Ngannou vs. Gane – mordercza siła czy zjawiskowa technika? Analiza i typ!
Kowadła w pięściach Francisa Ngannou czy nieuchwytność Ciryla Gane? Kto wygra walką wieczoru gali UFC 270?
Pojedynek na szczycie wagi ciężkiej pomiędzy Francisem Ngannou i Cirylem Gane, który zwieńczy sobotnią galę UFC 270, zapowiada się fascynująco. Uważam go za najbardziej intrygujący w historii mistrzowskich bojów w królewskiej dywizji amerykańskiego giganta. Kameruńczyk i Francuz to bowiem wyjątkowi, niepowtarzalni zawodnicy, jakich nigdy wcześniej w oktagonie nie oglądaliśmy.
Kto wyjdzie z tego boju obronną ręką? Czy faworyzowany przez bukmacherów Gane rzeczywiście na papierze ma większe szanse na zwycięstwo?
265 lb: Francis Ngannou (16-3) vs. Ciryl Gane (10-0)
Kursy bukmacherskie: Francis Ngannou vs. Ciryl Gane 2.28 – 1.63
W niniejszej analizie przyjrzymy się kluczowym technikom obu zawodników – z nieco większym akcentem na Francuza, który posiada znacznie więcej narzędzi do wyrządzania krzywdy bliźniemu aniżeli Kameruńczyk – oraz elementom, które mogą przesądzić o przebiegu oraz wyniku pojedynku.
Jak walczy Ciryl Gane?
Rywalizujący w formule MMA od niespełna czterech lat Ciryl Gane to absolutny ewenement pod kątem techniki, szybkości, mobilności i kondycji. Kategoria ciężka UFC nigdy wcześniej nie widziała zawodnika, który byłby podobny do francuskiego wirtuoza przestrzeni.
Określenie to – wirtuoz przestrzeni – ukułem oczywiście nieprzypadkowo. Gdybym miał bowiem wskazać największy atut Francuza – a jest w czym wybierać – to wskazałbym jego kontrolę dystansu. To Francuz decyduje o tym, kiedy w oktagonie dochodzi do zwarć. Odbywają się one na jego warunkach. Nikt w 265 funtach nigdy nie zarządzał przestrzenią tak fantastycznie, jak czyni to Bon Gamin. Francuz jest niebywale szybki, dynamiczny, zrywny, a krok ma lekki i sprężysty. Przy wadze około 112 kilogramów porusza się jak sprawny i szybki zawodnik wagi średniej, a może i półśredniej. Nieuchwytny. Jest, a nagle go nie ma. Oktagonowy duch.
Nikt w kategorii ciężkiej nie kontroluje dystansu jak Ciryl Gane.
Nie samą jednak ruchliwością człowiek żyje. Z jakich zatem narzędzi najchętniej korzysta w szermierce na pięści i kopnięcia Ciryl? Otóż, jego arsenał jest przebogaty, ale w oktagonowej grze Francuza wyróżnić można kilka fundamentów, do których odwołuje się najczęściej.
Po pierwsze, zmiana ustawień. Gane walczy doskonale z obu pozycji – klasycznej i odwrotnej. Co bardzo ważne, jego defensywa jest równie dobra w obu ustawieniach, z czym wielu zawodników miewa problemy. O ile bowiem przyswojenie sobie ofensywy z obu ustawień nie zawsze jest szczególnie skomplikowane, to już opanowanie obrony z niedomyślnej pozycji jest znacznie trudniejsze. Gane doskonale kontroluje dystans z obu. Regularnie też miesza ustawienia, trochę jak Israel Adesanya. Cofając się, odstawia to jedną, to drugą nogę, zmuszając nacierającego rywala do zrewidowania swoich planów – bo oczywiście inaczej walczy się z mańkutem, a inaczej z klasykiem.
Rzeczona płynność Francuza w mieszaniu pozycji – zarówno w atakach, jak i w obronie – stanowi bardzo istotny czynnik obniżający aktywność jego oponentów. Są oni zmuszeni do nieustannego dostrajania swojego ustawienia, technik, jakie chcą zaprząc do działania – a to oczywiście z uwagi na mieszanie pozycji przez Ciryla.
Na obu powyższych przykładach Francuz regularnie zmienia ustawienie, malując różnorodne oktagonowe obrazy przed swoimi przeciwnikami.
Gigantyczne sukcesy stójkowe francuskiego zawodnika są jednak nie tylko pochodną wspomnianych szybkości, kontroli dystansu czy walki z obu ustawień. Kapitalne znaczenia mają tutaj też liczne kiwki, zmyłki, zwody i przyruchy, jakimi najeżona jest oktagonowa gra Francuza. Markuje ciosy, atakując kopnięciami, markuje kopnięcia atakując ciosami. Sugestywnych przyruchów, które piekielnie trudno odróżnić od faktycznie wyprowadzanych ataków, jest tutaj co nie miara.
Wracając zaś do technik, wokół których obudowany jest styl Gane’a… Otóż – jaby! Piekielnie szybkie, precyzyjne, wyprowadzane oczywiście z obu ustawień. Gane lubi delikatnie, jakby karatecko, podskakiwać, by w najmniej spodziewanym momencie rytm ten podskoków złamać, doskakując z szybkim jak błyskawica prostym. Co piekielnie ważne, po wyprowadzeniu uderzenia nie zostaje w miejscu. Nie – dosięgając głowy nieboraka na pełnym niemal wyproście, natychmiast odskakuje, najczęściej w innym kierunku niż ten, z którego natarł. Nie stroni też od prostych na korpus. Ogląda się to bajecznie.
Prawy prosty Cyryla jest piekielnie szybki i precyzyjny – i potrafi nim razić także klasycznie ustawionych oponentów, co na papierze wcale łatwe nie jest. Zwracam uwagę, że po wyprowadzeniu uderzenia natychmiast odskakuje, nie dając rywali okazji na kontrę. Świetnie też potrafi łamać swój rytm, do którego wcześniej przyzwyczaja przeciwników. Zwracam natomiast uwagę na odrobinę zadartą do góry szczękę, do czego wrócę później…
Także z klasycznej pozycji Gane potrafi kapitalnie kąsać lewym prostym. W okamgnieniu skraca dystans, jednocześnie jak duch natychmiast z niego znikając.
Gdy już złapie rytm walki, ewentualnie poczuje, że jego przeciwnik jest już nieco zmęczony, Gane do jaba dokłada tylną rękę – czy to w charakterze prostego, czy też ciasnego sierpowego.
Natomiast nie oszukujmy się, Ciryl Gane to jednak zawodnik, który jest przede wszystkim specjalistą od kopnięć. Jego prawa noga jest zabójcza. Pełni różnorakie role – Francuz stosuje ją w charakterze kiwki, broni zaczepnej czy też narzędzia do masakrowania korpusu czy przedniej nogi przeciwnika.
Większość lowkingów Gane kopie właśnie prawą nogą. Gdy jest ustawiony odwrotnie, mając naprzeciwko siebie klasyka, kopie zewnętrznie. Szybkie, zaczepne kopnięcie. Irytujące. Gdy zaś ustawi się klasycznie, rąbie niskie kopnięcia – oczywiście prawą nogą – z pełną mocą, choć, co ciekawe, celuje raczej w okolice uda, kolana, rzadziej na wysokość łydki. Pamięta o tym, aby rzeczone kopnięcia poprzedzić kiwką, będąc też czujnym zaraz po ich wyprowadzeniu, aby nie narazić się na kontrę.
Bon Gamin uwielbia też kontrolować dystans kopnięciami na kolano – oczywiście z obu ustawień. Zniechęcają one rywali do skracania dystansu, opierania ciężaru ciała na wykrocznej nodze, aktywności. Często wykorzystuje je też pod inne ataki.
Na obu powyższych przykładach Gane atakuje kolano wykrocznej nogi rywali, by chwilę potem zamarkować ten atak – zamiast kopnięcia na kolano dostawia jednak nogę, wyprowadzając następnie długi krzyżowy – a na akcji z walki z Volkovem jeszcze prawy sierp.
Jego najgroźniejszą bronią wśród technik nożnych jest jednak frontal na korpus, głównie oczywiście prawą nogą. Kopie nim z obu ustawień. Czasami ze smagającego frontala zmienia go w odpychający frontal. Kopiąc na korpus, lubi zakręcać nogę do zewnątrz, omijając w ten sposób gardę przeciwnika. To unikalne, rzadkie kopnięcie. Co ciekawe, tego rodzaju kopnięcia prawą nogą – tj. odkręcane do zewnątrz – stosuje też kopiąc na nogę przeciwnika oraz na jego głowę. Nie robi tak w UFC praktycznie nikt – poza przywołanym już tu Israelem Adesanyą.
W arsenale Francuza mamy też oczywiście klasyczne kopnięcia okrężne na korpus i głowę, zawsze niemal przygotowane jakąś kiwką, nierzadko w krótkich kombinacjach.
Powyżej jedna z chętniej stosowanych przez Ciryla akcji. Trafia rywali mocnym okrężnym kopnięciem z odwrotnej pozycji, by następnie zamarkować rzeczone kopnięcie – zamiast jednak je wyprowadzić, wykorzystuje uniesioną już lewą nogę do skrócenia dystansu, przejścia do pozycji klasycznej i odpalenia mocnego prawego sierpowego.
Wracając zaś na moment do kontroli dystansu jako środka defensywy – czy czasami kontrofensywy – warto też wspomnieć, że Gane lubi czasami skleić się z nacierającym rywalem. Tak było chociażby w starciu z Derrickiem Lewisem. Od czasu do czasu Gane nie oddawał pola, wpadając w klincz na środku klatki – w ten sposób również oczywiście neutralizował najgroźniejszy element w grze Amerykanina, czyli jego ciężkie pięści w półdystansie.
Istotny – trochę niedoceniany – element w oktagonowej grze Francuza stanowi też klincz. Tam Ciryl potrafi naprawdę dobrze kontrolować swoich przeciwników – wyklucza ich ręce, dobrze spycha głową, potrafi zrobić sobie miejsce na mocne kolana na korpus, czasami zagrozi obaleniem. Lubi też atakować łokciami. W klincz wpada też czasami z latającym kolanem.
Jak Gane prezentuje się pod kątem zapaśniczym? Otóż, gigantem w tym obszarze może nie jest, ale potrafi wpleść próby obaleń do swojej gry – zarówno w dystansie, schodząc ostro do nóg, jak i w klinczu, szukając tam haczeń.
Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN
Jak na zawodnika, który jest tak wybornym specjalistą od szermierki na pięści, Francuz może pochwalić się naprawdę przyzwoitym parterem – przynajmniej pod kątem poddań. Aż trzy pojedynki wygrał bowiem dzięki technikom kończącym w parterze, raz nawet kończąc rywala – a konkretnie Dontale’a Mayesa – skrętówką.
Jak na jego tle prezentuje się Francis Ngannou?
Jak walczy Francis Ngannou?
Franciszek to również wybryk natury, ale pod zupełnie innym względem aniżeli Ciryl Gane. Owszem, jak na tak potężnego człowieka jest zaskakująco szybki i dynamiczny, dysponując też srogim wyczuciem czasu i dystansu – podkreśla to faworyzujący Kameruńczyka trener Firas Zahabi – ale przede wszystkim Predator dysponuje nieludzką wręcz mocą w pięściach. Nie musi trafić czysto, aby nokautować rywali. Nie musi brać wielkiego zamachu – vide króciutki cios, którym ustrzelił Caina Velasqueza. W historii wagi ciężkiej UFC tylko jeden zawodnik dysponował zbliżoną do Francisa Ngannou mocą w pięściach – chodzi oczywiście o Shane’a Carwina, który jednak pod kątem szybkości był lata świetlne za Kameruńczykiem.
Do jakich natomiast technik najczęściej odwołuje się Predator? Otóż, nie znajdziemy tutaj większej finezji, bo i takowa Kameruńczykowi do niczego potrzebna nie jest. Przy kowadłach, jakie ma zamiast pięściach, najprostsze środki wystarczają z nawiązką!
Mamy więc kombinację lewego z prawym – ten pierwszy najczęściej w charakterze prostego, którym Franek ustawia oponenta pod potężny prawy – a ten z kolei przybiera postać mniej lub bardziej obszernego sierpowego. Nierzadko Ngannou wykorzystuje rzeczony prawy w charakterze overhanda nad nadlatującym jabem przeciwnika.
Teraz korzysta z tej techniki nieco rzadziej, ale kiedyś – gdy ustrzelił brutalnie Alistaira Overeema – Kameruńczyk ochoczo odwoływał się do kombinacji lewy-prawy-lewy. Poniżej dwukrotnie próbuje w ten właśnie sposób – identyczny do nokautu na wspomnianym Reemie – ustrzelić Stipego Miocicia w pierwszym starciu.
Szczególnie w pierwszych walkach pod banderą UFC Franciszek lubił też rąbać srogimi podbródkami z obu rąk. Teraz czyni to jakby rzadziej, ale i okazji ostatnimi czasy mniej, więc… Nie miejmy jednak wątpliwości – jeśli nadarzy się okazja, Predator ponownie odpali wyrywające rywali z nóg bomby z dołu.
W obszarze technik nożnych Ngannou szczególnie zaawansowany nie jest – czasami grzmotnie wysokim kopnięciem, czasami uderzy na korpus – ale trzeba koniecznie zwrócić uwagę na jego niskie kopnięcia. Otóż, pomimo wielu już lat treningu Kameruńczyk nadal wyprowadza je jak Mariusz Pudzianowski w walce z Marcinem Najmanem, ale nie ma to większego znaczenia, bo rąbie nimi jak zły – i to często na wysokości łydki. Już kilka takowych może bardzo mocno wpłynąć na przebieg walki.
W klinczu Ngannou jest piekielnie silny, ale nie odwołuje się często do tej płaszczyzny – bo nie musi. Podobnie rzecz się ma z zapasami, które wykorzystuje niemal wyłącznie w charakterze defensywnym – pomijając może jedną akcję z rewanżu z Miociciem. O przewrócenie go nie jest łatwo. Do naturalnej tężyzny fizycznej dołożył bowiem w ostatnich latach solidne fundamenty techniczne.
Francis dysponuje żelazną szczęką, ale jego kondycja nadal stoi pod znakiem zapytania. Nie mieliśmy póki co okazji zobaczyć, czy od czasu klęski z Miociciem kilka lat temu aspekt ten poprawił. Tzn. nie mam wątpliwości, że poprawił, ale w jakim stopniu? Bóg jeden raczy wiedzieć!
Podsumowując, pewne niedostatki techniczne w stójce czy nieszczególnie bogaty arsenał w przypadku Francisa Ngannou schodzą na dalszy plan – z gigantyczną bowiem nawiązką niweluje je mocą w swoich pięściach.
Konfrontacja
Jakie elementy mogą mieć największy wpływ na przebieg i wynik walki? Przyjrzyjmy się najważniejszym z nich…
Franciszek 2.0?
Rewanżowy pojedynek ze Stipe Miociciem jest przytaczany często jako dowód na duży rozwój i zmianę stylu walki Francisa Ngannou. Ówczesny występ Kameruńczyka porównuje się chociażby z jego walką z Jairzinho Rozenstruikiem, na którego wściekle i chaotycznie ruszył bez ładu i składu, inkasując kilka uderzeń od cofającego się w linii Surinamczyka. Nie miało to jednak żadnego znaczenia, bo gdy sam dosięgnął go pięściami, było po wszystkim.
Czy rzeczywiście Ngannou z rewanżu z Miociciem to inny Ngannou? Otóż, nie oszukujmy się, w starciu z Amerykaninem – zapaśnikiem! – nie mógł sobie pozwolić na tego rodzaju szarże, bo skończyłby na plecach. Natomiast, owszem, kilka elementów w grze Kameruńczyka wyglądało znacznie lepiej. Nabrał ogłady technicznej. Co to dokładnie oznacza – bo oczywiście na Lowkingu na ogólnikach poprzestać nie możemy…
Otóż, Ngannou był nieco bardziej wyrachowany, szanował czas i swój bak z paliwem. Nie spieszył się. Po drugie – częściej niż onegdaj korzystał z ciosów prostych oraz kiwek. Kilka razy chociażby postraszył Miocicia lewym prostym, kamuflując w ten sposób mocny prawy. Po trzecie – uderzał też na korpus. Po czwarte – nie próbował urwać Miociciowi głowy każdym uderzeniem, lepiej kontrolując też balans – tj. nie wpadał już tak często z uderzeniami w rywala. Po piąte wreszcie – częściej zmieniał ustawienie na odwrotne, z tejże pozycji polując przede wszystkim na kopnięcie na głowę.
Po fragmencie klinczersko-zapaśniczym w pierwszej rundzie rewanżu z Miociciem oddychający już głęboko Ngannou powrócił do swojej wersji 1.0. Widzimy powyżej obszerne ciosy, wpadanie w dystans, niezachwycającą technikę. Nieźle – ale nie wybitnie! – poruszający się na nogach Miocic spokojnie wymanewrował powyżej Kameruńczyka.
Progres był więc widoczny gołym okiem. Natomiast byłbym bardzo daleki od określania Franciszka mianem wersji 2.0. Bardziej wyrachowana stójka, lepsze technicznie zapasy to zdecydowanie za mało!
Nadal mam monstrualne wątpliwości względem kondycji Kameruńczyka. Obejrzyjcie sobie, dobrzy ludzie, którzy zabrnęliście aż tutaj, co działo się, gdy w pierwszej rundzie doszło do rozerwania klinczu – mowa o tym fragmencie, gdy Franek przewrócił Stipego. Otóż – tak, tak! – Ngannou był wyraźnie zmęczony! Oddychał szeroko otwartymi ustami, a w ciągu 58 sekund od zakończenia walki na chwyty wyprowadził jedno li tylko uderzenie – kopnięcie na głowę z odwrotnej pozycji. Poruszał się wolniej. Komentatorzy byli zachwyceni, podkreślając, jaki to Kameruńczyk wyrachowany i opanowany – ale ja widzę tam potrzebę dużej regeneracji sił i ciężko oddychającego Franciszka.
Szybkość Gane, duża klatka
Wśród najszybszych rywali, z jakimi miał okazję mierzyć się Francis Ngannou, wskazałbym przede wszystkim Stipego Miocicia oraz Jairzinho Rozenstruika. Walki z Surinamczykiem – cytując Jose Aldo – w zasadzie nie było, więc trudno powiedzieć, jak wyglądałaby dalej. Stipe Miocić? Owszem, Amerykanin dobrze pracuje na nogach, ale pod tym względem wyraźnie ustępuje kapitalnie pracującego na nogach – czyli kontrolującemu dystans, decydującemu o tym, kiedy dochodzi do zwarcia – Cirylowi Gane.
Gigantycznym atutem Francuza będzie tutaj duży oktagon, w którym odbędą się zawody. Nawet w tym małym był piekielnie trudny do zamknięcia na ogrodzeniu – a na tak uwięzionego rywala najchętniej zapolowałby Predator – wobec czego tutaj, w tym dużym, Franciszka czeka jeszcze trudniejsze zadanie. Bon Gamin potrzebuje przestrzeni jak kania dżdżu – a duży oktagon zapewni mu jej sporo.
O ile zatem kastrowanie Gane z przestrzeni będzie tutaj dla Ngannou utrudnione, to jednak może on spróbować odrobinę ograniczyć jego ruchliwość. Jak?
Lowkingi
Tak… Niskie kopnięcia mogą być jednym z kluczowych elementów w tym pojedynku. Obaj zawodnicy lubią nimi rąbać i obaj wydają się odrobinę nań podatni. Ciryl Gane zainkasował sporo niskich kopnięć od Alexandra Volkova – Rosjanin generalnie wyszedł tam z ciekawą taktyką, za cel stawiając sobie, że odpowie lowkingiem na każdy lowking Francuza – a Francis Ngannou nie lubił krótkich wewnętrznych niskich kopnięć Stipego Miocicia oraz Jairzinho Rozenstruika.
Niskie kopnięcia to także oczywiście okazja do kontry – i jeśli Gane nie oszacuje odpowiednio dystansu i czasu, to nawet pomimo dużej odpowiedzialności w defensywie może skończy na deskach po nieprzygotowanym niskim kopnięciu.
Wreszcie, jak wspomniałem, niskie kopnięcia to sposób na obniżenie aktywności Francuza. Nie mam wątpliwości, że Kameruńczyk będzie się do nich odwoływał.
Kontra lewy-prawy sierpowe
Skracając dystans z prostymi – pomimo iż stara się wówczas minimalizować ryzyko – Gane będzie musiał piekielnie uważać nie tylko na kontrujący prawy overhand Ngannou, ale też na kombinację lewego sierpowego z prawym. Kameruńczyk dwukrotnie odpalił to kombo w kontrach w rewanżu z Miociciem – za drugim razem nokautując Amerykanina.
Na obu powyżej zaprezentowanych akcjach Franciszek szuka kontry obszernymi lewym i prawym sierpowymi. Stipe został ostrzeżony w pierwszej akcji – oberwał lewym – ale nie wyciągnął wniosków. Na drugim przykładzie ostro szarżuje (poczuł krew, wcześniej odrobinę wstrząsając rywalem), co przypłaca zainkasowaniem kolejnego lewego – tym razem rozstrzygającego walkę.
Jeśli Franek trafi czysto, Cyrylowi pozostanie tylko mieć nadzieję, że zdąży wcześniej minimalnie choćby zamortyzować uderzenie. Jego szczęka wydaje się solidna, ale… Po pierwsze – nigdy z rywalem tak mocno bijącym nie walczył, a po drugie – najmocniejszym prawdopodobnie uderzeniem, jakie dotychczas przyjął w swojej karierze w UFC, był poniższy podbródek autorstwa Alexandra Volkova. A mordercze podbródki Kameruńczyka już omawialiśmy…
Natomiast jeśli walka ta wyjdzie za pierwszą rundę, na jej wynik gigantyczny wpływ może mieć zasobność baku z paliwem obu zawodników.
Kondycja
Nie ma tutaj wielkiego sekretu. Francuz jest absolutnym tytanem wydolności. W mistrzowskich rundach porusza się z niemal taką samą dynamiką jak w pierwszej. Ewenement.
Kameruńczyk? Jak już wspominałem, mam w tym temacie bardzo poważne wątpliwości. Nokaut na Stipe Miociciu w drugiej rundzie – po pierwszej toczonej w bardzo spokojnym tempie – wcale mnie nie przekonuje, że Predator dokonał tutaj jakiegoś większego postępu.
Ba! Spodziewam się, że w starciu tym Gane powalczy też o to, aby szybciej wydrenować bak z paliwem Ngannou. Zdaje sobie niewątpliwie sprawę, że nieustannie trzymając dystans i tylko doskakując tylko z pojedynczymi atakami, raczej prędko nie zmęczy Kameruńczyka, więc…
Klincz, zapasy, parter
Oczywiście pamiętam doskonale, jak swego czasu Ngannou ustawiał Overeema – klinczerskiego tytana! – w klinczu, jak chciał, ale… Gane to naprawdę sprawny w zwarciu zawodnik. Doskonała technika, świetna kontrola, niemała też siła. Oczywiście w jakimś stopniu tężyzna fizyczna Predatora może mu się przysłużyć w walce na chwyty przy ogrodzeniu, ale… Nie chodzi tu przecież o wyrządzenie większych obrażeń Franciszkowi (chociaż te kolana na korpus…) – chodzi o to, aby go zmęczyć, aby jego mięśnie spuchły. A nie mam żadnych wątpliwości, że nawet gdyby jednak to Ngannou rozdawał karty w klinczu, to jego pasek z paliwem będzie zmniejszał się wówczas szybciej. Pamiętacie rewanż Dustina Poiriera z Conorem McGregorem? Irlandczyk radził sobie w klinczu lepiej, ale po rozerwaniu stracił wyraźnie na dynamice. Tego samego spodziewam się tutaj.
Oczywiście wchodzenie w klincz z Ngannou stanowi pewnego rodzaju igraszkę z ogniem. Kameruńczyk nie potrzebuje bowiem dużo miejsca, aby wyprowadzić nokautujący cios, także na rozerwanie. Nawyk Gane do tego, aby czasami łamać atak rywali wpadaniem w klincz, może tutaj przypłacić zainkasowaniem bomby, ale… Uważam, że gra jest warta świeczki.
Podobnie rzecz się ma z zapasami, które mogą odegrać tutaj dużą rolę. Francuz udowodnił, że nawet jeśli nie jest w stanie sfinalizować obaleń – vide walki z Rozenstruikiem czy Volkovem – nie cierpi na tym jego kondycja. A takie podejścia zapaśnicze w oczywisty sposób obniżają aktywność jego przeciwników, którzy w swoich poczynaniach muszą uwzględnić ryzyko wylądowania na plecach.
Jeśli więc miliony kiwek i zmyłek Gane uzupełni o próby obaleń, może mocno ograniczyć gotowość Ngannou do rozpuszczenia uderzeń.
Defensywa Gane – głowa wysoko, ręce nisko?
Zachwycałem się już tutaj szczelną obroną Francuza, ale… Pewne luki da się tam jednak dostrzec. Otóż, na początku swojej kariery w UFC walczył z wysoko uniesioną szczęką, chwilami przypominając samego… Dereka Brunsona! Jako jednak, że jego kontrola dystansu stoi na bajecznym poziomie, uchodziło mu to płazem.
Teraz nawyk ten nieco ograniczył, ale nadal tu i ówdzie doskakuje do rywala z lewym czy prawym prostymi, zadzierając szczękę w górę. To bardzo ryzykowne w konfrontacji z Ngannou.
Podobnie rzecz się ma z nisko czasami opuszczonymi rękami. Francuz rzadko korzysta z gardy, swoją całą niemal obronę opierając na kontroli dystansu. Póki co wychodzi mu to świetnie, ale tutaj margines błędu będzie minimalny.
Wspólne sparingi, mentalność
Trudno wyrokować z kanapy, który zawodnik wyciągnie więcej ze sparingów, jakie toczyli lata temu. Mając na uwadze, że Gane dopiero wówczas zaczynał przygodę z MMA, podczas gdy Ngannou był już w czubie dywizji, a pomimo tego Francuz nie odstawał – delikatnie rzecz ujmując – to może właśnie on na nich skorzysta? Grzechem byłoby nie wspomnieć też o trenerze Fernandzie Lopezie, który zna Kameruńczyka jak własną kieszeń. Choć – rzecz jasna – w ostatnich latach Predator mógł oczywiście mocno rozbudować swój arsenał pod wodzą Erica Nicksicka w Xtreme Couture.
Natomiast daje mi trochę do myślenia głowa Kameruńczyka. W drodze do walki rzuca wyzwania bokserom, debatuje o swojej sytuacji kontraktowej, tłumaczy się ze sparingów. Mam wrażenie, że może odrobinę za bardzo wybiegać w przyszłość.
Typowanie
Nie jest to oczywiście pojedynek łatwy do wytypowania, choć potencjalnych scenariuszy jest tutaj relatywnie niewiele. Niby Gane może obalić i coś złapać – skrętówkę – a i Ngannou obalający i zrzucający bomby z góry wykluczony nie jest, ale z dużym prawdopodobieństwem starcie to rozegra się jednak w stójce. A tam będziemy mieć konfrontację szybkości i techniki z siłą i – w mniejszym stopniu, ale jednak – także szybkością.
Rzecz jednak w tym, że w ogólnym rozrachunku za kluczowy czynnik tego pojedynku uważam kondycję – szczególnie jeśli wyjdzie on poza pierwszą rundę. Trudno natomiast w tym aspekcie nie dawać przewagi żelaznopłucemu Francuzowi, który – jak sądzę – w pierwszej rundzie będzie piekielnie czujny, nie stroniąc od prób klinczerskich lub zapaśniczych.
Jestem piekielnie daleki od skreślania Franciszka. Kowadła w pięściach mają znaczenie, niwelując czasami do zera inne braki! Mam jednak pewne wątpliwości przed wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków z jego rewanżu ze Stipe Miociciem – szczególnie pod kątem kondycyjnym! Owszem, jak to się przyjęło ładnie mówić w drodze do tej walki, Franciszek potrzebuje idealnej sekundy, aby ustrzelić Cyryla, a ten potrzebuje idealnych 25 minut, aby pokonać Kameruńczyka, ale… Uproszczenie to pomija kwestię kluczową – kondycyjną. Z każdą minutą walki o tę idealną sekundę Franciszkowi będzie coraz trudniej. Stopniowo z wersji 2.0 będzie przechodził do 1.0, atakując coraz bardziej chaotycznie.
Złożona, trudna do rozczytania i pełna kiwek gra Gane będzie stanowić problem dla Ngannou, coraz mocniej obciążać jego oktagonowy procesor. Powyżej ciosem na korpus i dwoma niskimi kopnięciami – zewnętrznym i na kolano – przygotowuje sobie kopnięcie na głowę lewą nogą. Zwracam uwagę na sugestywną kiwkę prawą nogą – sugeruje, że znów zaatakuje lowkingiem – którą poprzedza kopnięcie na głowę. Rozenstruik intuicyjnie unosi lewą nogę w defensywie – i odsłania też głowę.
Innymi słowy, powracający po 10-miesięcznej – pewna oktagonowa rdza? – przerwie 35-letni już Kameruńczyk skończy na tarczy. Ciryl Gane będzie kąsał go szybkimi prostymi i kopnięciami, wszystko poprzedzając trudnymi do rozczytania kiwkami. Nie będzie dawał zamykać się na ogrodzeniu. Poszuka klinczu i obaleń, aby szybciej wydrenować podejrzane zasoby kondycyjne Ngannou. Z każdą minutą jego przewaga szybkościowa będzie rosła. Wygra na punkty.
Zwycięzca: Ciryl Gane przez decyzję
Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN
Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.