Trzech wspaniałych po KSW 30
KSW 30 okazało się solidną galą. Którzy zawodnicy zapamiętają ją szczególnie dobrze?
Przyjrzyjmy się trzem największym bohaterom, których występy zapamiętamy na dłużej.
#3 – Mateusz Gamrot (9-0)
Pokonał: Rodrigo Cavalheiro (16-4) przez TKO (uderzenia z góry), R3, 3:54
Mateusz Gamrot nie po raz pierwszy zaprezentował ogromną dojrzałość w konfrontacji z naprawdę sprawnym uderzaczem. Tym razem w rolę tego ostatniego wcielił się Brazylijczyk Rodrigo Cavalheiro.
Polak, doskonale zdając sobie sprawę z umiłowania do kontry swojego rywala, nie szarżował w stójce, bardzo uważnie rozgrywając pojedynek oraz płynnie zmieniając pozycje między klasyczną i odwrotną. Gdy natomiast nadarzała się sposobność, dzięki świetnym zapasom przenosił walkę do parteru, gdzie jego dominacja nie podlegała najmniejszej dyskusji dzięki potężnemu gnp. Zademonstrował też charakterystyczne zejścia po nogi z bardzo obniżonej pozycji, co powoli staje się jego firmową techniką, często całkowicie dezorientującą nie spodziewającego się tego przeciwnika.
Owszem, w stójce nie był w stanie poważnie zagrozić Cavalheiro i wydaje się, że ma jeszcze w tej płaszczyźnie kilka lekcji do obrobienia (czasami wpadał z ciosami w siatkę, przestrzeliwując), ale sam również nie pozwolił Brazylijczykowi na wiele, co jest bardzo dobrym prognostykiem na przyszłość. Zwłaszcza, że Gamer ma dopiero 24 lata.
Zawodnik Ankosu Zapasy zanotował tym samym piąte zwycięstwo w KSW, szlifując swój rekord do nieskazitelnego 8-0, a z uwagi na zwakowanie pasa kategorii lekkiej przez Macieja Jewtuszko Gamrot staje się najpoważniejszym kandydatem do jego przejęcia.
#2 – Aslambek Saidov (15-4)
Pokonał: Rafała Moksa (10-6) przez jednogłośną decyzję (3 x 30-27)
Mogło się wydawać, że perypetie prawne i pobyt w areszcie Aslambeka Saidova odbiją się niekorzystnie na jego dyspozycji w konfrontacji z Rafałem Moksem. Nic takiego jednak nie miało miejsca, a Czeczen zanotował najlepszy występ od lat.
Odwrotnie ustawiony Saidov dzięki solidnym kombinacjom, kopnięciom na korpus oraz tężyźnie fizycznej, którą demonstrował w każdym ataku, niczym taran spychając Moksa do rozpaczliwej i chaotycznej defensywy, całkowicie stłamsił swojego rywala. Były mistrz kategorii półśredniej KSW nie dał się też poddać kilkoma skrętówkami, których poszukiwał Moks, umiejętnie się z nich wydostając oraz dobrze kontrolując i obijając zawodnika Berserkerów z góry. Mocne tempo zdołał utrzymać przez pełne piętnaście minut, demonstrując zaskakująco dobre przygotowanie kondycyjne, które, jak stwierdził w wywiadzie po gali, zawdzięcza nowej diecie.
Konfrontując znakomitą (i całkiem miłą dla oka!) formę, jaką Saidov pokazał przeciwko Moksowi z tym, co Borys Mańkowski zaprezentował w rywalizacji z Mohsenem Baharim, trudno nie odnieść wrażenia, że w ewentualnej trylogii Tasmański Diabeł wcale nie musi być faworytem – nawet pomimo tego, że przeciwko Norwegowi walczył po ciężkiej chorobie.
#1 – Kleber Koike Erbst (16-3-1)
Pokonał: Anzora Azhieva (5-2) przez poddanie (trójkąt nogami), R1, 3:16
Kleber Koike Erbst już przed walką z Anzorem Azhievem uznawany był za jednego z bardziej perspektywicznych piórkowych na świecie, notując doskonałą serię jedenastu zwycięstw z rzędu. Wydawało się jednak, że wysoki, szczupły, nie dysponujący mocną stójką, walczący na wyjeździe, a także ustępujący Czeczenowi pod względem siłowym Japończyk z brazylijskimi korzeniami będzie miał mnóstwo problemów z dynamicznym Azhievem.
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Japończyk wyszedł do Czeczena niczym Nick Diaz do swoich rywali – bez najmniejszego respektu do ich umiejętności stójkowych, ze swego rodzaju nonszalancją. Raz po raz, jakby od niechcenia, rzucał frontalne kopnięcia, raz po raz wycierał dłonie o spodenki, raz po raz po przyjęciu pojedynczych ciosów przemawiał do Azhieva, dając mu do zrozumienia, że nic sobie z tych uderzeń nie robi. Świetnie rozgrywał pojedynek, unikając półdystansu i albo trzymając zagubionego, zdezorientowanego i zupełnie nie radzącego sobie na wstecznym Anzora na końcu swoich pięści, albo w klinczu próbując błyskawicznie przenosić walkę do parteru. Po jednej z kombinacji prostych powalił rywala na deski, ale wtedy jeszcze Czeczen zdołał wydostać się z opresji. Jednak Koike, czując krew, ruszył do kolejnej szarży, w odpowiedzi na którą Azhiev przeniósł walkę do parteru, podpisując na siebie wyrok. Kilka chwil później Czeczen zmuszony był klepać ciasno zapięty trójkąt nogami, którą to techniką Japończyk tym samym zanotował już siódme zwycięstwo w karierze.
Występ Klebera zasługuje na tym większe uznanie, że o pojedynku dowiedział się ledwie kilkanaście dni przed galą. Jak zatem wyglądał będzie, mając za sobą pełen obóz przygotowawczy?
Koike ma jeszcze jedną walkę na kontrakcie z KSW, co czyni jego sytuację bardzo ciekawą. Mam bowiem pewne wątpliwości, czy ten już od jakiegoś czasu przymierzany do UFC zawodnik będzie chciał rzeczony kontrakt z polską organizacją przedłużyć (bo do tego prawdopodobnie Martin Lewandowski i Maciej Kawulski będą dążyć, nie chcąc stracić tak efektownego, charakternego i przede wszystkim bardzo dobrego fightera). Z drugiej strony natomiast, jeśli teraz Kleber dostałby pojedynek o pas mistrzowski kategorii koguciej… być może ewentualna wygrana automatycznie tenże kontrakt przedłuży?
W każdym razie – przyjechał i pozamiatał.
Wyróżnienia
Karolina Kowalkiewicz – za mobilność i aktywność.
Jakub Kowalewicz – za cierpliwość, świetne obalenia i parter.
A kto na Was zrobił największe wrażenie?
Komentarze: 2