UFC

„Wyjdę tam, żeby go zabić” – Israel Adesanya o walce z 'idolem’ Andersonem Silvą

Israel Adesanya opowiedział o kulisach zestawienia walki z Andersonem Silvą, do której dojdzie podczas lutowej gali UFC 234 w Melbourne.

Od dawien dawna Israel Adesanya nie ukrywał, że Anderson Silva był dla niego największą inspiracją w sportach walki. Nigeryjczyk zobaczył Brazylijczyka w akcji na żywo po raz pierwszy w 2008 roku podczas gali UFC 90 w Rosemont, gdzie Pająk rozprawił się z Patrickiem Cote.

The Last StyleBender nie ukrywał jednocześnie od dłuższego czasu, że potyczka z 43-letnim już Brazylijczykiem na tym etapie kariery nie jest mu do niczego potrzebna. A jednak! Jak przyznał w programie The MMA Hour, zdanie zmienił kilka tygodni temu pod wpływem… snu, jaki mu się przyśnił. Zdał sobie sprawę, że pokonanie zawodnika, dzięki któremu zainteresował się w ogóle MMA, stanowić będzie idealne, filmowe zwieńczenie ich relacji.

I przed taką okazją stanie 9 lutego podczas gali UFC 234 w Melbourne, krzyżując pięści z Pająkiem. Pierwotnie co prawda – jak zdradził – matchmakerzy wyszykowali mu na styczeń Ronaldo Jacare Souzę, ale ostatecznie Aligator potrzebuje więcej czasu na dojście do pełni zdrowia po morderczej, wygranej batalii z Chrisem Weidmanem.

Zacząłem to wszystko, naśladując jego styl, bo też jest wysokim, szczupłym gościem jak ja.

– powiedział Adesanya o Silvie.

Jeśli chcesz walczyć ze swoim klonem, możesz walczyć ze mną. Tyle że jestem od ciebie lepszy, bo przestudiowałem każdy najdrobniejszy, kurwa, ruch, jaki wykonujesz. Wiem, kiedy chce się rozluźnić, wiem, kiedy chce zaatakować, wiem, kiedy jest nastawiony ofensywnie, wiem, gdy chce ruszyć ostro. Czuję to.

Wiem o nim więcej niż on wie o sobie samym. Wiem o nim pewne rzeczy, których on sam o sobie nie wie – bo patrzę na to z zewnątrz. Cieszę się, że wziął walkę.

Brazylijczyk nie był widziany w akcji od prawie dwóch lat, a od dawna jego forma pozostawia wiele do życzenia, ale Nigeryjczyk podchodzi z dystansem do opinii, wedle których Pająk jest już cieniem samego siebie z czasów świetności.

To nadal Anderson Silva.

– stwierdził Israel.

Czy to się komuś podoba, czy nie, niedawno zlał… To znaczy, na papierze Bisping tę walkę wygrał, ale punktowałem dla Andersona. Można było przerwać tę walę na koniec trzeciej rundy po tym latającym kolanie. To nadal niebezpieczny gość, to nadal ten sam gość, który zajebał Vitorowi Belfortowi frontalem w twarz. Nadal jest sprawny i ze wszystkich innych prawdopodobnie może ze mną pogrywać lepiej niż ktokolwiek inny, bo jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Z gliny geniuszu. Poruszamy się inaczej niż inni. To więc gość, który będzie rozumiał, że poruszamy się inaczej. Nie lekceważcie go. To Pająk.

Nigeryjczyk zadebiutował w UFC ledwie dziewięć miesięcy temu, a dzisiaj może pochwalić się już serią czterech wiktorii, które katapultowały go na 6. miejsce w rankingu kategorii średniej. Nie ma wątpliwości, że zwycięstwem z Andersonem Silvą zapewni sobie pojedynek o pas mistrzowski ze zwycięzcą konfrontacji Roberta Whittakera z Kelvinem Gastelumem.

Wiem, że go pokonam i muszę to zrobić.

– powiedział Adesanya o walce z Silvą.

Nie przeceniam go, ale też go nie lekceważę. Muszę tam wyjść i wykonać swoją robotę. Mówiłem to już – fakt, że jestem jego fanem, nie znaczy, że nie może wyłapać. To, że jestem fanem, nie znaczy, że nie pójdę z nim ostro. Nie będę jak GSP, gdy bił się po raz pierwszy z Mattem Hughesem. Patrzył na dół i przyznał, że był przerażony. Czuł, że nie zasługuje, aby tam być. Tutaj będzie inaczej. Wyjdę tam, żeby go zabić, żeby go zniszczyć.

To znaczy dla mnie więcej niż pierdolony pas mistrzowski. Tracę mowę na samą myśl o tym. Naprawdę, to dla mnie znaczy w chuj dużo. Podczas UFC 90 obejrzałem tego gościa na żywo po raz pierwszy. Wcześniej oglądałem DVD, na których rozwalał gości. To jakby LeBron James stawał teraz do walki z Michaelem Jordanem.

Znaczy to więc dla mnie więcej niż jebany lśniący pas. Mogę zabić gościa i powiedzieć z czystym sumieniem: „Dokonałem tego, po co tu przyszedłem. To koniec”. Ale to nie będzie koniec.

*****

Analizy KSW 46 – Khalidov vs. Narkun II, czyli tropem McGregora

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button