, by dać się poddać Erickowi, mając go na plecach. Z której strony jednak nie spojrzeć, nie sposób jednak nie faworyzować w tym boju Brazylijczyka, który miał dużo więcej czasu na przygotowania (Kos przyznał, że trenował pod tę walkę łącznie 8 dni, odbywając całe 2 sesje sparingowe) i będzie walczył u siebie. Niby jego defensywne zapasy nie należą do najlepszych, niby ma słabą kondycję, ale nie sądzę, by będący już zdecydowanie na ostatniej prostej swojej kariery Koscheck był w stanie przetrwać falowe ataki Indio w otwierającej walkę pięciominutówce.

Zwycięzca: Erick Silva przez (T)KO

Bolt: Obalenia. Jeśli Koscheck będzie je regularnie zdobywał, to wygra. W przeciwnym wypadku nie. Proste? Niby tak, ale na ziemi Erick potrafi być bardzo groźny, a Josh będzie musiał jeszcze dać sobie radę w stójce. Jedyny zawodnik, który zapaśniczo zdominował Silvę to Jon Fitch, który wcale nie miał łatwej przeprawy z lekko szalonym Brazylijczykiem, a więc sądzę, że i Koscheck nie wcieli się w rolę Mariusza Pudzianowskiego, który łapie i rzuca. Nie zdziwi mnie wygrana Amerykanina, który urwie drugą i trzecią rundę dzięki obaleniom i kondycji Ericka, ale Silva nie będzie – jak i tak trafiający Ellenberger – czekał na atak, tylko od razu odpali poczwórne latające kolana i kombinacje po sześć obrotówek. Czy na swoją szkodę? Zobaczymy.

Zwycięzca: Erick Silva przez (T)KO

155 lbs: Tony Martin (9-2) vs Leonardo Santos (13-3-1)

naiver: Miałem naprawdę wysokie oczekiwania związane z Tonym Martinem w UFC. Trzeba jednak przyznać, że Amerykanin nie miał łatwych rywali, przegrywając w swoich dwóch pierwszych bojach z mocnymi Rashidem Magomedovem oraz Beneilem Dariushem. W obu tych starciach czującego się najlepiej w parterze i potężnego jak na kategorię lekką Amerykanina zawiodła kondycja, która prezentowała się naprawdę słabo – dość powiedzieć, że w drugich rundach obu tych starć Martin poruszał się już jak mucha w smole. Odrobinę niespodziewanie jednak w ostatnim pojedynku w końcu się przełamał, na obcej sobie brazylijskiej ziemi poddając czarny pas BJJ Fabricio Camoesa, który jest zresztą dobrym przyjacielem jego sobotniego rywala – trenującego w Nova Uniao Leonardo Santosa. 35-letni Brazylijczyk nie zachwyca w UFC, choć jeszcze nie doznał w oktagonie porażki. W swoim debiucie w finale TUFa pokonał chimerycznego Williama Patolino, potem szczęśliwie zremisował po słabym pojedynku z Normanem Parke i ostatnio wypunktował – nie bez problemów – Efraina Escudero. Mający na swoim rozkładzie w grapplerskim boju samego GSP Santos z całą pewnością poszukiwał będzie parteru, ale z uwagi na deficyty zapaśnicze jego jedyną nadzieją na obalenie Martina będzie klincz – a powalenie na matę tak silnego zawodnika jak Amerykanin łatwe z pewnością nie będzie. Obaj nie zachwycają w stójce, choć obaj powoli zaczynają wykorzystywać swoje dobre warunki fizyczne, częściej niż poprzednio odnosząc się do ciosów prostych. Wydaje się jednak, że w tej płaszczyźnie to wszechstronniejszy Amerykanin powinien dysponować niewielką przewagą, zwłaszcza, że jest psem młodszym, którego możliwość przyswajania nowych umiejętności jest z pewnością wyższa. Myślę, że jednak kluczowym elementem tego pojedynku okaże się kondycja obu fighterów – a więc aspekt, pod względem którego zdecydowanie nie zachwycają. Obaj jednak zapewniają, że mocno pracowali nad swoją wydolnością i błędy przeszłości już się nie powtórzą. Czy jednak kolejna podróż do Brazylii, wzięcie walki na 5 tygodni przed galą i 2-tygodniowa przerwa od treningów po ślubie nie wpłyną negatywnie na Martina? Bez grama choćby przekonania postawię na to, że nie i zdoła on zwyciężyć – w ogóle jednak nie zdziwię się, jeśli Brazylijczyk podda Amerykanina lub przejmie inicjatywę w drugiej i trzeciej rundzie, dowożąc do końcowej syreny wygraną na punkty.

Zwycięzca: Tony Martin przez decyzję

Calo: Leonardo Santos zawdzięcza zwycięstwo w słabym sezonie brazylijskiego TUFa w głównej mierze temu, że faworyci (Santiago Ponzinibbio, Yan Cabral i Luis Besouro) prędzej czy później wypadli przez kontuzje. Brazylijczyk ma słabą stójkę, słabe zapasy i pomimo świetnego BJJ – bardzo mało do zaoferowania z dołu. We wszystkich tych aspektach lepszy powinien być Martin, którego bolączką jest jednak słaba kondycja. Nie wyobrażam sobie jednak, by Leo – dysponujący co najwyżej minimalnie lepszym cardio – zdołał to w jakikolwiek sposób wykorzystać i przycisnąć pojedynek po pierwszej rundzie.

Zwycięzca: Tony Martin przez decyzję

Bolt: Uważam Tony’ego Martina za bardzo zdolnego zawodnika, nawet pomimo jego średniego startu w UFC. Nie wiem, jak bardzo się rozwinie, ale to na tyle sprawny grappler, by nie tylko nie dać się poddać Santosowi, ale także móc zagrozić Brazylijczykowi – poddanie na Camoesie nie wzięło się znikąd. W stójce Santos mimo trenowania w Nova Uniao nie robi większych postępów – to dobry prognostyk dla mocno kopiącego Amerykanina. Jeśli tylko nie zabraknie mu kondycji, to dowiezie pewne zwycięstwo do końca.

Zwycięzca: Tony Martin przez decyzję

135 lbs: Amanda Nunes (9-3) vs Shayna Baszler (15-9)

naiver: Amanda Nunes prawie ubiła w poprzedniej walce Cat Zingano, wcześniej w UFC rozbijając szybko dwie rywalki. 34-letnia Shayna Baszler jest już na dróg rozstaju i spodziewam się, że uda się na w stronę gorszą – czyli na lewo, ku zakończeniu kariery.

Zwycięzca: Amanda Nunes przez (T)KO

Calo: Nunes ma trochę lepszą kondycję, trochę lepsze zapasy i niezły grappling, dzięki czemu powinna ugrać decyzję bądź ubić Królową Pik w parterze.

Zwycięzca: Amanda Nunes przez (T)KO

155 lbs: Gilbert Burns (9-0) vs Alex Oliveira (11-1-1)

naiver: Alex Oliveira bierze tę walkę z ledwie miesięcznym wyprzedzeniem, a na domiar złego będzie to dla niego debiut w UFC. Jego rywalem będzie świetnie rokujący Gilbert Burns, który pierwotnie zmierzyć miał się na tej gali z Joshem Thomsonem – pokonanie którego prawdopodobnie od razu katapultowałoby go do czołowej piętnastki dywizji lekkiej. Kowboj, bo taki przydomek nosi Oliveira, nie jest przypadkowym zawodnikiem znikąd, ale został tutaj rzucony na zbyt głęboką wodę w niesprzyjających okolicznościach (zastępstwo, debiut). Jego jedyną szansą wydaje się utrzymanie walki w stójce, w której to płaszczyźnie trenujący w Blackzilians Burns zaimponował mi co prawda w swoim debiucie przeciwko Andreasowi Stahlowi, by jednak później, w ostatnim boju przegrywać wymiany stójkowe z Christosem Giagosem – co może stanowić o jakiejś szansie dla Oliveiry. Ten ostatni jednak z uwagi na krótki czas przygotowań oraz przeciętną co najwyżej kondycję będzie miał tylko jedną rundę na skończenie Burnsa, co nie wróży mu dobrze. Spodziewam się dość wyrównanej walki w stójce do momentu, aż podopieczny Vitora Belforta przeniesie ją do parteru, gdzie dzięki doskonałemu BJJ będzie w stanie szybko skończyć debiutanta.

Zwycięzca: Gilbert Burns przez poddanie

Calo: Cowboy swojej szansy upatrywać musi w stójce – jego umiejętności kickbokserskie ogląda się całkiem przyjemnie – dużo kopie, ma mocne lowkingi, niekiedy jednak ma tendencje do zbyt agresywnego, nieprzemyślanego ataku – i tym samym otwierania się na kontry i obalenia. Oliveirą swego czasu rzucał słaby Rogerio Karranca, przez co nie wydaje mi się, by Burns miał problemy ze sprawdzaniem go do parteru. Płaszczyzna grapplingowa będzie królestwem klubowego kolegi Vitora Belforta. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze – krótki czas na przygotowanie się Oliveiry, a także pierwsze w karierze ścinanie do kategorii lekkiej. Ciężko mi dostrzec jego szanse.

Zwycięzca: Gilbert Burns przez poddanie

Bolt: Gilbert Burns to jeden z największych brazylijskich talentów – nie tylko wybitnie uzdolniony w grapplerskiej płaszczyźnie, ale również ciągle rozwijający stójkę pod okiem Henriego Hoofta zawodnik może także zagrozić rywalom ciężkimi rękami. Oznacza to bardzo nieprzyjemny debiut dla Alexa Oliveiry. To momentami niezwykle dynamiczny striker, który chętnie odwołuje się do godnych pochwały kolan i stylem walki przypomina nieco Andersona Silvę, ale… cóż, „Pająk” był nieco lepszy w unikaniu ciosów, a jego boks cechowała precyzja. Trudno także powiedzieć, jak wygląda obrona obaleń debiutanta – rzecz kluczowa dla tego pojedynku. Bezpieczniej założyć jednak, że Burns w końcu przeniesie walkę do parteru, gdzie będzie mocniejszy. Niemniej jednak Alex może dać w UFC parę fajnych walk.

Zwycięzca: Gilbert Burns przez poddanie

145 lbs: Godofredo Pepey (11-3) vs Andre Fili (14-2)

naiver: Godofredo Pepey to (przeważnie) efektowny zawodnik, naładowany energią, emocjonalny, agresywnie poszukujący poddań – kibice go kochają. Teoretycznie najbardziej niebezpieczny jest, mając rywala w swojej gardzie, ale… niech o poziomie tego niebezpieczeństwa świadczy, że z góry ciosami w poprzednich starciach ubili go Sam Sicilia i Felipe Arantes. Tego ostatniego natomiast na wrogim sobie terenie stłamsił ostatnio właśnie sobotni rywal Pepey’a, reprezentant Alpha Male, Andre Fili. Największy fan pizzy w UFC to agresywnie i efektownie walczący kickbokser, który z każdą walką coraz lepiej prezentuje się od strony zapaśniczej i parterowej. W każdym pojedynku narzuca mordercze tempo, bardzo dobrze łącząc ciosy z kopnięciami i od samego początku nie dając swoim przeciwnikom ani chwili wytchnienia. Przegrał dotychczas w UFC tylko z Maxem Holloway’em, ale po pierwsze – żaden to wstyd, po drugie – walka nie była absolutnie jednostronna do momentu przyjęcia przez Filiego potężnego kopnięcia na korpus. Spodziewam się wyraźnej przewagi Amerykanina w wymianach kickbokserskich i nieustannej presji – nie sądzę też, by szczególnie obawiał się parteru Pepey’a, choć prawdopodobniej bezpieczniej dla niego byłoby skupić się jednak w tym starciu wyłącznie na wymianach kickbokserskich. Tak czy inaczej, myślę, że czekają nas fajerwerki – ale jednostronne.

Zwycięzca: Andre Fili przez (T)KO

Calo: Z uwagi na bardzo efektowny styl walki obydwu zawodników powinniśmy być tu świadkami niemałych fajerwerków. Zdolniejszym piórkowym wydaje się jednak trenujący w Alpha Male Fili. Touchy będzie dysponował lepszymi zdolnościami kickbokserskimi. Ma też dobre zapasy, dzięki którym bez problemu powinien położyć Pepey’a na deski. Trzecim przemawiającym za nim argumentem jest potężne ground & pound – Brazylijczyk nie potrafi przyjmować ciosów w parterze i nie wydaje mi się, by miał odpowiedź na nieustanną agresję Filiego. Istnieje wprawdzie możliwość, że Amerykanin po szalonym pojedynku wpadnie w poddanie lub nadzieje się na mocny cios, choć szanse na to są bardzo niewielkie. Pepey, pomimo dwóch zwycięstw pod rząd, należy do absolutnych nizin dywizji do 145 funtów i utalentowany kolega klubowy Fabera zapewne rozniesie go w pył.

Zwycięzca: Andre Fili przez (T)KO

Bolt: Godofredo ostatnio wygrał dwie walki pod rząd, ale nie oszukujmy się – jeśli nie wypali czymś niespodziewanym na miarę latającego kolana na Lahacie, to ciemno widzę jego szanse z wszechstronnym Filim. Członek Team Alpha Male w razie potrzeby spokojnie będzie obalał Pepey’a w celu akcentowania rund, ale sądzę jednak, że góra do drugiej rundy rozbije rywala w stójce swoimi mocnymi sierpami i low kickami.

Zwycięzca: Andre Fili przez (T)KO

155 lbs: Francisco Trinaldo (15-4) vs Akbarh Arreola (23-8-1)

naiver: Nie mam najlepszego zdania o umiejętnościach obu zawodników – ani Francisco Trinaldo, ani Akbarh Arreola nie mają wiele do zaoferowania w swoich oktagonowych pokazach. Pewnym wydaje się, że Brazylijczyk dążył będzie do swojej ulubionej płaszczyzna, a więc pracy z góry w parterze – obijania przeciwnika i prób trójkątów rękami. Kondycyjnie żaden z nich nie błyszczy i naprawdę trudno powiedzieć, czy Trinaldo będzie pod tym względem ustępował Meksykaninowi – zwłaszcza, że ostatnimi czasy stara się on rozkładać siły na pełne trzy rundy, co nie wychodzi mu tak źle. Obaj walczą z odwrotnej pozycji, Arreola posiada szerszy wachlarz uderzeń, szczególnie kopnięć, ale posiada też problem z radzeniem sobie z kopnięciami (zwłaszcza lowkingami) rywali, a i miewa tendencje do cofania się prosto na siatkę, gdzie w konfrontacji z Tiago Tratorem prezentował się słabo. Pytanie wydaje się następujące: czy Arreola będzie w stanie uniknąć pojedynczych cepów i zapędów zapaśniczych Trinaldo? Biorąc pod uwagę, że w walkach przed podpisaniem kontraktu z UFC jego defensywne zapasy nie błyszczały, a i garda w stójce do szczelnych nie należy, postawię na to, że niesiony dopingiem własnej publiczności Massaranduba, przeplatając stójkę, klincz i obalenia, dowiezie zwycięstwo do końcowej syreny. Nie sposób jednak wykluczyć, że 36-letni Brazylijczyk zdziadział już na tyle, że Arreola wyjdzie z tego boju z tarczą.

Zwycięzca: Francisco Trinaldo przez decyzję

145 lbs: Katsunori Kikuno (22-6-2) vs Edimilson Souza (16-3)

naiver: Katsunori Kikuno ma swój niepodrabialny styl, w którym szczególną uwagę zwrócić trzeba na świetne kopnięcia, zwłaszcza na korpus – mogą się one dla Japończyka okazać kluczową bronią, bo Edimilson Souza zupełnie nie radził sobie w tym aspekcie w swojej ostatniej konfrontacji przeciwko Markowi Eddivie. Pomimo tego jednak mam pozytywne zdanie u umiejętnościach tego ostatniego, co prowadzi mnie do konkluzji, że pozostawienie w pokonanym polu Filipińczyka (oraz wcześniej solidnego Felipe Arantesa) jest bardzo dobrym prognostykiem przed konfrontacją Souzy z Kikuno. Zwłaszcza, że Brazylijczyk będzie dysponował dużą przewagą warunków fizycznych, którą (szczególnie zasięg) potrafi bardzo dobrze wykorzystywać, rażąc rywali długimi ciosami. Przypuszczam, że Kikuno w którymś momencie uzna, że nie ma czego szukać w stójce z drugim Andersonem Silvą i spróbuje przenieść walkę do parteru, gdzie powinien mieć przewagę – nie sądzę jednak, by mu się to udało. Widzę tu raczej powtórkę z walki Kikuno przeciwko Tony’emu Fergusonowi, z którym przegrał, a nie przeciwko Samowi Sicilii, którego pokonał.

Zwycięzca: Edimilson Souza przez (T)KO

155 lbs: Drew Dober (15-6) vs Leandro Silva (17-2-1)

naiver: Drew Dober to kawał twardego skurczybyka, który nieustannie napiera, przyjmując masę ciosów i od czasu do czasu odgryzając się własnymi. Niby jest kickbokserem, ale jego stójkowa defensywa stoi na zatrważająco niskim poziomie – w sukurs przychodzą mu jednak twarda szczęka oraz wielkie serce do walki. W konfrontacji z Leandro Silvą może mieć jednak spore problemy – Brazylijczyk sprawnie uderza w stójce, jest szybki, ma dobry balans, dobre warunki fizyczne i solidne obalenia. W parterze jego przewaga powinna być wyraźna. W swoim ostatnim pojedynku przeciwko Francisco Trinaldo kompletnie przespał jednak trzecią rundę, przegrywając ostatecznie na kartach sędziowskich. To może mocno skomplikować mu pojedynek z zawsze bardzo aktywnym Amerykaninem, bo oczami wyobraźni widzę Silvę przypartego plecami do siatki (regularnie cofa się prosto na nią), balansującego tam tułowiem, unikającego części uderzeń, czasami trafiającemu Dobera i od wielkiego dzwona próbującego obalać. Jeśli tak będzie, zapewne przegra, ale mimo wszystko postawię na to, że Brazylijczyk wykaże odrobinę większą aktywność niż ostatnio, częściej odwołując się do zapasów – bo pomimo, że w stójce absolutnie nie wolno go skreślać, to jednak bryluje przede wszystkim w parterze z góry, korzystając z mocnego gnp oraz technik kończących.

Zwycięzca: Leandro Silva przez decyzję

155 lbs: Cain Carrizosa (6-1) vs Leonardo Mafra (11-2)

naiver: Cain Carrizosa to przede wszystkim grappler (czarny pas BJJ trenujący u Basa Ruttena) aktywnie poszukujący poddań z każdej niemal pozycji. Jego problemem jest jednak przeciętna stójka i słabe zapasy. Dobrze to wróży reprezentantowi Chute Boxe, Leonardo Mafrze, który walczy tak, jak oczekiwalibyśmy od zawodnika z tego legendarnego brazylijskiego klubu – ostro, agresywnie, w ciosy wkłada mnóstwo sił, ma duże serce do walki. Nie błyszczy przez to kondycją, rzecz jasna, ale w pierwszej rundzie stanowi spore zagrożenie dla każdego niemal przeciwnika – a już na pewno dla nie wyróżniającego się w stójce Carrizosy. Istotną w kontekście tego pojedynku wydaje się też kwestia zbijania wagi, bo dla pamiętającego czasy pierwszego brazylijskiego TUFa Mafry będzie to debiut w kategorii lekkiej. Sądzę jednak, że Leonardo rozwiąże ten pojedynek w pierwszej rundzie, zasypując Carrizosę potężnymi uderzeniami w dystansie (kopnięcia) i w klinczu (kolana). Jeśli walka wyjdzie do drugiej rundy – szanse Caina zdecydowanie wzrosną.

Zwycięzca: Leonardo Mafra przez (T)KO

155 lbs: Christos Giagos (10-3) vs Jorge de Oliveira (7-1)

naiver: Obaj zawodnicy mają za sobą trudne debiuty w UFC – Jorge de Oliveira wziął walkę w zastępstwie w cięższej kategorii wagowej, przegrywając z Dhiego Limą, natomiast Christos Giagos na gorącej brazylijskiej ziemi nie sprostał świetnie rokującemu Gilbertowi Burnsowi. Teraz Oliveira wraca do swojej naturalnej wagi i absolutnie go nie skreślam – to całkiem sprawny kickbokser, który ma wielkie serce do walki i twardą szczękę. Jego problemem jest jednak walka na chwyty w zapasach i w parterze. Giagos jest wszechstronniejszym zawodnikiem, który nie dość, że solidnie radzi sobie w stójce (pokonywał w tej płaszczyźnie Burnsa), to jeszcze potrafi wplatać do swojej gry obalenia i pracę z góry, co w konfrontacji z Oliveirą będzie dla niego na wagę złota. Bez przekonania typuję, że grecki Amerykanin dzięki przeplataniu kilku płaszczyzn ugra tutaj decyzję – przestrzegam jednak przed skreślaniem Brazylijczyka.

Zwycięzca: Christos Giagos przez decyzję

125 lbs: Bentley Syler (5-0) vs Fredy Serrano (1-0)

naiver: Obaj zawodnicy mają za sobą nieudany epizod w TUF: Latin America – odpadli w eliminacjach, rywalizując w kategorii koguciej przeciwko znacznie większym rywalom. Serrano to niski, krępy zapaśnik stylu wolnego, który ma za sobą udział w igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Wiele tam nie zdziałał, ale niewątpliwie w konfrontacji z preferującym stójkowe wymiany – szczególnie kopnięcia – Sylerem dysponował będzie przewagą w walce na chwyty. Najprawdopodobniej będzie też znacznie silniejszym zawodnikiem, choć pod dużym znakiem zapytania stoi jego kondycja, która w TUFie prezentowała się bardzo przeciętnie. Niby Boliwijczyk Syler ma większe doświadczenie, ale pokonani przez niego zawodnicy to przypadkowi kelnerzy, więc trudno wyciągać z tych zwycięstw jakieś daleko idące wnioski. Serrano do pojedynku przygotowywał się gdzieś w swojej rodzinnej Kolumbii, natomiast Syler w American Top Team, co może w tak wyrównanej na papierze walce robić różnicę. Mimo to byłem niemalże zdegustowany umiejętnościami zaprezentowanymi przez Sylera w TUFie i dlatego typuję zwycięstwo zapaśnika Serrano – choć na tym poziomie żaden wynik nie powinien stanowić dla nikogo zaskoczenia.

Zwycięzca: Fredy Serrano przez decyzję

PODSUMOWANIE

WalkanaiverCaloBolt
Demian Maia vs Ryan LaFlare
2.20 - 1.71
LaFlare LaFlare LaFlare
Erick Silva vs Josh Koscheck
1.18 - 5.25
Silva Silva Silva
Leonardo Santos vs Tony Martin
2.00 - 1.83
Martin Martin Martin
Amanda Nunes vs Shayna Baszler
1.22 - 4.60
Nunes Nunes Nunes
Alex Oliveira vs Gilbert Burns
5.50 - 1.17
Burns Burns Burns
Andre Fili vs Godofredo Pepey
1.36 - 3.40
Fili Fili Fili
Akbarh Arreola vs Francisco Trinaldo
2.60 - 1.54
Trinaldo Trinaldo Trinaldo
Katsunori Kikuno vs Edimilson Souza
2.95 - 1.43
Souza Souza Souza
Drew Dober vs Leandro Silva
2.40 - 1.63
Silva Silva Dober
Cain Carrizosa vs Leonardo Mafra
2.35 - 1.65
Mafra Mafra Mafra
Christos Giagos vs Jorge de Oliveira
1.50 - 2.70
Giagos Giagos Giagos
Bentley Syler vs Fredy Serrano
1.69 - 2.25
Serrano Serrano Syler
Ostatnia gala10-28-46-6
Łącznie254-131257-128245-133
Poprawne65,97 %66,75 %64,81 %

fot. MMAFighting.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button