„Dokonał wielkiej rzeczy, bo przekonał mnie do taktyki, w którą na początku nie wierzyłem” – Szymon Kołecki wskazuje ojca sukcesu w walce z Mariuszem Pudzianowskim
Szymon Kołecki podsumował zwycięski bój z Mariuszem Pudzianowskim podczas gali KSW 47 w Łodzi.
Szymon Kołecki nie był bukmacherskim faworytem w starciu z Mariuszem Pudzianowskim w ramach co-main eventu sobotniej gali KSW 47 w Łodzi, ale niewiele sobie z tego robiąc, od początku rzucił się na byłego strongmana jak wściekł byk – i ostatecznie obalając rywala, doprowadził do jego kontuzji, co zakończyło walkę.
Nastrój spełnienia – po każdej zwycięskiej walce.
– powiedział dwukrotny medalista olimpijski w podnoszeniu ciężarów po gali.
Nawet nie chodzi o federację, nie chodzi o przeciwnika – po każdej walce jest naprawdę wielkie spełnienie. Przed walką zawsze nie mogę się doczekać pojedynku.
Jestem z siebie bardzo zadowolony, bo mimo że to była kontuzja, to ja też czułem, że mój napór na przeciwnika powoduje to, że on już słabnie. Wiem, że tej kontuzji nabawił się troszkę wcześniej i się odnowiła – ale ten napór też to spowodował. Nie wzięła się znikąd.
Kołecki narzucił Pudzianowskiemu mordercze tempo, nie dając mu ani milimetra przestrzeni, ani chwili oddechu. Rozpuszczał ręce w stójce, nacierał, był aktywny w klinczu, nieustannie zmuszając Pudziana do wytężonej pracy.
Jak się jednak okazuje, pierwotny plan na walkę był zupełnie inny…
Oglądaliście Michała Oleksiejczuka w Pradze – i nie dał (Gianowi) Villante odetchnąć. Moje zadanie było takie samo – nie dać odetchnąć Mariuszowi Pudzianowskiemu ani przez chwilę.
– powiedział Kołecki.
Znam wszystkie jego walki na pamięć. I zobaczcie – jak mu Marcin Różalski nie dał odetchnąć, cały czas się cofał. Karol Bedorf – na początku się cofnął, zobaczył, że Mariusz się rozjuszył – to cały czas w Mariusza. Jak w Mariusza weszli, to schodził do nóg, obalał. Różal tego nie wybronił, ale sobie jakoś poradził. Karol wybronił i wygrał.
Jak przeanalizujecie na spokojnie, to taktyka, którą ułożył Mirek Okniński – przed Mariuszem nie wolno się cofnąć – jest najlepszą taktyką.
Trener Okniński jest znany z wielu rzeczy. Wiele rzeczy też powiedział, które nie do końca się sprawdziły – dlatego być może nie wszyscy biorą go jako wiarygodnego eksperta, ale w sprawach treningu jest omnibusem. Uważam, że nikt tego by lepiej nie ułożył.
Muszę powiedzieć jedno – cztery miesiące temu, jak zaczynaliśmy przygotowania do tej walki, miałem zupełnie inny plan. Pochodzić, rozchodzić, uderzyć, odejść w dystans. Pochodzić, rozchodzić, uderzyć, Mariusz wejdzie, odskoczyć. Mirek w pierwszych tygodniach treningów ustawił przeciwników, którzy mieli mnie ciągle kopać po nogach i bić cepy. Jeden sparing, drugi, trzeci – a to wszystko zaczęło wchodzić. Noga zaczęła boleć.
Mirek mówi: jak tam ta twoja taktyka, może byśmy spróbowali moją? Mówię: no, może. Jak przyjmiesz, idąc w niego, nie ma tej siły, jaką trafia cię tam, gdzie celuje. I faktycznie – przez kilka tygodni idę do przodu, idę do przodu i nawet jak idą kopy, jak idą cepy, to na gardę, na gardę. Noga – blok, ręka – uderza. Wielokrotnie po kopnięciach przechwytywałem je, ciosem obalałem.
Uważam więc, że dokonał wielkiej rzeczy, bo przekonał mnie do taktyki, w którą na początku nie wierzyłem. Po kilku tygodniach zmieniłem nastawienie i stwierdziłem jedno – tylko do przodu w Mariusza.
Tu i ówdzie Szymona Kołeckiego, dla którego był to debiut w KSW łączy się z innym medalistą olimpijskim – w Judo – Satoshim Ishiim. Japończyk podczas tej samej gali wypunktował Fernando Rodriguesa Jr..
Zobacz także: analiza nokautu – jak Aleksandar Ilic rozbroił Damiana Janikowskiego?
37-letni Polak nie odmówiłby, ale nie ukrywa, że ma na siebie nieco inny plan.
Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że KSW nie będzie mnie tak często rzucało na wagę ciężką.
– powiedział.
Walczę w 93 kilogramach na co dzień. To była wyjątkowa sytuacja. Dostałem taką propozycję, nie miałem innej. Generalnie nie miałem większego wyboru. Mam nadzieję, że kolejne pojedynki będą w 93 kilogramach, ale podobnie jak Satoshi, ja też nie mogę decydować o tym, z kim walczę. Zobligowałem się kontraktem do pracy i taką pracę będę wykonywał.
*****
Śladami Glaube Feitosy – czyli anatomia upadku Damiana Janikowskiego