Wyborny Oleksiejczuk, Błachowicz jak Gaethje, rzeźnik z Syberii – pięć wniosków po UFC Praga
Polscy fani na brak emocji podczas praskiej gali UFC on ESPN+ 3 narzekać nie mogli – a to z uwagi na występy Jana Błachowicza i Michała Oleksiejczuka.
W sobotę amerykański gigant MMA zorganizował po raz pierwszy galę w Czechach, gdzie w akcji obejrzeliśmy dwóch Polaków – Jana Błachowicza i Michała Oleksiejczuka.
Oto najważniejsze z niej wnioski!
Błachowicz jak Gaethje – nic już nie musi
Nie udała się wyprawa do Pragi Janowi Błachowiczowi, który w starciu z Thiago Santosem miał postawić ostatnią sportową pieczęć na drodze do pojedynku o złoto, by przez trzy następne tygodnie – do starcia Dominicka Reyesa z Volkanem Oezdemirem w Londynie – pracować też nad poprawieniem swoich notowań medialnych.
W pierwszych dwóch rundach obaj zawodnicy nie forsowali tempa, wdając się w stójkowe szachy. Z uwagi na nastawionego na kontrujące sierpy rywala Polak nie mógł zaprzęgnąć do działania tak lubianych przez siebie lewych prostych, regularnie zresztą dostosowując swoje ustawienie do tego, jakie przyjmował Santos.
Na początku trzeciej rundy wszystko legło w gruzach – Cieszyński Książę padł znokautowany, przyjmując na szczękę srogie kontrujące sierpy od usposobionego tym razem wyjątkowo taktycznie brazylijskiego draba.
Kto wie, czy w kluczowej dla losów walki akcji zainkasowawszy na otwarcie trzeciej rundy dwa srogie lowkingi, Jan Błachowicz nie poczuł się jak były mistrz wagi ciężkiej Stipe Miocic w rewanżowym starciu z Juniorem dos Santosem podczas gali UFC 211.
Po pierwszym kopnięciu czułem, jak zbiera mi się w goleni krew. Myślę: „Hmmm…”.
– powiedział swego czasu Amerykanin o niskich kopnięciach Brazylijczyka na początku starcia.
Kopnął mnie raz jeszcze i zblokowałem, ale… Boże, jak to bolało! „Muszę skończyć tę walkę!” – pomyślałem. Poszedłem więc ostro, poszukałem swoich okazji i się udało.
Czy na otwarcie trzeciej rundy, gdy mocno już przecież okopany Cieszyński Książę zainkasował dwa kolejne lowkingi, nie przeszły mu przez głowę te same myśli co wtedy Stipemu Miocicowi?
Na domiar złego, zaraz przed wyprowadzeniem swojej firmowej kombinacji inicjowanej lewym z dołu Janek zmienił pozycję za odwrotną, dostosowując się w ten sposób do ustawienia Brazylijczyka. W rezultacie jego praca nóg została zaburzona – vide podskok na prawej na początku akcji.
https://twitter.com/SteveKMMA/status/1099427077109903360
Jan Blachowicz vs. Thiago Santos – Santos def. Blachowicz via TKO (punches) in Round 3 #UFCPrague pic.twitter.com/1SW1DYFMwY
— MMA Feed (@MMAFeed1) February 23, 2019
Marzenia o walce o złoto cieszynianin musi tym samym odłożyć na jakiś czas na półkę.
Tak jednak, jak każdy szanujący się fan MMA nie powie już nigdy złego słowa na Justina Gaethje – nawet jeśli ten od najbliższej walki do końca kariery praktykował będzie lay and pray – tak i każdy szanujący się fan nadwiślańskiego MMA będzie do końca wspierał Jana Błachowicza. Zostawieniem przed laty za plecami bezpiecznej przystani w KSW i wyprawą w nieznane – w pogoni za marzeniami – zapracował sobie na dozgonny sportowy szacunek bez względu na to, jak dalej potoczy się jego sportowa kariera.
Michał Oleksiejczuk – śladami Briana Ortegi
Serce rosło, gdy patrzyło się, jak ledwie 24-letni, niewyróżniający się prezencją, ale rzeźnickim nastawieniem – owszem, Michał Oleksiejczuk rozszarpuje w oktagonie doświadczonego Giana Villante, który z niejednego pieca już przecież chleb jadł.
Dowodzony przez trenera Mirosława Oknińskiego młodzian raz po raz rozrywał schaby Amerykanina soczystymi uderzeniami, wywierając na niespodziewającym się niczego nieboraku klaustrofobiczną presję. Wszystko zakończyło się pięknym lewym na wątrobę, po którym fala uderzeniowa rozlała się po całym ciele Amerykanina, zmuszając go kilka sekund później – niczym bomba z opóźnionym zapłonem – do przyjęcia poddańczej pozy.
https://twitter.com/jginger77/status/1099410581432516608
Jeszcze jedno tego rodzaju zwycięstwo i bogatszego w Pradze o dodatkowe $50 tys. w ramach bonusu za Występ Wieczoru Michała Oleksiejczuka będziemy mogli śmiało ustawić w jednym szeregu obok młodych wilków kategorii połciężkiej w osobach Johnny’ego Walkera, Dominicka Reyesa czy Aleksandara Rakica.
Styl walki pochodzącego z Barek zawodnika przypomina w wielu aspektach to, co w oktagonie wyczynia sam Max Holloway – duża mobilność, ciągła presja, tytanowa szczęka, mocna kondycja, różnicowanie mocy w uderzaniach, umiłowanie do ataków na korpus.
Z Michała Oleksiejczuka – który karierę w UFC rozpoczął jak jedna z ofiar wspomnianego Hawajczyka, Brian Ortega – możemy mieć w przyszłości naprawdę wiele pociechy.
Jedno tylko pytanie – dlaczego po wszystkim zabrakło zaproszenia w oktagonowe tany Jimiego Manuwy?
Syberyjski gangster kontynuuje marsz na szczyt
Petr Yan nie zawiódł, prezentując wyborną dyspozycję w najważniejszej walce w swojej zawodowej karierze. Mający na koncie ponad 70 walk bokserskich Sybirak od początku nie dał chyżonogiemu rywalowi miejsca i czasu na oktagonowe sprinty, raz za razem rewelacyjną pracą na nogach, bogatym arsenałem uderzeń, umiejętnym mieszaniem pozycji, różnicowaniem mocy w ciosach i atakami na korpus oraz głowę odbierając Amerykaninowi ochotę do walki. Metodycznie. Minuta po minucie.
Niby oktagon niemały, ale Magik czuł się tam, jakby rywalizował z Yanem w budce telefonicznej.
W drugiej rundzie Rosjanin wylądował co prawda na chwilę na deskach, ale to jedynie podrażniło jego sportową ambicję i złość – dokonawszy drobnych poprawek w defensywie, ruszył do dalszych huraganowych – ale jednocześnie kapitalnych pod względem technicznym i taktycznym – ataków.
Gdyby walka potrwała 5-10 sekund dłużej, Yan prawdopodobnie zafundowałby Dodsonowi pierwszą porażkę przed czasem w 31-walkowej już przygodzie Amerykanina ze sportem. Owszem, Magik ma już swoje lata i najlepszy etap kariery za sobą, ale poza Demetriousem Johnsonem nikt w UFC nie wyglądał na jego tle tak dobrze jak Petr Yan – ani John Lineker, ani Marlon Moraes, ani Jimmie Rivera.
A zatem – gdyby temat nie był jeszcze jasny – owszem, garnący się teraz do walki ze wspomnianym Riverą ledwie 26-letni Syberyjski Gangster ma już teraz wszelkie oktagonowe narzędzia, aby pokonać każdego koguciego na świecie – od stójki przez zapasy i parter po charakter, kondycję i szczękę.
https://twitter.com/streetfitebanch/status/1099806040458170368
Ismail Naurdiev debiutuje z przytupem
Debiutujący w Pradze w oktagonie amerykańskiego potentata Ismail Naurdiev wyróżniał się przed galą w trzech aspektach.
W starciu z Michelem Prazeresem był największym bukmacherskim underdogiem w całej rozpisce. Z ledwie 22 latami na karku był też najmłodszym uczestnikiem gali, a z dwoma tygodniami na treningi do wziętej w zastępstwie walki miał za sobą najmniej czasu na przygotowania.
A jednak! Mający czeczeńskie korzenie Austriak zaskoczył fanów i ekspertów większych oraz mniejszych, na pełnym dystansie pokonując zaprawionego w bojach i rozpędzonego serią aż ośmiu wiktorii Brazylijczyka. O ile solidna stójka Austriackiego Wonderboya nie stanowiła większego zaskoczenia, to młodzian zaprezentował też niezłą obronę przed obalenia i świetną pracę z pleców, kilka razy efektownie przetaczając weterana.
Traktor to piekielnie cenny skalp na debiut – szczególnie wzięty w ostatniej chwili, praktycznie bez przygotowań.
Jeśli Ismail Naurdiev spręży się, to kto wie, może zdąży jeszcze załapać się na walkę ze Stephenem Thompsonem?
Czesi kochają MMA
Gala w Pradze wyprzedała się błyskawicznie. Na trybunach zasiadło 16 583 widzów, co stanowi najlepszy wynik spośród wszystkich tegorocznych gal Dany White’a i spółki, dystansując galę w Phoenix, którą oglądało 14 269 fanów.
Także wpływy z bramki na poziomie ponad $1,6 mln okazały się najwyższe w tym roku. Ba, UFC pochwaliło się też, że sobotnia gala wygenerowała najwyższe wpływy spośród wszystkich jednodniowych wydarzeń sportowych w historii praskiej hali O2 Arena.
Thank You, Prague!
Gate: $1,606,176 USD
* Highest grossing one-day sporting event in arena history
* Biggest MMA event in Czech Republic historyPerformances of the Night: Santos, Struve, Oleksiejczuk, Grant #UFCPrague pic.twitter.com/djxnUzvfF2
— UFC News (@UFCNews) February 23, 2019
Niedawno co prawda czeska organizacja XFN ściągnęła na trybuny ponad 17 tys. ludzi, ale w charakterze walki wieczoru doszło wówczas do walki bokserskiej między dwoma raperami.
Jednym zdaniem
- Carlo Pedersoli Jr. dokonał wyczynu nie lada – w trzeciej walce z rzędu w UFC został posłany na deski w kontrze na nieprzygotowane kopnięcie
- Stefan Struve ogłosił zakończenie sportowej kariery, kuriozalnie zaznaczając, że może jednak jej nie zakończy
- Chris Fishgold wygrał, ale nie wyciągnął niemal żadnych wniosków z przegranego debiutu – wątpliwe, by kiedykolwiek przedarł się do czołowej piętnastki wagi piórkowej
- Carlos Diego Ferreira dał bardzo dobrą walkę z Rustamem Khabilovem, który najlepsze lata wydaje się mieć dawno za sobą
*****