UFC

„Wiem, że nie zostanie mistrzem UFC, ale…” – trener z żarliwą obroną Artema Lobova

Trener John Kavanagh stanął w obronie Artema Lobova, w obszernym wpisie w mediach społecznościowych przedstawiając argumenty na rzecz pozostawienia jego podopiecznego pod sztandarem UFC.

Posiada ujemny rekord 14-15-1. W UFC stoczył siedem walk, przegrywając pięć. Na tarczy skończył trzy ostatnie pojedynki. Jednocześnie jest od lat głównym sparingpartnerem i przyjacielem największej gwiazdy światowego MMA Conora McGregora.

Mając wszystko to na uwadze, trzeba mocno wysilić się, aby wyrazić zdziwienie głosami krytyki pod adresem Artema Lobova, wedle których na swoje miejsce w ekstraklasie światowego MMA po prostu nie zasługuje.

Jednak po wczorajszej porażce z Michaelem Johnsonem w co-main evencie gali UFC Fight Night 138 w Moncton trener Rosyjskiego Młota John Kavanagh podjął próbę przekonania opinii publicznej – fanów oraz ekspertów większych i mniejszych – że sprawy mają się jednak inaczej, a jego podopieczny zasługuje na miejsce w UFC.

Artem Lobov jest w UFC tylko dzięki relacjom z Conorem McGregorem. Być może. Tylko dzięki Conorowi po porażce w eliminacjach został przywrócony do TUF-a, bo w przeciwnym wypadku być może skończyłby karierę. Ma ujemny rekord, a wczoraj doznał kolejnej porażki.

napisał trener na Facebooku.

Jeśli interesuje was tylko rekord, jeśli w swoich analizach nie potraficie zagłębić się dalej niż do stosunku zwycięstw do porażek, lepiej przestańcie czytać. W zasadzie jeśli nigdy nie spróbowaliście czegokolwiek osiągnąć, a zamiast tego cieszy was pompatyczne mędrkowanie, polecam wam ostatni artykuł Chucka Mindenhalla.

Jeśli jednak interesuje was szczera rozmowa, w której być może na końcu nie znajdziemy porozumienia, czytajcie dalej. Proszę was tylko, abyście pozostali uczciwi i opierali swoje argumenty na logice a nie na niechęci do jego utytułowanego klubowego kolegi.

Czy zatem bazując na jego osiągnięciach, Artem zasługuje na miejsce w UFC? Czy powinien zostać zwolniony po kolejnej porażce? Cóż, po pierwsze, gdyby porażki z klasowymi rywalami były jedynym kryterium zwolnień, szybko w dywizjach zostałoby po dwóch zawodników. To oczywiste, ale podczas każdej gali połowa zawodników przegrywa. Zwolnić ich wszystkich?

A więc nie zwalniać zawodników, którzy przegrywają więcej niż wygrywają? Oczywiście – nie. Ktoś taki jak CM Punk – chociaż przynoszący rozrywkę – nie mógł rywalizować na poziomie UFC. Jego ostatnia walka była przeciwko komuś z rekordem 0-1 jako amator i 0-1 jako zawodowiec. Dla swojego własnego zdrowia musi walczyć z niższej klasy rywalami. Czy Artem jest więc podobny? Bardzo niski poziom sportowy, ale sławny kolega?

Cóż, popatrzmy na dowody, rozpoczynając od ostatniej walki. Od lat jestem wielkim fanem MJ. Przejechał się po lekkim 'w grze o złoto’ Poirierze w niecałe dwie minuty. Pokonał obdarzonych dużymi umiejętnościami Tony’ego Fergusona i Edsona Barbozę. Oczywiście więc, gdy sklasyfikowany kiedyś na 5. miejscu w rankingu lekki walczył z Artemem, to powinna to być gra do jednej bramki? Więc jak było po dwóch rundach? Dwóch sędziów miało remis przed trzecią rundą. Runda trzecia była bliska, aż MJ znalazł to świetne obalenie. Dobra robota, świetne zwycięstwo. Ale nie w tym rzecz – trudno dostrzegać tu bowiem jakiekolwiek lanie.

A co z jego rajdem w TUF? Nie da się dyskutować z tym, że miał szczęście, wracając do programu – ale co zrobił potem? Znokautował trzech gości z rzędu, aby walczyć w finale. Niewielu zawodników na tej planecie było w stanie dokonać czegoś takiego w TUF.

A co stało się, gdy spotkał się z „permanentnym pretendentem” Cubem Swansonem? Czary pas BJJ, agresywny i kreatywny uderzacz z ogromnym doświadczeniem z jednego z najlepszych klubów na świecie. Artem dostał tę walkę wieczoru tylko dzięki Conorowi – tak? Miał zostać obnażony i znokautowany albo poddany w minutę albo dwie – tak? Błąd. 25 minut, w których Artem miał swoje chwile i zapracował na Walkę Wieczoru. Pomimo tego, że ostatecznie przegrał, mówienie, że wyglądał na zawodnika, który nie zasługuje na UFC, byłoby mówieniem opartym na emocjach z powodu niechęci do niego lub Conora, zamiast bazowania na faktycznym występie.

Artem to rzadki okaz zawodnika. Prawdziwy wojownik. Rozmawiałem z władzami największych organizacji na świecie i powtarzali mi, że nie ma znaczenia, z kim walczą twoi goście, byle mieli dobre rekordy i wtedy ich weźmiemy. Tylko tyle się liczy – a w boksie zawodowym to standard od bardzo dawna. Wykręćcie im 12-0 i bierzemy ich. Ale to nie jest podejście Artema. Każda walka była najtrudniejszą, jaką mógł znaleźć na rynku. Często się o to kłóciliśmy, bo próbowałem mu to odradzić, ale nie chciał słuchać. Absolutnie nie jest to najskuteczniejsza droga, jeśli chcesz się dostać do „wielkich organizacji”. Wyciągnąłem z tego wnioski, ale też to droga, której nie można nie szanować.

Przyznam, że piszę to częściowo z powodu emocji. Artem to mój przyjaciel. Wiem, jak nieprawdopodobnie ciężkie było jego życie i naprawdę mam nadzieję, że któregoś dnia wyda książkę, która byłaby zdecydowanie ciekawsze od tej wydanej przeze mnie. Dodatkowo, jego nastawienie „ktokolwiek, kiedykolwiek, gdziekolwiek”, często cytowane… Tak rzadko prawdziwe. Budzi we mnie fana.

Jako sparingpartner będzie dla ciebie niesamowicie twardy, brutalnie szczery i odda ci ostatnie euro, jeśli tego potrzebujesz.

Uważam jednak, że jego występy przeciwko najmocniejszym rywalom na świecie zasługują na znacznie więcej szacunku, niż jest im okazywane. Nie uważam, aby Artem posiadał umiejętności wystarczające na tytuł mistrza UFC, mogę być tutaj szczery i to przyznać – ale na sto procent zapracował na szacunek innych zawodników i udowodnił – niezależnie – że zasłużył na swoje miejsce na dużej scenie. Rozumie biznes i wie, jak budować walki, które zawsze są ekscytujące. Można go kochać, nienawidzić, ale fani zawsze są zaangażowani, gdy w karcie walk pojawia się Rosyjski Młot.

Nie wiem, co czeka go dalej. Może zdecyduje, aby wykorzystać tytuł magistra w finansach albo znajomość 5 języków w świecie wielkich korporacji, ale jeśli będzie nadal walczył, z dumą stanę za nim w narożniku.

Jako bonus za przeczytanie całej niedzielnej kolumny prezentuję nagranie z Artemem czyniącym to, czego nikt inny nie był w stanie dokonać – sparowania i pomaganie Conorowi przez pawie dziesięć lat w każdym tygodniu. Pochodzi sprzed 7 lat, gdy nikt niczego jeszcze nie posiadał poza Artemem i jego włosami.

*****

Lwie Serce i jako-taki skill, Afrykaner zawadiaka, profesor Kattar – cztery wnioski z UFC Moncton

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button