„Czułem się dobrze i dobrze się bawiłem” – Chuck Liddell niezdecydowany w sprawie emerytury
Chuck Liddell podsumował porażkę przez nokaut w pierwszej rundzie z Tito Ortizem, nie wykluczając, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w MMA.
Nie udał się Chuckowi Liddellowi powrót do akcji po ośmiu latach przerwy. W starciu wieńczącym trylogię z
Wyszedłem tam i nie mam żadnych wymówek.
– powiedział podczas konferencji prasowej po gali Liddell (za MMAJunkie.com).
Byłem w świetnej formie, gotowy do walki, a on okazał się lepszy. Tyle.
Uwielbiam walkę. Musicie zrozumieć, że to kocham. Nigdy nie walczyłem dla pieniędzy czy sławy. Nie dlatego rozpocząłem karierę. Zrobiłem to, bo to uwielbiam. Byłem gotowy do walki. Oczywiście chciałbym kilka rzeczy zrobić inaczej, ale tak bywa.
Lata temu obaj zawodnicy byli serdecznymi przyjaciółmi, często chadzając wspólnie na imprezy, ale z czasem ich relacje zaczęły się pogarszać, co doprowadziło do dwóch walk, jakie stoczyli w 2004 i 2006 roku. Obie padły łupem Liddella, który dwukrotnie znokautował Ortiza.
Nie wiem, jak ocenić teraz nasze relacje.
– powiedział Iceman.
Szanuję go. Wchodzi do klatki. Szanuję każdego, kto wchodzi do klatki. Szanuję go, szanuję pracę, jaką wykonał. Przygotował się do walki, wyszedł, walczył twardo i pokonał mnie.
Dla prawie 49-letniego Liddella była to czwarta z rzędu porażka przez nokaut. Oficjalnie zarobił za nią $250 tys.
Czy był to dla niego ostatni pojedynek w karierze? Otóż, sprawa nie jest przesądzona…
Nie chcę teraz o tym myśleć.
– powiedział.
Nie mam teraz głowy, żeby rozmawiać o tym, czy to koniec czy nie koniec, ale czułem się tam dobrze i dobrze się bawiłem, więc zobaczymy.
*****
Skromny Franciszek, holenderski wyga i polsko-niemiecki nieszczęśnik – cztery wnioski z UFC Pekin
jasne, jasne, nie dla pieniędzy…
dzieci i dom same na siebie zarobią.
kuźwa niech walczy charytatywnie, jak nie o pieniądze chodzi