Conor McGregor 2.0? Anatomia 40-sekundowej destrukcji!
Jak ocenić zwycięstwo Conora McGregora z Donaldem Cerrone? W jakich elementach błyszczał, a w jakich niekoniecznie? Co zmienił w swoim stylu walki?
W sobotni wieczór w Las Vegas Conor McGregor powrócił do oktagonu UFC z nie lada przytupem, w walce wieczoru gali UFC 246 w ledwie 40 sekund nokautując Donalda Cerrone.
Zachwytom nad występem Irlandczyka nie było końca. Pojawiły się nawet głosy, wedle których w sobotę w T-Mobile Arenie świat zobaczył Conora McGregora w wersji 2.0.
Czy opinie takie są uzasadnione? Czy mają oparcie w tych 40 sekundach, które McGregor zabawił w oktagonie? Przejrzyjmy się walce nieco szczegółowiej, analizując kluczowe dla jej przebiegu akcje – których oczywiście wiele nie było.
Otwarcie – przestrzelony lewy prosty
Swoim zwyczajem Notorious rozpoczął walkę niezwykle agresywnie. Ba, teraz nawet agresywniej niż zazwyczaj – w żadnej dotychczasowej potyczce w UFC w pierwszej sekundzie nie wyprowadził bitego z pełną mocą lewego prostego, jak uczynił to w sobotę.
Na powyższych zdjęciach niczego odkrywczego, ani godnego odnotowania co prawda nie zobaczymy – ot, McGregor wyprowadza bitego z maksymalną mocą krzyżowego, podczas gdy Cerrone bardzo przytomnie i w tempo nurkuje pod uderzeniem, choć traci rywala z pola widzenia – ale… Jeśli przyjrzymy się tej akcji z innego ujęcia kamery, zobaczymy element, z którego Notorious nie był szczególnie zadowolony.
Jak akcję tę po gali opisał zwycięzca?
– Po prostu zacząłem od potężnego ciosu – powiedział Conor w rozmowie z mediami. – Pochylił się. Widzieliście ten impet, tę siłę. To otwarcie walki mogło być pochodną oktagonowej rdzy, że się tak wyrażę. Byłem za bardzo poekscytowany.
Wspominając o „rdzy”, Irlandczyk nawiązuje oczywiście do szesnastu miesięcy przerwy od walk. Co jednak próbują nią wytłumaczyć? Otóż, najprawdopodobniej nie tylko przestrzelony cios, ale przede wszystkim to, co kosztowało go porażkę z Natem Diazem w pierwszej walce. Nieumiarkowanie w ataku.
Zwróćcie uwagę na lewą stopę Notoriousa na powyższych zdjęciach – odrywa ją od desek oktagonu, pędzi za ciosem, wpada w rywala. Właśnie tego rodzaju akcjami przypłacił porażkę w pierwszej potyczce ze stocktończykiem – próbował urwać rywalowi głowę, w każdy niemal cios wkładając maksymalną moc i wpadając w zasięg rażenia Diaza. Ten przepuścił masę tego rodzaju akcji Conora, odpowiadając mu kontrującymi, deprawującymi stocktońskimi liśćmi z prawicy – a inkasowanie tych nie pozostawało oczywiście bez wpływu na mentalność i nastawienie Irlandczyka w tamtym pojedynku.
Poruszałem zreszą ten temat w analizie przed starciem Conora z Donaldem.
W pierwszej walce z Natem Diazem Conor McGregor regularnie wyprowadzał akcje bliźniaczo podobne do tej widocznej na pierwszej animacji – pruł powietrze, szedł za ciosem, nie trzymając pozycji i inkasował prawego liścia od stocktończyka.
W rewanżu – drugi przykład – był natomiast znacznie bardziej wyrachowany, pozostając na pozycji, trzymając nogi pod sobą – vide lewa stopa przyklejona do desek oktagonu, przeciwnie do sytuacji z pierwszej akcji.
Na wyżyny swoich możliwości w tym właśnie elemencie Notorious wzniósł się oczywiście w konfrontacji z Eddiem Alvarezem, ale omawiałem to już na Lowking.pl wielokrotnie, więc…
A zatem, wracając do konfrontacji z Kowbojem, spragniony krwi i walki Irlandczyk nie rozpoczął jej tak, jak to sobie wymarzył. Nie okiełznał emocji.
Za to później…
Najlepsza akcja walki?
Rozpędzony Conor McGregor trafił nurkującego rywala udem, rewelacyjnie utrzymując równowagę. Doskonale cofnął biodra i nogi – zwracam uwagę, że pofrunął naprawdę wysoko, co jest widoczne na drugim zdjęciu. Na tym jednak nie koniec, bo Irlandczyk błyskawicznie zdystansował Kowboja cofając natychmiast lewą rękę, a prawą umieszczając pod wchodzącą mu w podchwyt lewicą Amerykanina.
Powyżej widzimy, jak lewa ręka Notoriousa utrzymuje dystans, odpychając Cerrone, podczas gry prawą wsuwa pod lewa pachę rywala. W ten sposób Irlandczyk miał punkty oporu, aby pomimo tego, iż jego nogi były w powietrzy, sprężyście odskoczyć od przeciwnika, neutralizując potencjalną próbę obalenia.
– Ruszyłem ostro – powiedział o tej akcji Irlandczyk. – Wyprowadziłem pierwszy cios, on się pochylił. Nie poszedł po obalenie. Dotrzymał słowa. Tylko się pochylił.
Co ciekawe, to właśnie tę akcję trener zwycięzcy John Kavanagh uznał za najlepszą w całym pojedynku. Był pod wrażeniem, jak szybko jego podopieczny był w stanie przejść od ataku – czyli lewego prostego – do obrony przed schodzącym nisko – ale nieszukającym obalenia, zaznaczmy – Donaldem Cerrone.
Klincz okazał się jednak początkiem końca Kowboja…
Uderzenia barkiem
Na pierwszym zdjęciu widzimy, jak Irlandczyk kontroluje lewicą prawą rękę Amerykanina w bicepsie. W wywiadach po gali wyjaśnił, że Donald Cerrone w podobnych sytuacjach – tj. nurkując pod lewicą – zanotował sukcesy w starciach z innymi mańkutami, Darrentem Tillem, którego na chwilę przewrócił, oraz Robbiem Lawlerem. Stąd właśnie utrudniająca Amerykaninowi potencjalne próby zapaśnicze kontrola jego bicepsa, a zarazem i dystansu.
Z kolei w międzyczasie prawa ręka Conora powędrowała na dół (lepiej widoczne na zdjęciach poniżej), aby uchronić się przed możliwymi kolanami z klinczu, które Donald lubi odpalać.
Na drugim zdjęciu powyżej widzimy natomiast pierwsze uderzenie barkiem. Notorious stwierdził, że poczuł po nim, iż Kowboj „znieruchomiał”, dlatego przypuścił kolejne tego rodzaju ataki.
Wydaje się jednak, że to drugie uderzenie barkiem – widoczne na powyższych zdjęciach – zrobiło największe spustoszenie na twarzy Amerykanina. McGregor trafił bowiem Cerrone prosto w nos, być może nawet go gruchocząc.
Zwracam też uwagę na lewą dłoń Amerykanina, który z sobie tylko wiadomych przyczyn ją… zamknął.
Powyżej uderzenia numer trzy i cztery – szczególnie to czwarte wydawało się również dojść do celu. Przy wyprowadzaniu każdego z nich Notorious generował zresztą dużą moc, odbijając się nogami, aby nadać im impet. Przy okazji tego trzeciego pofrunął w górę na dobre kilkanaście centymetrów – vide zdjęcie poniżej.
Dodajmy, że w wywiadzie zaraz po walce Kowboj stwierdził, że w klinczu zainkasował… łokcie!
Trzeba oddać dublińczykowi, że wykazał się nie lada kreatywnością, uderzając barkiem. Oczywiście tego rodzaju ataki widujemy od czasu do czasu – chociażby w wykonaniu Jona Jonesa – a raz nawet doszło do knockdownu tego typu uderzeniem…
Not bad but Conor is no Ricky Simon pic.twitter.com/FVBO72HygG
— closed (@JonDougherty) January 19, 2020
… ale spustoszenie, jakiego tą instynktownie zaprzęgniętą do działania techniką McGregor dokonał na twarzy Cerrone, zasługuje na brawa.
Wracając zaś do tego, stało się potem… Ostatnim uderzeniem, jakie Irlandczyk wyprowadził w klinczu, było kolano na głowę – weszło czysto.
Zdejmij gacie!
Zainkasowawszy rzeczone kolano, Kowboj w końcu – po czterech barkach i kolanie na głowę – postanowił coś zmienić w swoim położeniu. Zrezygnował mianowicie z podchwytu lewą ręką, wyciągając ją spod pachy rywala, co wywołało natychmiastową reakcję Irlandczyka – nieszczególnie chwalebną…
Conor – jak na szczwanego lisa przystało – powrócił mianowicie do swoich niecnych taktyk, którymi ratował się przed próbami zapaśniczymi Khabiba Nurmagomedova. Złapał Amerykanina za spodenki – tak się złożyło, że akurat w okolicach krocza. Jest to jeszcze lepiej widoczne poniżej, w końcowych fragmentach klinczerskich.
Zwracam uwagę na białe półkole na spodenkach Donalda Cerrone, widoczne w okolicach krocza. Właśnie w tym miejscu Conor McGregor trzyma go za spodenki, ciągnąc ku górze. Widać jak bardzo spodenki opinają tylną część uda Amerykanina.
Powyżej natomiast widzimy, gdzie rzeczone białe półkole powinno się znajdować, gdy akurat nikt Cerrone za spodenki nie szarpie.
Co stało się potem?
Conor – bokser?
Otóż, zanim przeanalizujemy sobie dalszą część walki, przyjrzyjmy się, w jakim ustawieniu zwykł walczyć w UFC Conor McGregor.
Powyżej widzimy jego pozycję w pojedynkach – od lewej – z Dustinem Poirierem, Jose Aldo oraz wspomnianym już Eddiem Alvarezem.
Prawa ręka wyciągnięta w charakterze systemu wczesnego ostrzegania (rozpisywałem się o niej w wielu poprzednich analizach stylu walki Conora, więc oszczędzimy sobie tym razem szczegółów), lewa przygotowana do odpalenia, na wysokości klatki piersiowej lub niżej. Ustawienie umożliwiające szybki odskok lub doskok i jednocześnie zapewniające solidną bazę na wypadek konieczności odchylenia celem przepuszczenia ataku rywala.
Jak natomiast wyglądało to w potyczce z Donaldem Cerrone chwilę po rozerwaniu klinczu?
Różnice widać gołym okiem – teraz Irlandczykowi znacznie bliżej do bokserskiego ustawienia. Pisałem o tym zresztą w analizie przed walką, odwołując się do migawek z treningów McGregora przed UFC 246, zwracając uwagę, że trzymał na nich wysoko gardę (absolutna nowość w jego stylu!) oraz kontrował prawym sierpowym z odejściem (również nowość!).
Te dosłownie 2-3 sekundy po rozerwaniu klinczu – bo przez tyle Irlandczyk trzymał się przedstawionego na zdjęciu ustawienia – mogą potwierdzać, że rzeczywiście w pewnym stopniu zmodyfikował swój styl. Nie zwykł bowiem nigdy trzymać rąk tak wysoko.
Jednocześnie jednak absolutnie nie sposób wykluczyć, że tak wysoko podniesione ręce Notoriousa były w dużym stopniu – a może wyłącznie? – pochodną stylu walki Donalda Cerrone, którego najgroźniejszą bronią są przecież wysokie kopnięcia.
Klasyka Conora – markowany lewy pod prawy z dołu
Uniósłszy brwi uważnych obserwatorów nowym ustawieniem po rozerwaniu klinczu, Irlandczyk błyskawicznie powrócił do swojego starego stylu walki. Zbliżając się do Amerykanina, zaatakował swoją doskonale znaną kombinacją, którą stosuje od lat – a mianowicie od markowanego krosa przeszedł do podbródka z przedniej ręki.
Powyżej McGregor wyprowadza lewicę, ale tylko do połowy, w ten sposób siejąc zamieszanie w szeregach obronnych przeciwnika i jednocześnie skracając dystans.
Następnie robi przekrok i odbijając się prawą nogą, uderza prawym z dołu. Uderzenie wydaje się dojść celu, choć niezbyt czysto.
Chwilę potem…
Lewica na schabach – kluczowy moment walki?
Po wyprowadzeniu prawego z dołu Conor trafia do niezwykle dominującej pozycji – pierwsze zdjęcie powyżej – kontynuując atak lewym na korpus – drugie zdjęcie. Wiele wskazuje na to, że uderzenie to doszło bardzo czysto, wstrząsając mocno wnętrznościami Amerykanina, który – co nie jest żadna tajemnicą – zdecydowanie nie słynie z odporności na takie właśnie ataki.
O znaczeniu tego trudno dostrzegalnego i niedocenianego ciosu (o ile się nie mylę, nikt o nim nie wspominał) świadczyć może wygląd Cerrone zaraz po jego zainkasowaniu. Spójrzcie:
To nie jest standardowa poza, w jakiej widujemy Donalda – na ogół wyprostowanego, sztywnego. Jest odrobinę zgięty, głowa nieco opuszczona, prawy łokieć blisko ciała. Wydaje się, że naprawdę odczuł uderzenie na brzuch, ale… Wrócimy do tego.
Poniżej natomiast wariacja przedstawionego powyżej ataku z walki z Dennisem Siverem – tutaj z kończącym kombinację atakiem lewym na głowę a nie na korpus, jak były podwójny mistrz uczynił w starciu z Donaldem Cerrone.
Wracając do sobotniej walki…
Perfekcyjny blok
Po zdzieleniu korpusu Kowboja wróciliśmy do dystansu, z którego jednak Conor szybko i skutecznie kastrował kompletnie nieruchliwego, nieszukającego zdecydowanego odejścia od siatki – prawdopodobnie czującego jeszcze ostrzelane schaby? – Amerykanina. Lewą rękę trzyma wysoko, w pogotowiu – na wypadek wysokich kopnięć ze strony Donalda.
Na pierwszym zdjęciu widzimy Conora tuż przed atakiem wysokim kopnięciem ze strony Donalda (lewica wysoko), na drugim kapitalnie rzeczone kopnięcie blokującego – i to oburącz! Notabene, Amerykanin trafił w jego prawą rękę, którą Irlandczyk zdążył wzmocnić defensywę lewą.
Kowboj do boku – prosto na kopnięcie
Co dzieje się potem? Otóż, Cerrone popełnia okrutny grzech niebu obrzydły. Nadal znajdując się pod presją, w okolicach siatki, odchodzi niemrawo do swojej prawej strony – czyli prosto pod najmocniejsze narzędzia w arsenale McGregora!
Tymczasem od zawsze Notorious tak poruszających się rywali straszył właśnie wysokim kopnięciem zakroczną nogą.
Powyżej Irlandczyk odpala okrężne kopnięcie na głowę od razu, gdy tylko Dustin Poirier próbuje odejść do swojej prawej strony..
Rzeczone kopnięcia niemal zawsze służyły Conorowi pod ustawianie sobie oponentów pod lewicę i kastrowania ich z przestrzeni – niekoniecznie wyrządzanie obrażeń – ale… Skoro Kowboj ustawił się jak kaczka na odstrzał…
Co robi na powyższych zdjęciach Cerrone? Otóż, chroni korpus – zamiast głowy! Obniża lewą rękę, klejąc łokieć do boku, prawą prostując i również obniżając. W rezultacie inkasuje kopnięcie w szczękę. Irlandczyk trafia co prawda stopą – a nawet jej końcówką – ale kopnięcie dochodzi celu wystarczająco mocno, aby okrutnie wstrząsnąć Kowbojem.
Nie ukrywam, że dostrzegam bezpośredni związek pomiędzy omówionym nieco wyżej lewym na korpus, jakim McGregor potraktował kilka sekund wcześniej Cerrone, oraz reakcją chronienia tegoż korpusu w odpowiedzi na okrężne kopnięcie Irlandczyka. Być może oczywiście w jakimś stopniu Kowboj spodziewał się po prostu kopnięć na korpus, jakimi lata temu ustrzelił go również walczący z odwrotnego ustawienia – i dzisiaj również nieprzejawiający już większej woli walki – Anthony Pettis, ale uważam, że kluczowy był jednak wspomniany cios na korpus. Donald instynktownie spróbował ochronić naruszony fragment ciała – i się przeliczył.
Co stało się potem? Otóż, Kowboj nie przejawiał już żadnej ochoty do kontynuowania pojedynku. Odwracał się bokiem przy ogrodzeniu, chroniąc jedynie głowę – jak z Darrenem Tillem. Nie próbował ani uciekać do boku, ani klinczować, ani obalać, o kontrowaniu nie wspomnę. Pogodzony z losem, przyjmował kolejne uderzenia. Jak nowicjusz – a nie zawodnik, który stoczył najwięcej walk w dziejach UFC.
McGregor przyznał po gali, że nie był do końca zadowolony ze swojego zachowania zaraz po knockdownie – zwrócił uwagę, że nieco się podpalił i jego selekcja uderzeń mogła być lepsza. Szybko jednak powściągnął ekscytację, prawą ręką na koniec trzymając nogę pogodzonego już z porażą rywala, a lewą go okładając i w ten sposób zmuszając sędziego do przerwania pojedynku. Na to tylko czekał nic nierobiący – nawet nie wierzgnął nogą! – Donald.
Conor McGregor 2.0?
Czy zatem w sobotę w T-Mobile Arena obejrzeliśmy Conora McGregora w wersji 2.0?
Otóż, trudno stwierdzić. Czterdzieści sekund to naprawdę niewiele. Wydaje się, że od strony szybkościowej Irlandczyk wyglądał bardzo dobrze, ale też trudno wysnuwać nawet i w tym względzie jakiekolwiek wnioski z uwagi właśnie na rywala, z jakim przyszło mu się mierzyć. Cerrone nie tylko nigdy nie słynął z wybitnej szybkości, ale ma też na karku prawie 37 lat, a do walki podchodził po dwóch nokautach.
https://twitter.com/streetfitebanch/status/1218953065321172992?s=20
Po stronie plusów w występie Notoriousa trzeba wskazać ostry start – mimo wpadnięcia w rywala – błyskawiczne przejście od ataku do obrony, kreatywne uderzenia barkiem, klasyczną dla niego presję, ostrzał korpusu po podbródku, świadomość zagrożenia highkickami ze strony rywala, własne kopnięcie na głowę oraz szybkie okiełznanie emocji po ekscytacji, jaka pojawiła się, gdy naruszył rywala.
Nie był to jednak – przynajmniej w tych czterdziestu sekundach, które dane nam było obejrzeć – diablo wyrachowany i niebywale skuteczny McGregor z walki z Alvarezem. Dwukrotnie wpadł w dystans – na samym początku i przy wyprowadzaniu kombinacji prawego podbródka z lewym na korpus – za co zresztą, przypominam, sam się pokajał. Gdyby podobnie podszedł do walki z zapaśnikiem albo gdyby Kowboj jednak spróbował obalenia, tę manierę Irlandczyk mógłby przypłacić wylądowaniem na plecach.
Jak już wspominałem, nie tylko ledwie 40-sekundowy dystans walki utrudnia ocenę aktualnego potencjału McGregora, ale także niski – jak się okazało – poziom rywala.
Nie sądzę jednak, aby Kowboj jakkolwiek oddał walkę – a takich głosów nie brakuje. To po prostu mający najlepsze lata kariery dawno za sobą slowstarter, który nie wytrzymuje presji wielkich pojedynków, nie trzyma ciosu i nie radzi sobie z agresywnymi usposobionymi rywalami. Skrojony na miarę.
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz darmowy zakład 50 PLN
*****
Ostatni akapit idealnie podsumowuje całe zestawienie oraz przebieg walki. „Rywal skrojony na miarę”. Dzięki za rozwianie wątpliwości.
Wydaje mi się, że tak agresywna postawa Conora, a także to wpadanie z ciosami było spowodowane głównie specyfiką i poziomem rywala.
Zapewne taka była taktyka, aby skończyć szybko walkę w pierwszej rundzie. A dodatkowo Conor czuł się bardzo pewnie z takim rywalem. Cowboy bardzo często drętwo zaczyna, łamie się i cofa pod naporem, ma wątpliwą już szczękę etc. Conor ruszył na pełnym gazie, bo był mega pewny swego, że skończy go szybko w pierwszej rundzie.
Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, aby to było intencjonalne – tzn. to wpadanie.
Po pierwsze – wątpię, aby Conor dążył jednak do klinczu (to, że sobie dobrze poradził bez znaczenia). Po drugie i najważniejsze – sam się pokajał za ten cios na początku, mówiąc, że się podpalił trochę, że to mógł być efekt rdzy.
Pewnie masz rację. Możliwe, że faktycznie się trochę podpalił.
Ale wydaje mi się, że świadomość tego, że z takim przeciwnikiem można pozwolić sobie na bardzo wiele też zrobiła swoje.
O żadnym 2.0 , na przykładzie tej walki, nie ma mowy. Nie mniej solidny Conor w wersji 1.0 też robi wrażenie i zasługuje na szacunek.