„Juras” zdradza kulisy odejścia trenera Roberta Jocza z WCA – „Nie dziwi mnie taka złość Jana Błachowicza”
Łukasz Jurkowski skomentował wydane przez Jana Błachowicza oświadczenie nt. rozstania z trenerem Robertem Joczem.
W ostatnich dniach na nadwiślańskiej scenie nie brakowało dramatów i oświadczeń. Wszystko zaczęło się w środę, gdy trener Robert Jocz skrytykował taktykę Jana Błachowicza na walkę z Magomedem Ankalaevem w ramach grudniowej gali UFC 282 w Las Vegas, obwieszczając, że gdyby to on stał w narożniku Cieszyńskiego Księcia, wówczas tytuł mistrzowski wróciłby do Polski.
W czwartek odpór słowom tym dał cieszynianin. W obszernym oświadczeniu wyjaśnił, w jakich okolicznościach doszło do rozstania z trenerem Joczem – miał on opuścić klub WCA bez słowa choćby pożegnania czy jakiegokolwiek wyjaśnienia – zapowiadając, że do sportowej współpracy między nimi nie dojdzie już nigdy.
Ostrzej w temacie wypowiedział się natomiast Łukasz Jurkowski – przyjaciel Cieszyńskiego Księcia, były podopieczny trenera Roberta Jocza i wieloletni zawodnik WCA.
– Oświadczenie Janka było bardzo spokojne, bardzom wyrachowane w każdym jednym słowie, aby nie przekroczyć granicy dobrego smaku – powiedział popularny Juras w magazynie Koloseum na Polsat Sport.
– W bardzo delikatnych słowach Janek wyjaśnił, dlaczego nigdy już trener Jocz nie będzie w jego narożniku i prawdopodobnie nigdy nawet nie spotkają się, żeby porozmawiać.
– Tylko od siebie dodam, żeby też trochę nakreślić, bo jestem kimś, kto jest blisko tego wszystkiego z każdej strony i może trochę mniej gryzę się w język. I może więcej mi wypada, niż mistrzowi UFC, ale…
– Naświetlając sprawę, nie dziwi mnie taka złość Jana Błachowicza, gdyż trener Robert Jocz, odchodząc z WCA, nie poinformował w żaden sposób Janka Błachowicza – czy to telefonicznie, czy przede wszystkim przez spotkanie na żywo. Nawet SMS-em. Nie poinformował, że kończy jakąkolwiek współpracę. Do tej pory nie ma zresztą żadnego kontaktu.
– Nie odchodzi się tak od zawodnika, z którym miało się relację – raz – czysto sportową – a dwa – prywatną, przyjacielską. W dużym cudzysłowie z tą „przyjacielską”.
– I nagle po zremisowanej walce Janka, wydaje mi się, pełna satysfakcja trenera Jocza, który mówi, że jak on by był, to pas byłby w Polsce. Nie. Nie było go i nie będzie.
– Nie było go przy Janku, kiedy go potrzebował. Nie będzie go również w przyszłości. I może tutaj postawmy kropkę, aby nie pójść kilka kroków za daleko.
Pracujący obecnie w Skrze trener Robert Jocz nie odniósł się póki co do wypowiedzi Jana Błachowicza i Łukasza Jurkowskiego.
Jocz z perpektywy widza, to zawsze był antypatyczny, zamknięty mruk, więc zero zdziwienia że nie raczył nikogo informować o odejściu. Cała sytuacja natomiast z WCA wygląda na jakąś totalną dziecinadę. Prawda jest taka, że ekipa czeczeńska Arbi stójka plus Azor zapasy ma dużo większe papiery na oszlifowanie niejednego zawodnika niż nienadająca się do współpracy osobowość mrukowatego Jocza
Z perspektywy widza. Natomiast to nie musi się przekładać na treningi i prowadzenie zawodnika.
Póki co trener Jocz nie przedstawił jednak swojej wersji, więc…
Z tego co mi wiadomo, to Janek nie miał z Joczem podpisanego kontraktu trenerskiego. Jocz po prostu zarabiał jako pracownik WCA. Janek nie dzielił się procentem od swoich zarobków, więc musiał mieć wkalkulowane ryzyko, że w którymś momencie Jocz dostanie bardziej intratną propozycję (albo po prostu zmieni zdanie) i przejdzie do innego klubu. Gdyby Janek podpisał kontrakt trenerski, kosztem jakiegoś tam procenta zarobków miałby zagwarantowanego stałego trenera głównego. A tak wygląda na to, że chciał przyoszczędzić i teraz zdziwienie, że Jocz odszedł mimo, że prawnie nie byli w żaden sposób ze sobą związani.
Podejrzewam że bez powodu trener nie odszedł. Na 100% jest druga strona medalu. A jak nie wiadomo o co chodzi , to pewnie chodzi o pieniądze :)